Łączna liczba wyświetleń

środa, 12 marca 2014

Rozdział XXVI

            „Czas na zmiany” pomyślałam, gdy zobaczyłam w lustrze swoje odbicie. Długie brązowe włosy sięgające mi do pupy, były ewidentnie zniszczone. Moje ciało również nie wyglądało najlepiej. Można mi było liczyć kości, okropnie wyglądałam. Na szczęście Grzesiek mimo wszystko mnie kochał. Leżał na łóżku i wpatrywał się we mnie niczym w obrazek. Myślał, że tego nie widzę, jednak było zupełnie na odwrót. Uśmiechnęłam się pod nosem i wróciłam pod ciepłą kołdrę. Wtuliłam się w ciało Zengiego i spoglądałam na jego włosy. Znowu wyglądał niczym Justin Bieber. Podczas kiedy jego fanki to uwielbiały, ja nienawidziłam.
                        - Dzisiaj Ci włosy zetnę. – Powiadomiłam go i złapałam  za kosmyk, który opadł mu na twarz.
                        - Nie, no weź. – Zaczął jęczeć. – Nie rób mi tego.
                        - Ale dobrze wiesz, że nie znoszę tej fryzury.
                        - A ja nie znoszę tych Twoich odstających wszędzie kości. Jak przytyjesz to pójdę do fryzjera.
                        - Ej, to nie moja wina, że chudnę. – Syknęłam i podniosłam się do siadu.
                        - Nie, pewnie moja, że nic nie jesz.
                        - Jem, cały czas jem.
                        - No, chyba w Twojej fantazji. – Burknął i odwrócił się do mnie plecami.
                        - Nie moja wina, że mam taki metabolizm.
                        - Jeszcze trochę, a jak będziesz szła ulicą to kości będziesz za sobą zostawiała. Marcela, proszę Cię, pójdź do jakiegoś psychologa czy coś.
                        - Może mi jeszcze powiesz, że jestem chora psychicznie?! – Zapytałam zaskoczona słowami Grześka. – Nie mam jakiejś pieprzonej anoreksji, albo bulimii jeśli o to Ci chodzi. – Uderzyłam lekko chłopaka w plecy. – Nie uważam się za grubą, moja waga jest okej, więc przestań mi wymyślać choroby. – Wstałam wściekle z łóżka i podeszłam do szafy.
Grzesiek nie zaczął się bronić, nie odzywał się. Po prostu wysłuchał tego co mam mu do powiedzenia. Skoczyło mi ciśnienie do tego stopnia, że zakręciło mi się w głowie.
Odarłam się o parapet i czekałam, aż zawroty miną. Mimo, że za oknem było mnóstwo śniegu, otworzyłam okno na oścież i chłonęłam rześkie powietrze niczym gąbka.
                   - Zamknij to okno, bo się przeziębisz. – Usłyszałam za plecami cichy szept i rozgrzane ciało Grześka przy swoim.
                   - O mnie się nie martw. – Odparłam i odwróciłam się do niego twarzą.
                   - Przepraszam za to co powiedziałem. Po prostu się o Ciebie martwię. Proszę zrozum to. – Powiedział ze skruchą w głosie.
                   - No dobrze, nic się nie stało. – Uspokoiłam chłopaka, a gdy chciałam się od niego odsunąć, ten przyciągnął mnie mocniej do siebie i pocałował. – Mimo to ja i tak Cię bardzo kocham.
Nie odzywając się, przytaknęłam tylko głową i odsunęłam się od Grześka. „Może ja faktycznie mam coś z głową?”.
W końcu zarzuciłam na siebie czarne legginsy, czarną bluzkę na ramiączkach i błękitną, jeansową koszulę. Włosy przeczesałam i związałam w kucyk. Grzesiek przyglądał się tym wszystkim czynnościom i od czasu do czasu uśmiechał pod nosem. Nagle zadzwonił jego telefon. Postanowiłam pozostawić go samego i poszłam na dół do kuchni. W pomieszczeniu jak zwykle było wesoło i pachnąco. Wojciech coś pichcił, mama zaspana piła kawę, a Rexar jako pierwszy mnie dostrzegł i przybiegł. Przytuliłam futrzaka i usiadłam przy stole obok mamy.
