Łączna liczba wyświetleń

środa, 12 marca 2014

Rozdział XXVI

            „Czas na zmiany” pomyślałam, gdy zobaczyłam w lustrze swoje odbicie. Długie brązowe włosy sięgające mi do pupy, były ewidentnie zniszczone. Moje ciało również nie wyglądało najlepiej. Można mi było liczyć kości, okropnie wyglądałam. Na szczęście Grzesiek mimo wszystko mnie kochał. Leżał na łóżku i wpatrywał się we mnie niczym w obrazek. Myślał, że tego nie widzę, jednak było zupełnie na odwrót. Uśmiechnęłam się pod nosem i wróciłam pod ciepłą kołdrę. Wtuliłam się w ciało Zengiego i spoglądałam na jego włosy. Znowu wyglądał niczym Justin Bieber. Podczas kiedy jego fanki to uwielbiały, ja nienawidziłam.
                        - Dzisiaj Ci włosy zetnę. – Powiadomiłam go i złapałam  za kosmyk, który opadł mu na twarz.
                        - Nie, no weź. – Zaczął jęczeć. – Nie rób mi tego.
                        - Ale dobrze wiesz, że nie znoszę tej fryzury.
                        - A ja nie znoszę tych Twoich odstających wszędzie kości. Jak przytyjesz to pójdę do fryzjera.
                        - Ej, to nie moja wina, że chudnę. – Syknęłam i podniosłam się do siadu.
                        - Nie, pewnie moja, że nic nie jesz.
                        - Jem, cały czas jem.
                        - No, chyba w Twojej fantazji. – Burknął i odwrócił się do mnie plecami.
                        - Nie moja wina, że mam taki metabolizm.
                        - Jeszcze trochę, a jak będziesz szła ulicą to kości będziesz za sobą zostawiała. Marcela, proszę Cię, pójdź do jakiegoś psychologa czy coś.
                        - Może mi jeszcze powiesz, że jestem chora psychicznie?! – Zapytałam zaskoczona słowami Grześka. – Nie mam jakiejś pieprzonej anoreksji, albo bulimii jeśli o to Ci chodzi. – Uderzyłam lekko chłopaka w plecy. – Nie uważam się za grubą, moja waga jest okej, więc przestań mi wymyślać choroby. – Wstałam wściekle z łóżka i podeszłam do szafy.
Grzesiek nie zaczął się bronić, nie odzywał się. Po prostu wysłuchał tego co mam mu do powiedzenia. Skoczyło mi ciśnienie do tego stopnia, że zakręciło mi się w głowie.
Odarłam się o parapet i czekałam, aż zawroty miną. Mimo, że za oknem było mnóstwo śniegu, otworzyłam okno na oścież i chłonęłam rześkie powietrze niczym gąbka.
                   - Zamknij to okno, bo się przeziębisz. – Usłyszałam za plecami cichy szept i rozgrzane ciało Grześka przy swoim.
                   - O mnie się nie martw. – Odparłam i odwróciłam się do niego twarzą.
                   - Przepraszam za to co powiedziałem. Po prostu się o Ciebie martwię. Proszę zrozum to. – Powiedział ze skruchą w głosie.
                   - No dobrze, nic się nie stało. – Uspokoiłam chłopaka, a gdy chciałam się od niego odsunąć, ten przyciągnął mnie mocniej do siebie i pocałował. – Mimo to ja i tak Cię bardzo kocham.
Nie odzywając się, przytaknęłam tylko głową i odsunęłam się od Grześka. „Może ja faktycznie mam coś z głową?”.
W końcu zarzuciłam na siebie czarne legginsy, czarną bluzkę na ramiączkach i błękitną, jeansową koszulę. Włosy przeczesałam i związałam w kucyk. Grzesiek przyglądał się tym wszystkim czynnościom i od czasu do czasu uśmiechał pod nosem. Nagle zadzwonił jego telefon. Postanowiłam pozostawić go samego i poszłam na dół do kuchni. W pomieszczeniu jak zwykle było wesoło i pachnąco. Wojciech coś pichcił, mama zaspana piła kawę, a Rexar jako pierwszy mnie dostrzegł i przybiegł. Przytuliłam futrzaka i usiadłam przy stole obok mamy.
                   - Cześć Wam. – Przywitałam się z nimi. – Co pichcisz?
                   - Tosty z serem, zjesz? – Zapytał Wojciech.
                   - Nie, dzięki.
                   - Marcelina, od kilku dni nic nie jesz. Co się dzieje? – Zapytała mama. – Martwię się o Ciebie, bo powoli wyglądasz jak szkielet.
                   - Boże odczepcie się wszyscy ode mnie! Najpierw Grzesiek, a teraz Ty! Nie jestem po prostu głodna i dajcie spokój! – Od razu mój humor został zepsuty. Odeszłam od stołu i wróciłam do swojego pokoju.
Grzesiek siedział na łóżku i zakładał koszulkę. Wyglądał na zdenerwowanego. Oparłam się o ścianę i przyglądałam chłopakowi.
                   - Ja muszę już jechać. Zapomniałem, że umówiłem się z Przemkiem.
