Łączna liczba wyświetleń

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział XVII

Dwa tygodnie później…
Ten czas zleciał niesamowicie szybko, ale zapowiadał on bardzo przyjemny przedział w moim życiu. Wszystko się układało. Troy udowodnił, że jest chłopakiem, któremu mogę zaufać, z Przemkiem nie utrzymywałam już kontaktu, z facetem mamy miałam dobry kontakt, z nią samą nie koniecznie. Myśli o tacie wciąż się pojawiały, ale na szczęście nie były już tak dla mnie bolesne, pogodziłam się z jego śmiercią. Kolejnym plusem było to, że poznałam Adę, dziewczynę Darcy’ego Warda. Miałyśmy tak wiele wspólnego, że spędzałyśmy ze sobą każdą wolną chwilę. Miałam nadzieję, że tak już pozostanie.
Niedziela. Miał się odbyć kolejny z meczy. Tym, razem pojechałam z Troy’em do Wrocławia. Betard podejmował u siebie Leszno, czyli Przemek też miał tam być. Byłam szczęśliwa z Troy’em, więc byłam pewna, że obecność Przemka niczego nie zmieni, mimo, że pamiętałam o nim. W głowie cały czas gdzieś tam siedziały mi myśli jak on się czuje, co robi, ale Troy był dla mnie ważniejszy.
W parku maszyn panował spokój. Wrocławianie u siebie byli bardzo mocną drużyną, a Leszno bez Przemka było jak Unibax bez Chris’a Holdera. Na Stadion Olimpijski przybywali pierwsi kibice, którzy byli pewni, że ich drużyna odniesie kolejne zwycięstwo.
                   - Kochanie? – Zawołałam Troy’a.
                   - Tak? – Odwrócił się w moją stronę.
                   - Widziałeś gdzieś Przemka?
                   - Nie, a co? – Chłopak widocznie się zdenerwował.
                   - To dobrze, bo ja też nie chcę go widzieć. – Odpowiedziałam uśmiechnięta i podeszłam do Troy’a.
Zdjęłam my z nosa czarne okulary, stanęłam na placach, zawieszając się przy tym na jego szyi i pocałowałam w usta. Troy objął mnie w pasie, uniósł do góry i spojrzał mi w oczy.
                   - Kocham Cię.
                   - Ja Ciebie też. – Odpowiedziałam pewna swoich uczuć.
                   - Jestem niesamowitym szczęściarzem.
                   - Ja to dopiero jestem szczęściarą. - Uśmiechnęłam się i wskoczyłam na Troy’a, zawieszając uda na jego biodrach.
                   - Mam nadzieję, że będę częściej widział Twój uśmiech niż łzy.
                   - Będzie tak, zobaczysz. – Odparłam i pocałowałam go po raz kolejny.
Puściłam Troy’a, założyłam jego okulary i poszłam do boksu Tai’a. Brytyjczyk jak zawsze wyluzowany siedział na krześle i obserwował co się dzieje. Kiedy spostrzegł, że się zbliżam uśmiechnął się i wstał ze swojego miejsca.
                        - Cześć śliczna. – Przywitał mnie chłopak, przyjacielskim uściskiem.
                        - No cześć. – Odparłam. – Chciałam pogadać.
Jego mina nagle spoważniała, uśmiech zniknął, a on sam usiadł znów na miejscu.
                        - Co jest?
                        - Chciałam Ci podziękować.
                        - Mi? Za co?
                        - Za to, że gdybyś mnie wtedy nie zaprosił do swojego boksu to nie poznałabym Troy’a.
                        - A to o to chodzi? – Zaczął się śmiać. – Nie ma sprawy. Troy  bardzo się zmienił przy Tobie. Przy swojej byłej udawał kogoś innego. Starał się być taki poważny, ona go tak trochę przymuszał do ustatkowania, a przy Tobie znowu żyje, cieszy się życiem, uśmiecha się, jest w pełni sobą.
                        - Ten związek wpływa dobrze na nas oboje, powiem Ci szczerze.
                        - No i dobrze. W ogóle wyobraź sobie, że ta jego była zabraniała mu nawet kolczyka nosić.
                        - Serio? Nawiedzona jakaś.
                        - Trochę.
                        - Trochę bardzo. – Stwierdziłam. – Masz coś do picia?