                   - Cześć Wam. – Przywitałam się z nimi. – Co pichcisz?
                   - Tosty z serem, zjesz? – Zapytał Wojciech.
                   - Nie, dzięki.
                   - Marcelina, od kilku dni nic nie jesz. Co się dzieje? – Zapytała mama. – Martwię się o Ciebie, bo powoli wyglądasz jak szkielet.
                   - Boże odczepcie się wszyscy ode mnie! Najpierw Grzesiek, a teraz Ty! Nie jestem po prostu głodna i dajcie spokój! – Od razu mój humor został zepsuty. Odeszłam od stołu i wróciłam do swojego pokoju.
Grzesiek siedział na łóżku i zakładał koszulkę. Wyglądał na zdenerwowanego. Oparłam się o ścianę i przyglądałam chłopakowi.
                   - Ja muszę już jechać. Zapomniałem, że umówiłem się z Przemkiem.
Serce mi stanęło kiedy usłyszałam to imię. Mimo, że minęły 3 miesiące, ja nadal nosiłam w sercu tę bliznę. Za każdym razem, gdy Grzesiek mi o nim przypominał, ta rana otwierała się na nowo. Z Przemkiem nie utrzymywałam żadnego kontaktu. Zaczęliśmy żyć swoimi życiami. Nie wchodziliśmy sobie w drogę. Z tego co powiedział mi Grzesiek, to Przemek się wyprowadził od rodziców, lecz nie podał mi dokładnego adresu.
                        - A po co się z nim umówiłeś? – Głos delikatnie mi zadrżał.
                        - No w sprawie tego wyjazdu na wakacje.
                        - A, no tak. – Westchnęłam głęboko. – Na ile mnie zostawisz?
                        - Jeszcze nie wiem.
                        - Dasz sobie radę beze mnie, prawda? – Uśmiechnął się i podniósł dłonią mój podbródek.
                        - Przecież nie wyjeżdżasz na koniec świata, ani na stałe.
                        - Mądra dziewczynka. – Pocałował mnie. – Kocham Cię.
                        - Też Cię kocham. – Odpowiedziałam, spoglądając mu w oczy. – Jedź już, bo się spóźnisz. – Ponaglałam chłopaka.
                        - O to się nie martw. – Odparł i złapał za klamkę. –  Pa.
                        - Pa. – Odpowiedziałam i usiadłam na łóżku.
Miałam czas tylko dla siebie. Rozmyślałam o wyjeździe Zengoty i Pawlickiego. Byli kumplami, ale mimo tego wszystkiego co się działo na wakacjach, Przemek nie wypytywał o mnie, ani nic. Chyba że pytał, tylko Grzesiek siedział cicho.
Wzięłam na kolana komputer, rozsiadłam się wygodnie w fotelu i postanowiłam nadrobić sprawy dziejące się w Internecie. Wiele mnie nie ominęło, na moje szczęście. Czytałam akurat o moim ulubionym zespole, gdy na Skype zadzwoniła do mnie osoba, której nigdy w życiu bym się nie spodziewała.
                   - Hej mała. – Przywitał się chłopak.
                   - Wielki come back pana Batchelora. – Powiedziałam do kamerki. – Co się stało, że dzwonisz?
                   - A nic. Po prostu chciałem pogadać, chyba nie masz nic przeciwko?
                   - Evelina kopnęła Cię w dupę?
                   - Tak. – Przyznał się ze smutkiem.
                   - I teraz nagle do mnie dzwonisz. Przypadek?
                   - Nie, daj spokój. Nie dzwonię po to, żeby Cię na kolanach błagać, albo coś. Po prostu będę za parę dni w Polsce i chciałem zapytać, czy będziesz miała ochotę się spotkać?
                   - Teraz mam szkołę i za bardzo nie mam jak. – Okłamałam go, bo akurat miałam tydzień wolnego.
                   - To mogę do Ciebie wpaść. Chyba, że serio nie masz ochoty oglądać mojej mordy, bo w sumie masz do tego prawo.
                   - Gdybym nie miała ochoty to z pewnością bym teraz z Tobą nie gadała. – Odpowiedziałam. – Kiedy przyjeżdżasz?