Serce mi stanęło kiedy usłyszałam to imię. Mimo, że minęły 3 miesiące, ja nadal nosiłam w sercu tę bliznę. Za każdym razem, gdy Grzesiek mi o nim przypominał, ta rana otwierała się na nowo. Z Przemkiem nie utrzymywałam żadnego kontaktu. Zaczęliśmy żyć swoimi życiami. Nie wchodziliśmy sobie w drogę. Z tego co powiedział mi Grzesiek, to Przemek się wyprowadził od rodziców, lecz nie podał mi dokładnego adresu.
                        - A po co się z nim umówiłeś? – Głos delikatnie mi zadrżał.
                        - No w sprawie tego wyjazdu na wakacje.
                        - A, no tak. – Westchnęłam głęboko. – Na ile mnie zostawisz?
                        - Jeszcze nie wiem.
                        - Dasz sobie radę beze mnie, prawda? – Uśmiechnął się i podniósł dłonią mój podbródek.
                        - Przecież nie wyjeżdżasz na koniec świata, ani na stałe.
                        - Mądra dziewczynka. – Pocałował mnie. – Kocham Cię.
                        - Też Cię kocham. – Odpowiedziałam, spoglądając mu w oczy. – Jedź już, bo się spóźnisz. – Ponaglałam chłopaka.
                        - O to się nie martw. – Odparł i złapał za klamkę. –  Pa.
                        - Pa. – Odpowiedziałam i usiadłam na łóżku.
Miałam czas tylko dla siebie. Rozmyślałam o wyjeździe Zengoty i Pawlickiego. Byli kumplami, ale mimo tego wszystkiego co się działo na wakacjach, Przemek nie wypytywał o mnie, ani nic. Chyba że pytał, tylko Grzesiek siedział cicho.
Wzięłam na kolana komputer, rozsiadłam się wygodnie w fotelu i postanowiłam nadrobić sprawy dziejące się w Internecie. Wiele mnie nie ominęło, na moje szczęście. Czytałam akurat o moim ulubionym zespole, gdy na Skype zadzwoniła do mnie osoba, której nigdy w życiu bym się nie spodziewała.
                   - Hej mała. – Przywitał się chłopak.
                   - Wielki come back pana Batchelora. – Powiedziałam do kamerki. – Co się stało, że dzwonisz?
                   - A nic. Po prostu chciałem pogadać, chyba nie masz nic przeciwko?
                   - Evelina kopnęła Cię w dupę?
                   - Tak. – Przyznał się ze smutkiem.
                   - I teraz nagle do mnie dzwonisz. Przypadek?
                   - Nie, daj spokój. Nie dzwonię po to, żeby Cię na kolanach błagać, albo coś. Po prostu będę za parę dni w Polsce i chciałem zapytać, czy będziesz miała ochotę się spotkać?
                   - Teraz mam szkołę i za bardzo nie mam jak. – Okłamałam go, bo akurat miałam tydzień wolnego.
                   - To mogę do Ciebie wpaść. Chyba, że serio nie masz ochoty oglądać mojej mordy, bo w sumie masz do tego prawo.
                   - Gdybym nie miała ochoty to z pewnością bym teraz z Tobą nie gadała. – Odpowiedziałam. – Kiedy przyjeżdżasz?
                   - Chyba pojutrze, bo teraz jestem w Anglii.
                   - To wpadnij do Leszna. – Poprosiłam, a właściwie poleciłam Australijczykowi.
                   - Nie ma sprawy. – Uśmiechnął się i dziwnie na mnie popatrzył. – Jakoś marnie wyglądasz.
                   - Wydaje Ci się. – Spławiłam chłopaka. – W ogóle co u Ciebie słychać?
                   - W porządku, a jak u Ciebie? Jak z Grześkiem? Przemek się odzywał?
                   - Pogadajmy o tym jak przyjedziesz, dobrze?
                   - Nie ma sprawy. A jak z Twoją mamą? Układa Wam się czy nie specjalnie?
                   - Od kiedy mama poroniła, to jest dobrze. Kontakt nam się poprawił, partner mamy okazał się być fajny, więc wychodzimy na prostą.
                   - Nie wiedziałem, że Twoja mama straciła dziecko. Przykro mi.
                   - A mi szczerze mówiąc nie. Przynajmniej w jakimś stopniu odzyskałam mamę.
                   - To chyba jedyny plus, co?
                   - Jest ich więcej, wiesz?
                   - Na przykład?
                   - Na przykład to, że mogę się pieprzyć z Zengim bez obaw że obudzimy dziecko. – Zaśmiałam się, czym zaraziłam Troy’a.
                   - To jest chyba największy plus. – Odpowiedział rozbawiony. – Sprzątałem wczoraj tu w domu i wiesz co znalazłem? Twoje kolczyki. Te pajączki czarne.
                   - Boże, od czasu mojej wizyty u Ciebie minęło sporo czasu, a Ty dopiero teraz je znalazłeś? – Zdziwiłam się. – Weź mi je jak przyjedziesz.
                   - Ty je chyba zgubiłaś podczas jednej z naszych upojnych nocy. – Powiedział i delikatnie się uśmiechnął.
                   - Wtedy co Darcy zadzwonił? – Zaśmiałam się cicho, gdy mi się to przypomniało.
                   - Zapewne tak.