                        - Proszę. – Powiedział po polsku i podał mi butelkę w wodą.
                        - Dziękuję. – Odparłam rozbawiona.
                        - W ogóle Troy mi powiedział, że jak Przemek zacznie się do Ciebie przystawiać albo coś to bez skrupułów mu da w ryj.
Z wrażenia aż się oplułam. Troy nie wyglądał na takiego chłopaka, który za dziewczynę pobiłby się nawet z kumplem, a tu proszę. Chciał wkroczyć na ścieżkę wojenną z Przemkiem.
Popatrzyłam na Tai’a, oddałam mu butelkę, cofnęłam o parę kroków, by zobaczyć co robi Troy. Na szczęście grzecznie siedział w swoim boksie. Po tym co powiedział mi Tai musiałam uważać.
                     - Ja idę do Troy’a.
                     - Okej, jak coś to wiesz gdzie mnie szukać.
Spokojnym krokiem zbliżałam się do mojego chłopaka, kiedy nagle przede mną stanął Przemek. Staliśmy naprzeciw siebie. Kiedyś kochankowie, w tamtej chwili obce sobie osoby. Zdjął okulary, patrzył na mnie takim dziwnym wzrokiem. Kiedy chciałam przejść zagradzał mi drogę.
                     - Odsuń się.
                     - Chciałem pogadać.
                     - Ale ja nie chcę z Tobą gadać. – Wkurzyłam się.
                     - Pięć minut.
                     -Nie.
                     - Proszę, pięć minut Cię nie zbawi. – Przekonał mnie.
                     - Dobra, czego chcesz?
                     - Zapytać jak Ci się z Troy’em układa.
                     - O wiele lepiej niż z Tobą.
                     - Mam nadzieję, że Cię nie skrzywdzi.
                     - W porównaniu do Ciebie na pewno tego nie zrobi. – Odpowiedziałam z szelmowskim uśmiechem a’la Tai Woffinden
                     - Dlaczego tak na mnie naskakujesz?
                     - Bo nagle sobie o mnie przypomniałeś. Gdzie byłeś wcześniej? Kiedy naprawdę Cię potrzebowałam? Wolałeś myśleć o sobie, o swojej kontuzji, o rehabilitacji, w której zacytuję Ciebie „przeszkadzałabym Ci”. Jesteś pieprzonym egoistą! Myślisz tylko o sobie. Troy pojawił się w odpowiedniej chwili mojego życia. Był przy mnie kiedy było mi najciężej i mnie nie zostawił. Szkoda, że jego pojawienie się nie dało Ci do myślenia. Liczyłam na to. Na to, że weźmiesz dupę w troki i przyjdziesz o mnie walczyć, ale nie! Miałeś mnie gdzieś! Więc teraz  Twoja obecność jest tutaj zbędna. Jestem szczęśliwa z Troy’em, swojego nastawienia nie zmienię, więc daj sobie spokój. – Wygarnęłam mu.
Kiedy chciałam go odepchnąć, Przemek złapał mnie za dłoń, którą następnie wyrwałam z jego uścisku. Nie żałowałam ani słowa które wypowiedziałam. Pewnym krokiem poszłam do Troy’a który z jakąś niezadowoloną miną na mnie patrzył.
                     - Wiedziałem. – Burknął pod nosem.
                     - O co Ci chodzi?
                     - Od początku byłem Ci potrzebny, żebyś mu coś udowodniła.
                     - Co Ty za głupoty gadasz?
                     - To jest prawda. „Szkoda, że jego pojawienie się nie dało Ci do myślenia”. Od początku tak ze mną spędzałaś czas, żeby tylko był zazdrosny, a tak naprawdę to co? – Wykrzyczał to pytanie, rzucając przy tym z impetem kaskiem.