                   - Chyba pojutrze, bo teraz jestem w Anglii.
                   - To wpadnij do Leszna. – Poprosiłam, a właściwie poleciłam Australijczykowi.
                   - Nie ma sprawy. – Uśmiechnął się i dziwnie na mnie popatrzył. – Jakoś marnie wyglądasz.
                   - Wydaje Ci się. – Spławiłam chłopaka. – W ogóle co u Ciebie słychać?
                   - W porządku, a jak u Ciebie? Jak z Grześkiem? Przemek się odzywał?
                   - Pogadajmy o tym jak przyjedziesz, dobrze?
                   - Nie ma sprawy. A jak z Twoją mamą? Układa Wam się czy nie specjalnie?
                   - Od kiedy mama poroniła, to jest dobrze. Kontakt nam się poprawił, partner mamy okazał się być fajny, więc wychodzimy na prostą.
                   - Nie wiedziałem, że Twoja mama straciła dziecko. Przykro mi.
                   - A mi szczerze mówiąc nie. Przynajmniej w jakimś stopniu odzyskałam mamę.
                   - To chyba jedyny plus, co?
                   - Jest ich więcej, wiesz?
                   - Na przykład?
                   - Na przykład to, że mogę się pieprzyć z Zengim bez obaw że obudzimy dziecko. – Zaśmiałam się, czym zaraziłam Troy’a.
                   - To jest chyba największy plus. – Odpowiedział rozbawiony. – Sprzątałem wczoraj tu w domu i wiesz co znalazłem? Twoje kolczyki. Te pajączki czarne.
                   - Boże, od czasu mojej wizyty u Ciebie minęło sporo czasu, a Ty dopiero teraz je znalazłeś? – Zdziwiłam się. – Weź mi je jak przyjedziesz.
                   - Ty je chyba zgubiłaś podczas jednej z naszych upojnych nocy. – Powiedział i delikatnie się uśmiechnął.
                   - Wtedy co Darcy zadzwonił? – Zaśmiałam się cicho, gdy mi się to przypomniało.
                   - Zapewne tak.
Popatrzyłam mu w oczy. Niby przez kamerkę, ale widziałam w nich to, co widziałam kiedyś. Może odnowienie z nim kontaktu nie było złym pomysłem? Z Pewnością Grzesiek czepiałby się, że znowu popełniam ten sam błąd, że znowu mu ufam, ale przecież nie wskoczę mu do łóżka.
                        - Troy, jakby co to jestem pod telefonem. Muszę już iść, pouczyć się i tak dalej.
                        - Rozumiem. To jakby coś do zobaczenia za parę dni.
                        - Papa. – Rozłączyłam się i odetchnęłam głęboko.
Rozmowa z Troy’em po tylu miesiącach była nawet przyjemna. Podczas rozmowy przypomniały mi się te nasze wspólne chwile i to jak dostał ode mnie w twarz. Uśmiechnęłam  się pod nosem i włączyłam South Park, by trochę odreagować. Oczywiście przed samym seansem musiałam skoczyć do toalety, ale zatrzymał mnie dzwonek do drzwi. Wyszłam na korytarz i stałam u szczytu schodów. Ten głos. Te same słowa. Ta sama barwa. Ten sam ton. To samo drżenie serca.
                   - Jest u siebie. – Powiedział Wojciech, a ja w te pędy wpadłam do swojego pokoju i z powrotem wzięłam laptopa na kolana.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Zamknęłam oczy, zacisnęłam wargi i pozwoliłam wejść. Zrobiło mi się masakrycznie słabo, zaczęłam się trząść jak nie wiem co. W oczach oczywiście pojawiły się łzy.
                        - Cześć, nie przeszkadzam?
                        - Po co przyszedłeś? – Zapytałam nie spoglądając w jego stronę.
                        - Pogadać, ale widzę, że nie masz ochoty na to. – Powiedział zawiedziony i odwrócił się w stronę drzwi. – To ja pójdę.
                        - Nie, zaczekaj. – Powstrzymałam go i zamknęłam klapę laptopa. – Siadaj.