Popatrzyłam mu w oczy. Niby przez kamerkę, ale widziałam w nich to, co widziałam kiedyś. Może odnowienie z nim kontaktu nie było złym pomysłem? Z Pewnością Grzesiek czepiałby się, że znowu popełniam ten sam błąd, że znowu mu ufam, ale przecież nie wskoczę mu do łóżka.
                        - Troy, jakby co to jestem pod telefonem. Muszę już iść, pouczyć się i tak dalej.
                        - Rozumiem. To jakby coś do zobaczenia za parę dni.
                        - Papa. – Rozłączyłam się i odetchnęłam głęboko.
Rozmowa z Troy’em po tylu miesiącach była nawet przyjemna. Podczas rozmowy przypomniały mi się te nasze wspólne chwile i to jak dostał ode mnie w twarz. Uśmiechnęłam  się pod nosem i włączyłam South Park, by trochę odreagować. Oczywiście przed samym seansem musiałam skoczyć do toalety, ale zatrzymał mnie dzwonek do drzwi. Wyszłam na korytarz i stałam u szczytu schodów. Ten głos. Te same słowa. Ta sama barwa. Ten sam ton. To samo drżenie serca.
                   - Jest u siebie. – Powiedział Wojciech, a ja w te pędy wpadłam do swojego pokoju i z powrotem wzięłam laptopa na kolana.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Zamknęłam oczy, zacisnęłam wargi i pozwoliłam wejść. Zrobiło mi się masakrycznie słabo, zaczęłam się trząść jak nie wiem co. W oczach oczywiście pojawiły się łzy.
                        - Cześć, nie przeszkadzam?
                        - Po co przyszedłeś? – Zapytałam nie spoglądając w jego stronę.
                        - Pogadać, ale widzę, że nie masz ochoty na to. – Powiedział zawiedziony i odwrócił się w stronę drzwi. – To ja pójdę.
                        - Nie, zaczekaj. – Powstrzymałam go i zamknęłam klapę laptopa. – Siadaj.
                        - Dzięki. – Chłopak usiadł na łóżku i rozglądał się dookoła. – Dużo się u Ciebie pozmieniało.
                        - No trochę. – Zgodziłam się. – Ty przypadkiem nie byłeś umówiony z Grześkiem?
                        - Nie, a czemu pytasz?
                        - Bo mi powiedział, że się z Tobą umówił w sprawie tego wyjazdu.
                        - Jakiego wyjazdu? Co on Ci naopowiadał? – Zdziwił się mój gość.
                        - To wy nie jedziecie na wakacje do Stanów?
                        - Oczywiście, że nie. – Stanowczo zaprzeczył.
Przemek patrzył na mnie zaskoczony. Ja w sumie wyglądałam nie lepiej. Grzesiek mnie oszukał, a ja musiałam jak najszybciej to z nim wyjaśnić.
                        - Zadzwoń do niego i poproś o spotkanie, zobaczymy co CI powie. – Zaproponowałam Przemkowi.
                        - No dobra. Dam na głośnik, ale siedź cicho. – Wybrał numer i położył palec na ustach.
                        - Co Ty na nie cichasz w moim pokoju? – Pierwszy raz od kilku miesięcy uśmiechnęłam się w stronę Przemka.
Chłopak to zauważył, bo odsunął telefon od twarzy i spojrzał mi w oczy. Były takie błękitne. Takie uspokajające. „A ponoć to zieleń uspokaja” pomyślałam i znowu się uśmiechnęłam.
Usłyszałam dźwięk sygnału i ucichłam. Czekałam aż Grzesiek odbierze telefon.
                   - Co jest?
                   - Zengi widzimy się dzisiaj?
                   - Nie mogę, u Anety jestem. Mały się rozchorował. – Powiedział Grzesiek.
Popatrzyłam na Przemka i po prostu nie wierzyłam. Po prostu ścięło mnie z nóg. Jaki mały? Jaka Aneta? Pokręciłam jedynie głową i wzięłam do ręki swój telefon. Musiałam to odpowiednio rozegrać. Ruchem ręki pokazałam mu żeby się rozłączył, a gdy to zrobił złapałam się za głowę.
                        - Co to za Aneta? – Zapytałam cicho.  –Przemek jeśli coś wiesz, to powiedz mi, proszę Cię.
                        - Aneta to była Grześka. Jakieś dwa albo trzy lata temu po prostu wpadli. Więcej Ci nic nie powiem, sama z nim pogadaj, bo będzie, że się wpieprzam w nie swoje sprawy. – Powiedział Przemek i podszedł do mnie. – Ale spokojnie, Grzesiek Cię kocha.
                        - Tak bardzo kocha, że ma przede mną takie tajemnice. - To wszystko jest pojebane. – Ukryłam twarz w dłoniach. – Muszę do niego zadzwonić.
                        - Ściągnij go tutaj, albo podwiozę Cię do niego do domu.
                        - Klucze w sumie mam. – Stwierdziłam. – A to nie będzie dla Ciebie problem?
                        - Jasne że nie. – Odparł ochoczo. – Marcela?
                        - Tak?
                        - Przepraszam. – Powiedział ze skruchą. – Za wszystko. Za krzywdę jaką Ci wyrządziłem. Za to, że płakałaś przeze mnie tyle czasu, że nie walczyłem o Ciebie, ale zrozum nie umiałem. Miałaś rację wyżywałem się na Tobie za swoje niepowodzenia i na własne życzenie spieprzyłem nasz związek. Mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz. – Powiedział ze łzami w oczach i chwycił mą dłoń.