                     - Troy przestań, nie mogę tego słuchać! – Rozpłakałam się. – Posłuchaj mnie uważnie zadufany w sobie idioto. Gdyby tak naprawdę było, to nie pojechałabym z Tobą po 3 dniach znajomości do Anglii, nie cieszyłabym się jak idiotka z każdego spotkania, z każdej chwili z Tobą spędzonej, nie dałabym Ci się dotknąć, a co dopiero pozwolić Ci na sex ze mną. Troy do cholery jasnej kocham Cię. Wystarczyły trzy dni. Trzy głupie dni, żebyś mnie w sobie rozkochał. Przy Tobie czułam się i nadal czuję wyjątkowo. Traktujesz mnie tak, jak jeszcze żaden inny chłopak. Kiedy potrzebowałam Cię, byłeś przy mnie, po tym zaczęłam się w Tobie zakochiwać. Nie chcę mu niczego udowadniać. Dla niego już nie ma miejsca w moim sercu. Przy Tobie zapomniałam o wszystkich moich problemach. O matce, o śmierci ojca, a wiesz dlaczego? Bo swoją obecnością nie pozwalałeś mi na to. Nie pozwalałeś na to, żebym wylewała kolejne łzy. To sprawiło, że Cię pokochałam jak nikogo innego. Mimo, że jest między nami 9 pieprzonych lat różnicy, traktujesz mnie poważnie. Tak, jakbym miała ponad dwadzieścia lat, dzięki czemu jesteś tak cholernie wyjątkowy. Pamiętaj, choćbyś nie wiadomo jak mieszał mnie z błotem ja przy Tobie zostanę, bo na tym polega miłość. – Spojrzałam na niego zapłakanymi oczami.
Powiedziałam mu wszystko co czuję. Poczułam wszechogarniającą mnie ulgę. W czasie kiedy mówiłam to wszystko wokół nas zebrało się sporo ludzi, w tym Tai i Przemek.
Troy chyba zrozumiał, że to wszystko co mówiłam płynęło prosto z mojego serca, bo widocznie powstrzymując łzy podszedł do mnie i bardzo mocno mnie przytulił. Wbiłam się w niego niczym w poduszkę. Serce biło mu jak szalone, wokół panowała cisza.
                   - Przepraszam. – Wyszeptał Australijczyk. – Przepraszam, że zwątpiłem, przepraszam, że przeze mnie teraz płaczesz. Ja nie chciałem, proszę uwierz mi.
                   - Wierzę Ci Troy. Wierzę jak cholera. – Spojrzałam w jego zaszklone oczy. – Kochanie nie płacz.
                   - Uwierz mi, zobaczyć łzy osoby, którą cholernie kochasz i to jeszcze wywołane przez Ciebie, to najgorsza rzecz jaką kiedykolwiek mogłem zobaczyć.
Przeciągnęłam dłonią po policzku Troy’a i pocałowałam go w niego. Chłopak ciągle mnie do siebie tulił, a jego kumple zgromadzeni wokół nas uśmiechali się.
                        - Młodzi, piękni, zakochani. Chociaż Troy, młody? Piękny? Nie, raczej nie. – Odezwał się w końcu Peter Ljung.
                        - Nie masz jakiegoś zajęcia? – Burknął Troy.
                        - Mam.
                        - To wypierdalaj w podskokach.
                        - Troy, przestań. – Upomniałam go.
                        - Przepraszam.
Pokręciłam głową i poszłam na miejsce Troy’a. Usiadłam na krzesełku i wyciągnęłam telefon. Z tego wszystkiego nawet nie usłyszałam, że mój telefon dzwonił. To Wojciech. „Czego on chce?”.
                        - Przepraszam, nie słyszałam telefonu. Co się stało?
                        - Kto to jest Andreas?
                        - Andreas to mój były, a co?
                        - On jest ojcem dziecka. – Rzucił rozżalony i rozłączył się.
Ręce mi po prostu opadły. Takiej informacji nigdy w życiu bym się nie spodziewała.
                        - Kochanie, co się stało? – Zapytał zaniepokojony Troy, widząc moją minę.
                        - Ja… - Zacięłam się. – Muszę zadzwonić. – Odpowiedziałam i wybrałam numer Andreasa.
                        - Tak? – Zapytał Norweg, dość ucieszony moim telefonem.
                        - Musimy pogadać.
                        - Nie lubię, kiedy mówisz to takim tonem, ale okej, mów.
                        - Jakim cudem jesteś ojcem mojego przyszłego rodzeństwa?
                        - Co? – Krzyknął mega zdziwiony.
                        - Właśnie się dowiedziałam. – Odpowiedziałam. – Andreas kiedy to się stało?
                        - Ja pierdole. – Usłyszałam po drugiej stronie. – Jak przyjechałem do Ciebie, Ty wtedy byłaś z tym swoim chłopakiem i jakoś tak wyszło.
                        - Nie wierzę, po prostu nie wierzę. Mój były będzie miał dzieciaka z moją matką.