                        - Dzięki. – Chłopak usiadł na łóżku i rozglądał się dookoła. – Dużo się u Ciebie pozmieniało.
                        - No trochę. – Zgodziłam się. – Ty przypadkiem nie byłeś umówiony z Grześkiem?
                        - Nie, a czemu pytasz?
                        - Bo mi powiedział, że się z Tobą umówił w sprawie tego wyjazdu.
                        - Jakiego wyjazdu? Co on Ci naopowiadał? – Zdziwił się mój gość.
                        - To wy nie jedziecie na wakacje do Stanów?
                        - Oczywiście, że nie. – Stanowczo zaprzeczył.
Przemek patrzył na mnie zaskoczony. Ja w sumie wyglądałam nie lepiej. Grzesiek mnie oszukał, a ja musiałam jak najszybciej to z nim wyjaśnić.
                        - Zadzwoń do niego i poproś o spotkanie, zobaczymy co CI powie. – Zaproponowałam Przemkowi.
                        - No dobra. Dam na głośnik, ale siedź cicho. – Wybrał numer i położył palec na ustach.
                        - Co Ty na nie cichasz w moim pokoju? – Pierwszy raz od kilku miesięcy uśmiechnęłam się w stronę Przemka.
Chłopak to zauważył, bo odsunął telefon od twarzy i spojrzał mi w oczy. Były takie błękitne. Takie uspokajające. „A ponoć to zieleń uspokaja” pomyślałam i znowu się uśmiechnęłam.
Usłyszałam dźwięk sygnału i ucichłam. Czekałam aż Grzesiek odbierze telefon.
                   - Co jest?
                   - Zengi widzimy się dzisiaj?
                   - Nie mogę, u Anety jestem. Mały się rozchorował. – Powiedział Grzesiek.
Popatrzyłam na Przemka i po prostu nie wierzyłam. Po prostu ścięło mnie z nóg. Jaki mały? Jaka Aneta? Pokręciłam jedynie głową i wzięłam do ręki swój telefon. Musiałam to odpowiednio rozegrać. Ruchem ręki pokazałam mu żeby się rozłączył, a gdy to zrobił złapałam się za głowę.
                        - Co to za Aneta? – Zapytałam cicho.  –Przemek jeśli coś wiesz, to powiedz mi, proszę Cię.
                        - Aneta to była Grześka. Jakieś dwa albo trzy lata temu po prostu wpadli. Więcej Ci nic nie powiem, sama z nim pogadaj, bo będzie, że się wpieprzam w nie swoje sprawy. – Powiedział Przemek i podszedł do mnie. – Ale spokojnie, Grzesiek Cię kocha.
                        - Tak bardzo kocha, że ma przede mną takie tajemnice. - To wszystko jest pojebane. – Ukryłam twarz w dłoniach. – Muszę do niego zadzwonić.
                        - Ściągnij go tutaj, albo podwiozę Cię do niego do domu.
                        - Klucze w sumie mam. – Stwierdziłam. – A to nie będzie dla Ciebie problem?
                        - Jasne że nie. – Odparł ochoczo. – Marcela?
                        - Tak?
                        - Przepraszam. – Powiedział ze skruchą. – Za wszystko. Za krzywdę jaką Ci wyrządziłem. Za to, że płakałaś przeze mnie tyle czasu, że nie walczyłem o Ciebie, ale zrozum nie umiałem. Miałaś rację wyżywałem się na Tobie za swoje niepowodzenia i na własne życzenie spieprzyłem nasz związek. Mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz. – Powiedział ze łzami w oczach i chwycił mą dłoń.
                        - Ja… Nie wiem co mam Ci powiedzieć. – Powstrzymałam płacz. – Tyle ile ja wylałam przez Ciebie łez jest nie do opisania. Kiedy Grzesiek wypowiedział Twoje imię, po prostu miałam ochotę jak teraz się rozpłakać. Noszę w sercu ogromną bliznę, która mam nadzieję kiedyś się zagoi. – Wytarłam łzy i stanęłam na palcach tylko po to, by się do niego przytulić. – Zacznijmy wszystko od początku. Odnówmy znajomość.
                        - Jestem za, jak najbardziej za. – Uśmiechnął się i bardzo mocno mnie przytulił. – Jak ja za tym tęskniłem. – Uśmiechnął się i uniósł mnie w górę.