                        - Ja… Nie wiem co mam Ci powiedzieć. – Powstrzymałam płacz. – Tyle ile ja wylałam przez Ciebie łez jest nie do opisania. Kiedy Grzesiek wypowiedział Twoje imię, po prostu miałam ochotę jak teraz się rozpłakać. Noszę w sercu ogromną bliznę, która mam nadzieję kiedyś się zagoi. – Wytarłam łzy i stanęłam na palcach tylko po to, by się do niego przytulić. – Zacznijmy wszystko od początku. Odnówmy znajomość.
                        - Jestem za, jak najbardziej za. – Uśmiechnął się i bardzo mocno mnie przytulił. – Jak ja za tym tęskniłem. – Uśmiechnął się i uniósł mnie w górę.
                        - Ja też. – Stanęłam na podłodze i poszłam do garderoby po kurtkę, jednak zatrzymałam się przy samych drzwiach do pomieszczenia. – A może po prostu go tu ściągnę?
                        - Pomyśl. Zastanów się. Ja się jeszcze na razie nigdzie nie wybieram.
                        - Zadzwonię do niego. – Rozmyśliłam się i wybrałam numer do Zengoty przełączając uprzednio na tryb głośnomówiący. – Cześć kochanie, nie przeszkadzam?
                        - Nie, siedzimy z Przemkiem w knajpie i gadamy. Coś się stało?
                        - Możesz przyjechać? Potrzebuję Cię.
                        - Najszybciej za 10 do 20 minut mogę przyjechać.
                        - Postaraj się szybciej, proszę Cię. – Nalegałam.
                        - No dobrze. – Zgodził się. – Za 5 minut będę.
                        - Dziękuję. – Odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Popatrzyliśmy z Przemkiem na siebie, a na mojej twarzy zamiast uśmiechu pojawił się smutek. Przemek to dostrzegł i podszedł do mnie bliżej.
                        - Co się dzieje?
                        - Zgadnij. – Burknęłam. – Jak ja mam z nim pogadać?
                        - Tak bezpośrednio jak tylko Ty to potrafisz. – Próbował mnie rozbawić żużlowiec.
                        - Tak, Przemek. Stanę przed nim i powiem „Grzesiu, a kiedy mi przedstawisz swojego synka i jego matkę?”. Pomyśl. – Jęknęłam.
                        - Jesteś świetną dyplomatką, więc luz. – Podnosił mnie na duchu chłopak i przytulił. – Ja już lecę. Jak będzie już po, to daj znać. Chyba, że mój numer usunęłaś?
                        - Usunęłam ale znam na pamięć. – Uśmiechnęłam się  i poszłam wraz z Przemkiem na dół by go odprowadzić.
Szłam tuż za nim. To było dziwne, bo jeszcze jakiś czas temu po prosu go rozpamiętywałam, płakałam za nim, a wtedy jak gdyby nigdy nic z nim szłam.
Przemek przekroczył próg mojego domu, a ja po zamknięciu drzwi poszłam do salonu gdzie siedziała mama i Wojciech. Usiadłam na fotelu, a do mnie podbiegł Rexar. Mama spoglądała na mnie znacząco i czekała aż się odezwę.
                   - Nie patrz tak na mnie. – Powiedziałam w końcu gdy dostrzegłam, że mama nieprzerwanie na mnie patrzy.
                   - Co Przemek chciał?
                   - Pogadać, po prostu chciał pogadać.
                   - Ale jakoś dziwnie wyglądasz. – Zauważył partner mamy. – Pokłóciliście się?
                   - Nie, nic z tych rzeczy. – Zaprzeczyłam natychmiast.
                   - To dobrze. – Odpowiedziała mama. – O! Chyba ktoś przyjechał.
                   - Pewnie Grzesiek. Pójdę otworzyć.
     Pobiegłam do drzwi i zdążyłam je otworzyć zanim w domu rozległ się dźwięk dzwonka. Przede mną stał Grzesiek, zmarznięty, ale uśmiechnięty. Pocałował mnie na powitanie i wszedł do środka.
                            - Co jest kochanie? – Zapytał idąc za mną do pokoju.
                            - Musimy porozmawiać.
                            - Nienawidzę jak to mówisz. – Powiedział Grzesiek i zamknął za sobą drzwi. – No to słucham.
                            - Nie byłeś z Przemkiem, prawda? – Skrzyżowałam ręce na piersi.
                            - Byłem. – Kłamał chłopak.
                            - Nie kłam. – Powiedziałam spokojnym głosem. – Przemek u mnie był.
                            - Co takiego? Po co?
                            - Pogadać. – Usiadłam na fotelu. – Dlaczego mi nie powiedziałeś?
                            - O czym?
                            - O małym i Anecie.
Mina Grześka od razu zrzedła. Chyba czuł, że o wszystkim wiem. Chyba już nie chciał nic ukrywać. Zdjął kurtkę i podszedł do mnie. Złapał za dłoń, podniósł i sam usiadł na fotel, a następnie wziął mnie na kolana.
                        - Nie wiem skąd wiesz, ale należą Ci się wyjaśnienia.
                        - No należą się.