                        - Ale nie bądź na mnie zła.
                        - Nie jestem zła, jestem zawiedziona. Ja muszę kończyć. Na razie.
Odłożyłam telefon i rozejrzałam się dookoła. Troy poszedł się przebrać, więc zostałam sama. Działo się zbyt wiele w ciągu ostatniej pój godziny. Najpierw kłótnia z chłopakiem, teraz to. Miałam dopiero 17 lat, a życie już nieźle mnie skopało. Nie wiedziałam co mam zrobić. Chciałam pogadać z mamą, ale szansę miałam dopiero jak wróciłabym do domu.
Po chwili wrócił Troy. Szedł razem z Tai’em. Obaj uśmiechnięci, rozbawieni. Szkoda tylko, że ja nie miałam takiego powodu do radości. Chłopcy przyszli do mnie, Troy po mojej minie widział, że coś jest nie tak, więc kucnął przede mną i złapał za dłonie.
                   - Marcelina, co jest?
                   - Nie uwierzysz czego się dowiedziałam.
                   - Jak mi nie powiesz, to nie uwierzę.
                   - Mój były, Andreas jest ojcem dziecka mojej matki. – Odpowiedziałam z uśmiechem.
                   - Co?
                   - To co usłyszałeś. Ja nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać. To jest chore, po prostu chore.
                   - Nieźle. – Wtrącił Tai.
                   - Nieźle? Stary ja nie wiem co mam zrobić. Moja matka jebała się z moim byłym, który wtedy przyjechał, żeby mnie odzyskać.
                   - Skąd wiesz?
                   - Bo z nim rozmawiałam. Potwierdził to.
Troy i Tai popatrzyli po sobie i tak jak ja po prostu się uśmiechnęli. Ja z kolei miałam taki mętlik, że aż głowa zaczęła mnie boleć.
Tai poszedł do siebie, a ja siedziałam z Troy’em, który wraz z mechanikami zaczął przygotowywać sprzęt do dzisiejszej jazdy. Chciałam jakoś odpocząć od tego wszystkiego, więc ja zabrałam się za czyszczenie jego gogli. Do tego tylko byłam zdolna.
                   - Który bieg masz pierwszy? – Zapytałam chłopaka.
                   - Zaraz Ci powiem. – Odparł i sprawdził rozpiskę. – Trzeci i jadę z Patrykiem Dolnym. Czego pytasz?
                   - Tak o. – Wzruszyłam ramionami. Wiesz co, chcę trochę oderwać się od tych chorych akcji. Od tej z Przemkiem i tej z matką.
                   - Nie dziwię się.
Kiwnęłam głową i odliczałam czas do rozpoczęcia zawodów. Liczyłam na dobre zawody, tak samo jak kibice, którzy już przybyli. Za chwilę miała rozpocząć się prezentacja, więc Troy pocałował mnie na pożegnanie i poszedł.
Całe zawody były niesamowicie emocjonujące. Tak jak przewidziałam, Wrocław wygrał, choć Byki nie poddawały się do ostatniej chwili. Przed biegami nominowanymi był remis, ale jednak drużyna mojego chłopaka wygrała. Wszyscy zawodnicy bardzo się cieszyli. Mieli ku temu powody.
                   - Byłaś dzisiaj moim amuletem. – Stwierdził Troy, łapiąc mnie za dłoń i ciągnąć w nieznaną stronę.           
                   - Niech Ci będzie, ale gdzie mnie ciągniesz?
                   - Do kibiców.
                   - Oszalałeś? Puść mnie, nigdzie nie idę. – Broniłam się
                   - Chodź i nie marudź.
Nie pozostawało mi nic innego jak pójść z moim chłopakiem. Czułam się mega dziwnie, ale ludzi mnie do siebie przekonali i potraktowali, jakbym była członkiem drużyny. Najdziwniejsze były fanki Troy’a, które po prostu zabijały mnie spojrzeniami, ale na szczęście przeżyłam.
Po wszystkim chłopcy postanowili zostać jeszcze w Polsce. Z  Troy’em poszliśmy do hotelu, wskoczyliśmy w luźniejsze ciuchy i poszliśmy do klubu w którym umówiliśmy się z Tai’em. Szliśmy szczęśliwi, trzymając się za ręce, a ludzie patrzyli na nas dziwnie. Wyglądałam jak normalna nastolatka. Krótkie spodenki, trampki, bokserka i delikatny makijaż.