                        - Ja też. – Stanęłam na podłodze i poszłam do garderoby po kurtkę, jednak zatrzymałam się przy samych drzwiach do pomieszczenia. – A może po prostu go tu ściągnę?
                        - Pomyśl. Zastanów się. Ja się jeszcze na razie nigdzie nie wybieram.
                        - Zadzwonię do niego. – Rozmyśliłam się i wybrałam numer do Zengoty przełączając uprzednio na tryb głośnomówiący. – Cześć kochanie, nie przeszkadzam?
                        - Nie, siedzimy z Przemkiem w knajpie i gadamy. Coś się stało?
                        - Możesz przyjechać? Potrzebuję Cię.
                        - Najszybciej za 10 do 20 minut mogę przyjechać.
                        - Postaraj się szybciej, proszę Cię. – Nalegałam.
                        - No dobrze. – Zgodził się. – Za 5 minut będę.
                        - Dziękuję. – Odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Popatrzyliśmy z Przemkiem na siebie, a na mojej twarzy zamiast uśmiechu pojawił się smutek. Przemek to dostrzegł i podszedł do mnie bliżej.
                        - Co się dzieje?
                        - Zgadnij. – Burknęłam. – Jak ja mam z nim pogadać?
                        - Tak bezpośrednio jak tylko Ty to potrafisz. – Próbował mnie rozbawić żużlowiec.
                        - Tak, Przemek. Stanę przed nim i powiem „Grzesiu, a kiedy mi przedstawisz swojego synka i jego matkę?”. Pomyśl. – Jęknęłam.
                        - Jesteś świetną dyplomatką, więc luz. – Podnosił mnie na duchu chłopak i przytulił. – Ja już lecę. Jak będzie już po, to daj znać. Chyba, że mój numer usunęłaś?
                        - Usunęłam ale znam na pamięć. – Uśmiechnęłam się  i poszłam wraz z Przemkiem na dół by go odprowadzić.
Szłam tuż za nim. To było dziwne, bo jeszcze jakiś czas temu po prosu go rozpamiętywałam, płakałam za nim, a wtedy jak gdyby nigdy nic z nim szłam.
Przemek przekroczył próg mojego domu, a ja po zamknięciu drzwi poszłam do salonu gdzie siedziała mama i Wojciech. Usiadłam na fotelu, a do mnie podbiegł Rexar. Mama spoglądała na mnie znacząco i czekała aż się odezwę.
                   - Nie patrz tak na mnie. – Powiedziałam w końcu gdy dostrzegłam, że mama nieprzerwanie na mnie patrzy.
                   - Co Przemek chciał?
                   - Pogadać, po prostu chciał pogadać.
                   - Ale jakoś dziwnie wyglądasz. – Zauważył partner mamy. – Pokłóciliście się?
                   - Nie, nic z tych rzeczy. – Zaprzeczyłam natychmiast.
                   - To dobrze. – Odpowiedziała mama. – O! Chyba ktoś przyjechał.
                   - Pewnie Grzesiek. Pójdę otworzyć.
     Pobiegłam do drzwi i zdążyłam je otworzyć zanim w domu rozległ się dźwięk dzwonka. Przede mną stał Grzesiek, zmarznięty, ale uśmiechnięty. Pocałował mnie na powitanie i wszedł do środka.
                            - Co jest kochanie? – Zapytał idąc za mną do pokoju.
                            - Musimy porozmawiać.
                            - Nienawidzę jak to mówisz. – Powiedział Grzesiek i zamknął za sobą drzwi. – No to słucham.
                            - Nie byłeś z Przemkiem, prawda? – Skrzyżowałam ręce na piersi.
                            - Byłem. – Kłamał chłopak.
                            - Nie kłam. – Powiedziałam spokojnym głosem. – Przemek u mnie był.
                            - Co takiego? Po co?
                            - Pogadać. – Usiadłam na fotelu. – Dlaczego mi nie powiedziałeś?
                            - O czym?
                            - O małym i Anecie.