                        - Aneta to moja była dziewczyna. Dość długo ze sobą byliśmy, ale ona ze mną zerwała jakieś trzy lata temu. Parę miesięcy po tym jak się rozstaliśmy, oświadczyła mi że mam syna Krystiana. To wszystko działo się zanim się poznaliśmy. – Powiedział cicho.
                        - Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś? Dlaczego nie powiedziałeś mi od razu? – Zapytałam rozżalona.
                        - A co, miałem stanąć przed Tobą przy naszym pierwszym spotkaniu i powiedzieć „ No, chcę się z Tobą związać, ale mam małego synka?”. Przecież od razu byś mnie skreśliła.
                        - Nie Grzesiek, nie skreśliła. Po prostu byłabym w szoku, ale za żadne skarby świata bym Cię nie zostawiła. Każdy z nas popełnia błędy, na których się uczymy.
                        - Faktycznie, mogłem Ci powiedzieć, ale dla mnie to też łatwe nie było. – Chłopak położył dłoń na moim udzie, i delikatnie wsunął ją pod moją spódniczkę. – Ale wiesz, ta sytuacja nie zmienia faktu, że Cię kocham. – Prawie mi wymruczał do ucha i pocałował w szyję.
                        - Też Cię kocham. – Popatrzyłam mu w oczy i pocałowałam go w usta. – Przemek tu był.
                        - Po co? – Grzesiek nagle zmienił to, spojrzał mi w oczy i zaczął się podnosić z miejsca, więc zeszłam z jego kolan.
                        - Po prostu pogadać. No i się pogodziliśmy.
                        - Fantastycznie! – Wybuchł totalnym sarkazmem. – Pewnie to on CI powiedział o Anecie, tak?! - Krzyknął chłopak.
Przytaknęłam temu co powiedział i usiadłam na fotelu.
                        - Nie krzycz na mnie, przestań!
                        - Może się jeszcze z nim prześpij i już w ogóle będzie świetnie!
                        - O co Ci chodzi? Przecież dobrze wiesz, że to Ciebie kocham!
                        - Gówno prawda! Wciąż kochasz Przemka i to się nigdy nie zmieni!
Te słowa bardzo mnie zabolały. Opuściłam głowę, zapłakaną twarz ukryłam w dłoniach, a całość przysłoniły moje włosy.
                        - Przepraszam. – Usłyszałam po chwili.
                        - W dupie mam Twoje przeprosiny! Nawet sobie nie wyobrażasz jak to zabolało! Tak kurwa kocham go nad życie! Nie ważne że traktował mnie jak szmatę, niepotrzebnego śmiecia, kocham go i w ogień za nim skoczę! Będziemy sobie mieszkać w domku w górach i wychowywać piątkę naszych dzieci! – Wykrzyczałam wściekle, totalnie sarkastycznie.
Grzesiek chyba wziął to wszystko na poważnie. Spojrzał na mnie, pokręcił głową i ubierając kurtkę wyszedł z mojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Opadłam zrezygnowana na fotel i starałam się uspokoić. Nienawidziłam się z nim kłócić i śmiało mogłam stwierdzić, że ta kłótnia była najgorszą w całym naszym związku. Wzięłam głęboki oddech, zaczesałam włosy do tyłu i tak jak byłam ubrana, po prostu za nim pobiegłam. Wybiegłam na mróz w bluzce na ramiączkach i spódniczce. Stałam chwilę na chodniku, widziałam jak Grzesiek odjeżdża. Pozwoliłam popłynąć łzom i nadal patrzyłam na oddalające się auto. Serce mi zabiło mocniej bo zobaczyłam jak rozpędzony Grzesiek wjeżdża bezpośrednio na skrzyżowanie, nawet się nie zatrzymując, a po chwili usłyszałam huk i zobaczyłam jak ciężarówka wbija się w stronę kierowcy samochodu żużlowca.
                   - Grzesiek! – Wykrzyczałam ile sił w płucach.
Biegłam w stronę wypadku ile sił w nogach, wpadałam w zaspy, które sięgały mi ponad kolana, łzy utrudniały widoczność, ale nie zwracałam uwagi na nic. Liczyło się to, bym jak najszybciej znalazła się przy moim ukochanym.
Byłam już przy Grześku. Siedział zakleszczony w samochodzie, nieprzytomny. Z jego głowy lała się krew, to samo z ramienia i nogi. Trzęsłam się nie tyle co z zimna, ale ze strachu. Po chwili usłyszałam głos kierowcy wzywającego pogotowie.
                   - Niech pan da jakiś ręcznik, ciuch, cokolwiek! – Krzyknęłam i otarłam krew z twarzy Zengoty.
Mężczyzna po chwili podał mi ręcznik, który następnie przyłożyłam go rany chłopaka. Oczywiście nie obeszło się bez pojawienia się gapiów, wśród których była moja mama i Wojciech. „Grzesiu proszę nie zostawiaj mnie”.
Po pół godziny byliśmy już w szpitalu. Ja, Wojciech, mama i Grzesiek, wciąż nieprzytomny. Dzwoniłam do jego rodziców, ale nie odbierali, nie odpisywali też na moje wiadomości. Rozumiałam kłótnię rodzinną, ale to był ich syn, który w ciężkim stanie był w szpitalu.