Weszliśmy do klubu, a właściwie baru. Było mało osób, Tai siedział przy jednym ze stolików. W tle popowa muzyka, której nie cierpiałam, smród papierosów. Ogólnie nieprzyjemnie, ale dla Troy’a postanowiłam to wytrwać.
_________________________________________________

Rozdział wyszedł mi totalnie bez sensu, ale po tak długiej przerwie nie przychodziło mi do głowy nic innego ;c

8 komentarzy:

  1. Bez sensu? Głupoty gadasz!
    Już myślałam, że nic mnie nie zdziwi, a jednak... Współczuję jej matki. Mam nadzieję, że chociaż ten chłopak nie okaże się dupkiem

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu świetne !! *__*
    Ogl nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów. ;)

    Ada ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebiste, a nie bez sensu ! :D
    Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. nie mów tak, wyszedł super! ta akcja z mamą i Andreasem, masakra! nie spodziewałam się. oby Troy okazał się idealnym chłopakiem i nie sprawiał bólu Marcelinie, bo dość się już nacierpiała. czekam z niecierpliwością na następny rozdział! weny weny weny! :)
    ~ batchindenolderowa

    OdpowiedzUsuń
  5. Ech i jak zwykle gadasz pierdoły z tym bez sensu :P Czasami mam wrażenie, że Marcelina ma tak zagmatwane życie jak chyba nikt na tej planecie! :D Ale dobrze, że ma przy sobie takiego Batchelora, który nie wiadomo za co dostaje gwizdy w Gorzowie xD
    Tylko taka mała uwaga. Skoro Tory jechał w trzecim biegu, to nie mógł jechać z Dolnym, bo juniorki spotykają się w czwartym biegu :) No chyba, że Dolny był na seniorce to wtedy wszystko ok :D
    Czekam na kolejny i życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Moment w którym Marcela zaczęła "atakować" Troya tymi szczerymi zdaniami sprawił, że po prostu jak nigdy się wzruszyłam.. To po prostu powaliło mnie na kolana. Widać, że ta para jest sobie w zupełności oddana. :) Na początku tej znajomości myślałam, że Batch chce się tylko jakoś rozerwać brnąć w ten związek, ale póki co to mnie zadziwia.. Zadziwia bardziej niż Przemek. Kiedy przeczytałam "Andreas" pomyślałam sobie: Pewnie chodzi o Jonssona, hahahahahah XDDD. W ogóle nie wiem skąd mi to przyszło do głowy, tfuu! No ale ta wiadomość, że były Marceli ma być ojcem jej rodzeństwa? To mi się w głowie nie mieści! Jak w ogóle jej mama mogła do czegoś takiego doprowadzić? Sądziłam, że takie incydenty to tylko w Trudnych Sprawach itp. a tutaj proszę.. Jednak są na tym świecie debile.. :O Oczywiście nie mogło zabraknąć Tajskiego! *___* Może nie było go tutaj zbytnio dużo, ale uśmiech już samym imieniem potrafi wywołać. Widzisz Woffy, dzięki Tobie mamy taką parę! <33333333

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak Marcelina wyrzuciła wszystko z siebie, całą szczerą prawdę, to aż mi serducho stanęło *.* to było takie piękne! I ta akcja z jej matką i Andreasem! Ze skoczkiem? Dziecko? W dodatku z jej byłym? No matka ma ewidentnie coś nie teges! Mam nadzieję,jak wszystkie koleżanki powyżej :D , że Troy tego nie spieprzy, bo Marcelina zasługuje na takiego faceta jak on! Oby było wszystko dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  8. trolololo, ja się poryczałam a co dopiero Batchelor. A tak wgl to w ryja chcesz? Ten rozdział jest świetny! Matka to kurwa bezbłędna, zrobić dzieciaka z byłym córki, no no no...

    OdpowiedzUsuń