Mina Grześka od razu zrzedła. Chyba czuł, że o wszystkim wiem. Chyba już nie chciał nic ukrywać. Zdjął kurtkę i podszedł do mnie. Złapał za dłoń, podniósł i sam usiadł na fotel, a następnie wziął mnie na kolana.
                        - Nie wiem skąd wiesz, ale należą Ci się wyjaśnienia.
                        - No należą się.
                        - Aneta to moja była dziewczyna. Dość długo ze sobą byliśmy, ale ona ze mną zerwała jakieś trzy lata temu. Parę miesięcy po tym jak się rozstaliśmy, oświadczyła mi że mam syna Krystiana. To wszystko działo się zanim się poznaliśmy. – Powiedział cicho.
                        - Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś? Dlaczego nie powiedziałeś mi od razu? – Zapytałam rozżalona.
                        - A co, miałem stanąć przed Tobą przy naszym pierwszym spotkaniu i powiedzieć „ No, chcę się z Tobą związać, ale mam małego synka?”. Przecież od razu byś mnie skreśliła.
                        - Nie Grzesiek, nie skreśliła. Po prostu byłabym w szoku, ale za żadne skarby świata bym Cię nie zostawiła. Każdy z nas popełnia błędy, na których się uczymy.
                        - Faktycznie, mogłem Ci powiedzieć, ale dla mnie to też łatwe nie było. – Chłopak położył dłoń na moim udzie, i delikatnie wsunął ją pod moją spódniczkę. – Ale wiesz, ta sytuacja nie zmienia faktu, że Cię kocham. – Prawie mi wymruczał do ucha i pocałował w szyję.
                        - Też Cię kocham. – Popatrzyłam mu w oczy i pocałowałam go w usta. – Przemek tu był.
                        - Po co? – Grzesiek nagle zmienił to, spojrzał mi w oczy i zaczął się podnosić z miejsca, więc zeszłam z jego kolan.
                        - Po prostu pogadać. No i się pogodziliśmy.
                        - Fantastycznie! – Wybuchł totalnym sarkazmem. – Pewnie to on CI powiedział o Anecie, tak?! - Krzyknął chłopak.
Przytaknęłam temu co powiedział i usiadłam na fotelu.
                        - Nie krzycz na mnie, przestań!
                        - Może się jeszcze z nim prześpij i już w ogóle będzie świetnie!
                        - O co Ci chodzi? Przecież dobrze wiesz, że to Ciebie kocham!
                        - Gówno prawda! Wciąż kochasz Przemka i to się nigdy nie zmieni!
Te słowa bardzo mnie zabolały. Opuściłam głowę, zapłakaną twarz ukryłam w dłoniach, a całość przysłoniły moje włosy.
                        - Przepraszam. – Usłyszałam po chwili.
                        - W dupie mam Twoje przeprosiny! Nawet sobie nie wyobrażasz jak to zabolało! Tak kurwa kocham go nad życie! Nie ważne że traktował mnie jak szmatę, niepotrzebnego śmiecia, kocham go i w ogień za nim skoczę! Będziemy sobie mieszkać w domku w górach i wychowywać piątkę naszych dzieci! – Wykrzyczałam wściekle, totalnie sarkastycznie.
Grzesiek chyba wziął to wszystko na poważnie. Spojrzał na mnie, pokręcił głową i ubierając kurtkę wyszedł z mojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Opadłam zrezygnowana na fotel i starałam się uspokoić. Nienawidziłam się z nim kłócić i śmiało mogłam stwierdzić, że ta kłótnia była najgorszą w całym naszym związku. Wzięłam głęboki oddech, zaczesałam włosy do tyłu i tak jak byłam ubrana, po prostu za nim pobiegłam. Wybiegłam na mróz w bluzce na ramiączkach i spódniczce. Stałam chwilę na chodniku, widziałam jak Grzesiek odjeżdża. Pozwoliłam popłynąć łzom i nadal patrzyłam na oddalające się auto. Serce mi zabiło mocniej bo zobaczyłam jak rozpędzony Grzesiek wjeżdża bezpośrednio na skrzyżowanie, nawet się nie zatrzymując, a po chwili usłyszałam huk i zobaczyłam jak ciężarówka wbija się w stronę kierowcy samochodu żużlowca.