                   - Panie doktorze, co z nim? – Zapytałam, gdy lekarz opuścił salę, na której leżał Grzesiek.
                   - A kim pani jest?
                   - Dziewczyną.
                   - Na szczęście nie doszło do uszkodzenia mózgu, ani narządów wewnętrznych. Skończyło się na złamanej ręce w trzech miejscach, złamaniu palca i kostki, rozcięciu uda i połamaniu trzech żeber. Jest jeszcze nieprzytomny, ale pani chłopak miał mnóstwo szczęścia. – Poklepał mnie po ramieniu. – Może pani do niego wejść.
                   - Dziękuję panu. – Wyszeptałam i podeszłam do drzwi.
                   - Taki mój zawód. – Uśmiechnął się. – Do widzenia.
Odwzajemniłam uśmiech i po cichu weszłam do pomieszczenia.
Godzinę 23:30 wskazywał zegarek, gdy na niego spojrzałam. Od kilku godzin siedziałam przy jego łóżku. Trzymałam go za dłoń, gładziłam po policzku, czekałam, aż otworzy swoje piękne, brązowe oczy i uśmiechnie się do mnie tak, jak zawsze. Jednak na to musiałam cierpliwie czekać. Gryzły mnie straszne wyrzuty sumienia. Obwiniałam się o ten wypadek. Może gdybym wtedy nie powiedziała tego o Przemku, to do tej sytuacji by nie doszło.
- Przepraszam kochanie. Tak bardzo Cię przepraszam. To wszystko, ten cholerny wypadek to moja wina. Mogłam się ugryźć w język i nic by Ci się nie stało. Dobrze wiesz, że Cię kocham. Nigdy, ale to nigdy w życiu nie zostawiłabym Cię dla Przemka. Tylko Ty się dla mnie liczysz. – Pociągnęłam nosem i ścisnęłam dłoń żużlowca. – Dziękuję ,że się nie poddałeś. – Przysunęłam swoją twarz do jego. – Kocham Cię. – Pocałowałam go w czubek nosa, a następnie w nieprzytomne usta.


WITAM WSZYSTKICH SERDECZNIE!! :D WRACAM DO WAS Z HISTORIĄ MARCELINY! Parę dni temu postanowiłam poczytać moje bazgroły sprzed roku i postanowiłam cos napisać. I pisać będę, bo stwierdziłam, że warto. Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie złe/źli, że tyle to trwało, ale niestety szkoła i wena, a raczej jej brak, wszystko popsuły :c
Mam nadzieję, że pojawi się tutaj sporo komentarzy, tak jak przy poprzednich postach :p Rozdział mógł mi wyjść trochę bez sensu, ale po takiej przerwie nie spodziewajcie się cudów! :D No to kochani do następnego!!
<3

sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział XXV

Piątkowego popołudnia, bo około godziny 14 obudziłam się objęta ramieniem Grześka. Odwróciłam twarz w stronę chłopaka i gładziłam wierzchem dłoni po policzku. Na jego twarzy pojawiał się nikły uśmiech, aż w końcu otworzył zaspane oczy. Patrzyłam na niego i nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę.
                   - Dzień dobry śpiochu. – Powitałam go całusem w policzek.
                   - No cześć. – Odpowiedział i nachylił się nade mną. – Jak się spało?
                   - A bardzo dobrze, a Tobie?
                   - Lepiej niż Ci się wydaje. – Mruknął mik do ucha i złapał za dłoń.
                   - Dzisiaj jest piękna pogoda, idziemy nad wodę?
                   - Mam nadzieję, że woda będzie cieplejsza niż wczoraj. – Obdarował mnie ciepłym uśmiechem i zaraz po tym pocałunkiem.
                   - To może zamiast tak leżeć to pójdziemy tam i sprawdzimy?
                   - No dobrze. – Odparł i wstał z łóżka.
                   - Gdzie Rexar.
Na wypowiedziane imię, mój czworonożny przyjaciel bardzo szybko zareagował. Wpadł do naszej sypialni jak burza, wbił się na łóżko i przyjacielskim lizaniem po twarzy przywitał mnie.
                        - Dobra, ja się przebiorę i idziemy nad wodę, tylko daj mi chwilkę. – Poprosiłam Grześka, który po dosłownie kilku sekundach zostawił mnie samą.
Uśmiechałam się jak idiotka. Byłam z Grześkiem i czułam, że będzie dobrze. Chociaż przy innych było to samo, ale teraz postanowiłam patrzeć w przyszłość z optymistycznym nastawieniem. Wskoczyłam w strój, zarzuciłam na wszelki wypadek bluzę Grześka, zabrałam ręczniki i pocałowałam psa w czubek mokrego nosa.
Otworzyłam drzwi, Grzesiek ze smyczą w ręku czekał na mnie i na Rexara. Przypiął psiaka, mnie złapał za dłoń i poszliśmy. Tak jak się spodziewałam, ludzie wygrzewali się w promieniach oślepiającego i gorącego słońca. W oddali słychać było plusk wody co świadczyło o tym, że w końcu będę mogła popływać, bo dwa dni z rzędu pogoda nam nie dopisała.
                   - Grzesiek, mam prośbę. Wyjedziemy stąd tak, żebyśmy na Grand Prix zdążyli?
                   - Jasne. Poza tym czuję, że długo tu nie posiedzimy. – Odpowiedział i wskazał mi zbliżającą się chmurę, zapowiadającą ulewę.
                   - Świetnie. – Burknęłam trochę nie zadowolona. – To może w ogóle nie idźmy nad wodę, tylko już wyruszmy? Chcesz jechać w mega ulewę i nie widzieć?
                   - No niby nie.
                   - No właśnie.
                   - To może niech chociaż Rexar sobie poszaleje?
                   - To on pójdzie, a później się go zawoła.
                   - Nie zrobi nikomu krzywdy?
                   - Rexar? On jest zbyt leniwy, żeby szczęką ruszyć. – Odpowiedziałam i pociągnęłam Grześka w przeciwnym kierunku.
                   - No dobra. – Przystał na to Zengi i poszliśmy do naszego domku.
Szczerze mówiąc to Rexar chyba też nie miał ochoty na szaleństwa, bo dołączył do nas bardzo szybko.
Akurat jak zaczęliśmy pakowanie rzeczy zaczęło padać.. Dobrze zrobiliśmy wracając, bo zapewne teraz bieglibyśmy jak nienormalni. Grześkowi mimo wszystko humor dopisywał, bo żartował, trącał mnie biodrem i łaskotał. Nie mogłam się nawet w spokoju spakować. Kiedy skończyliśmy, ja pobiegłam szybko do vana, wpuściłam do niego Rexara i czekałam w środku na Zengiego. Chłopak po chwili dołączył do mnie i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Deszcz niesamowicie utrudniał jazdę. Padało tak intensywnie, że wycieraczki nie nadążały ze zbieraniem wody. Chciało mi się śmiać z tego skupienia Grześka, ale wolałam tego nie robić, bo na drodze robiło się coraz niebezpieczniej. Napisałam Magdzie sms z relacją z całego wyjazdu, który podsumowała w wiadomości tekstem „HAHAHAHHAHAHHAHAHHAHAHAHAHAH”. Cała Magda. Uśmiechnęłam się i patrzyłam na aurę panującą za oknem. Pogoda zaczęła się robić coraz bardziej nużąca. Do tego stopnia, że zamknęłam oczy, a otworzyłam je, kiedy Grzesiek wjeżdżał właśnie na moje podwórko.
                   - Trochę mi się przysnęło. – Zaśmiałam się i przeciągnęłam.
                   - Trochę, ale tak słodko spałaś, że nie chciałem Cię budzić. – Odpowiedział i pocałował mnie w policzek.
                   - Kocham Cię. – Wymamrotałam z siebie i wysiadłam.
Wysiadłam i poczułam jak zimne kropelki spadają na moje odkryte ramiona. Z każdym uderzeniem czułam jak po moim ciele przechodzi dreszcz. Wypuściłam Rexara, złapałam Grześka za rękę i poszliśmy do mojego domu.
                        - Mamo, już jesteśmy! – Krzyknęłam.
                        - Już? Co tak szybko? – Zapytał Wojciech.
                        - A nie widzisz co się dzieje za oknem? – Zapytałam, a właściwie to stwierdziłam. – Gdzie mama?
                        - Pojechała na kontrolę do lekarza. Zjecie coś?
                        - A co dobrego jest?
                        - Młode ziemniaczki, kurczak i surówki. Jeszcze ciepłe, siadajcie.
Grzesiek powiedział, że musi jechać do siebie. W sumie to nie miałam zamiaru go powstrzymywać, bo obydwoje potrzebowaliśmy czasu dla siebie. Pożegnałam chłopaka soczystym pocałunkiem i poszłam do kuchni.

Wojtek zostawił mnie samą. Siedziałam opychając się obiadem. Mamy facet świetnie gotował, to mu trzeba było przyznać. Zjadłam wszystko ze smakiem i poszłam do siebie, gdzie na łóżku czekał Rexar. Pies wygodnie leżał na jasnej pościeli. Nie miałam serca go zrzucić więc położyłam się obok niego. Przytuliłam do jasnego grzbietu, wtuliłam w delikatne futro i ponownie zasnęłam.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział XXIV

Koło dziesiątej dostałam sms, że Grzesiek jest już w Polsce. Ucieszyłam się, że w końcu się z nim spotkam, bo aż tak długa rozłąka była okropna. Był już czwartek, a ja musiałam zdecydować z którym z chłopców mam spędzić weekend. Miałam szansę poznać Emila Sajfutdinowa, ale i też spędzić dwa cudowne dni z Zengim.
Nagle przez okno w kuchni zobaczyłam jak na podwórko wjeżdża Wojciech swoim beżowym Volkswagenem. „Mama wróciła!” ucieszyłam i wesoło pobiegłam otworzyć drzwi wejściowe. Mama pomimo takiej przykrości jaka ją spotkała, była uśmiechnięta. Ja cieszyłam się jeszcze bardziej, bo nareszcie nasze kontakty się poprawiły.
                   - Cześć mamuś, jak dobrze, ze już wróciłaś. – Przywitałam ją i przytuliłam.
                   - Cześć córeczko. Nareszcie w domu. – Odpowiedziała z uśmiechem. – Najbardziej to się cieszę ,że domu nie spaliłaś, albo coś.