                   - Grzesiek! – Wykrzyczałam ile sił w płucach.
Biegłam w stronę wypadku ile sił w nogach, wpadałam w zaspy, które sięgały mi ponad kolana, łzy utrudniały widoczność, ale nie zwracałam uwagi na nic. Liczyło się to, bym jak najszybciej znalazła się przy moim ukochanym.
Byłam już przy Grześku. Siedział zakleszczony w samochodzie, nieprzytomny. Z jego głowy lała się krew, to samo z ramienia i nogi. Trzęsłam się nie tyle co z zimna, ale ze strachu. Po chwili usłyszałam głos kierowcy wzywającego pogotowie.
                   - Niech pan da jakiś ręcznik, ciuch, cokolwiek! – Krzyknęłam i otarłam krew z twarzy Zengoty.
Mężczyzna po chwili podał mi ręcznik, który następnie przyłożyłam go rany chłopaka. Oczywiście nie obeszło się bez pojawienia się gapiów, wśród których była moja mama i Wojciech. „Grzesiu proszę nie zostawiaj mnie”.
Po pół godziny byliśmy już w szpitalu. Ja, Wojciech, mama i Grzesiek, wciąż nieprzytomny. Dzwoniłam do jego rodziców, ale nie odbierali, nie odpisywali też na moje wiadomości. Rozumiałam kłótnię rodzinną, ale to był ich syn, który w ciężkim stanie był w szpitalu.
                   - Panie doktorze, co z nim? – Zapytałam, gdy lekarz opuścił salę, na której leżał Grzesiek.
                   - A kim pani jest?
                   - Dziewczyną.
                   - Na szczęście nie doszło do uszkodzenia mózgu, ani narządów wewnętrznych. Skończyło się na złamanej ręce w trzech miejscach, złamaniu palca i kostki, rozcięciu uda i połamaniu trzech żeber. Jest jeszcze nieprzytomny, ale pani chłopak miał mnóstwo szczęścia. – Poklepał mnie po ramieniu. – Może pani do niego wejść.
                   - Dziękuję panu. – Wyszeptałam i podeszłam do drzwi.
                   - Taki mój zawód. – Uśmiechnął się. – Do widzenia.
Odwzajemniłam uśmiech i po cichu weszłam do pomieszczenia.
Godzinę 23:30 wskazywał zegarek, gdy na niego spojrzałam. Od kilku godzin siedziałam przy jego łóżku. Trzymałam go za dłoń, gładziłam po policzku, czekałam, aż otworzy swoje piękne, brązowe oczy i uśmiechnie się do mnie tak, jak zawsze. Jednak na to musiałam cierpliwie czekać. Gryzły mnie straszne wyrzuty sumienia. Obwiniałam się o ten wypadek. Może gdybym wtedy nie powiedziała tego o Przemku, to do tej sytuacji by nie doszło.
- Przepraszam kochanie. Tak bardzo Cię przepraszam. To wszystko, ten cholerny wypadek to moja wina. Mogłam się ugryźć w język i nic by Ci się nie stało. Dobrze wiesz, że Cię kocham. Nigdy, ale to nigdy w życiu nie zostawiłabym Cię dla Przemka. Tylko Ty się dla mnie liczysz. – Pociągnęłam nosem i ścisnęłam dłoń żużlowca. – Dziękuję ,że się nie poddałeś. – Przysunęłam swoją twarz do jego. – Kocham Cię. – Pocałowałam go w czubek nosa, a następnie w nieprzytomne usta.


WITAM WSZYSTKICH SERDECZNIE!! :D WRACAM DO WAS Z HISTORIĄ MARCELINY! Parę dni temu postanowiłam poczytać moje bazgroły sprzed roku i postanowiłam cos napisać. I pisać będę, bo stwierdziłam, że warto. Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie złe/źli, że tyle to trwało, ale niestety szkoła i wena, a raczej jej brak, wszystko popsuły :c
Mam nadzieję, że pojawi się tutaj sporo komentarzy, tak jak przy poprzednich postach :p Rozdział mógł mi wyjść trochę bez sensu, ale po takiej przerwie nie spodziewajcie się cudów! :D No to kochani do następnego!!
<3