                   - Bardzo śmieszne. – Skarciłam ją.
                   - Daj mi coś do picia i opowiadaj, jak tam z Grześkiem.
                   - Dobrze, jest już w drodze do domu. – Odpowiedziałam uśmiechając się pod nosem.
                   - Gdzie on był?
                   - W Danii jeździł. – Powiadomiłam ja i podałam szklankę. – Słuchaj, jest taka sprawa.
                   - No opowiadaj.
                   - Chodzi o to, że Grzesiek chce mnie zabrać na weekend nad jezioro. Zgodziłabyś się?
Matka popatrzyła na mnie dość dziwnie, jej twarz przybrała dość poważny wyraz. Wzięła łyk napoju i momentalnie znów na jej twarzy znów zagościł uśmiech.
                        - A na ile dni?
                        - Piątek i sobota, bo w niedzielę jest mecz na Smoku.
                        - No dobrze, jedź. – Zgodziła się bez większego namawiania.
                        - Dziękuję. – Ucieszyłam się i przytuliłam ją.
                        - Ale obiecaj, że nic głupiego nie zrobisz.
                        - O to się nie martw. – Posłałam jej uśmiech i poszłam do swojego pokoju.
Można by rzec, że skakałam z radości Byłam prze szczęśliwa, że spędzę ten weekend z Grześkiem. Napisałam mu sms, czy wpadnie do mnie jak będzie w Lesznie i podekscytowana czekałam i na niego i na odpowiedź, którą po chwili otrzymałam.
Doszłam do wniosku, że muszę zadzwonić do Tai’a i powiedzieć mu o wszystkim, dokładnie to o mojej decyzji, ale musiałam to zrobić tak, żeby nie zaczął zadawać niewygodnych pytań.
                   - Co jest? – Odebrał wesoło telefon.
                   - Nie jadę z Tobą. – Powiadomiłam go prosto z mostu.
                   - Czemu?
                   - Po prostu nie mogę. Są sprawy ważniejsze, niż żużel.
                   - W sumie racja W ogóle co to za akcja z Batch’em? Skarżył się, że w twarz od Ciebie dostał. – Zaśmiał się.
                   - O, a nie poskarżył się, dlaczego dostał?
                   - Nie.
                   - Wrócił do Eveliny. – Odpowiedziałam już trochę innym tonem.
                   - Co? Przecież wczoraj gadał jaki to on nie jest teraz szczęśliwy.
                   - Może i tak gadał, ale z pewnością jest szczęśliwy z Eveliną.
                   - Przykro mi, że tak to się zakończyło.
                   - Nie no, da się żyć. – Wyszeptałam, bawiąc się jednocześnie z Rexarem. – A jak tam z Nicole?
                   - Nic nie mów.
                   - A nie mówiłam? – Zapytałam pewna swojego. – Co takiego zrobiła?
                   - Tak pustej i zapatrzonej w sobie laski jeszcze nie widziałem. Jak to ona nie jest piękna cudowna i w ogóle.
                   - Mówiłam, że robisz błąd.
                   - Tak, mówiłaś. – Przyznał mi rację. – Ty lepiej powiedz, czy z kimś teraz kręcisz?
Czułam jak się rumienię. To był odruch bezwarunkowy. Sama sobie się dziwiłam, że tak reaguję na myśl o Grześku. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że między nami mogłoby coś być. „Nic mu nie mów. Ani słowa o Grzesinku”.
                        - Tak, z kolegą Troy’a. – Odpowiedziała i ugryzłam się w język.
                        - Kto to?
                        - Tego Ci już nie powiem, bo nie chcę zapeszać.
                        - Okej. A tak szczerze to przez niego nie chcesz ze mną jechać.
                        - Tak. – Przyznałam się. – Tai ja muszę już kończyć. Jeszcze raz Cię przepraszam. Papa.
                        - Nic się nie stało. Miłego weekendu.
Odłożyłam telefon i przytuliłam się do psa. Miałam nic nie mówić, a wyszło jak zwykle. Nawet nie pisałam mu sms, żeby siedział cicho, bo to dla niego byłoby równoznaczne z „powiedz wszystkim, a Troy’owi przede wszystkim”.
Rexar chciał już wyjść więc otworzyłam mu drzwi i usłyszałam głos Grześka. Jego barwy nie pomyliłabym z żadnym innym. Stanęłam szybko przed lusterkiem, ogarnęłam włosy, poprawiłam bluzkę, spodnie i poszłam pewnym krokiem do chłopaka, którego powiem szczerze, nie spodziewałam się tak szybko w moim domu. Stanęłam na przejściu do salonu, mama spojrzała na mnie i momentalnie Grzesiek się odwrócił i wstał. Podeszłam do chłopaka i bardzo mocno go przytuliłam. Miał cudowne perfumy więc jeszcze bardziej się w niego wtuliłam. „To tylko Twój przyjaciel. To tylko Twój przyjaciel” naciskałam na tylko, za każdym razem gdy powtarzałam te słowa.
                   - Cieszę się, że już wróciłeś. – Wyszeptałam.
                   - Ja też się cieszę. Jeden dzień to trochę za długo. – Obdarował mnie uśmiechem.
                   - Chodź do mojego pokoju, musimy pogadać.
                   - No dobrze. – Chłopak chyba trochę się wystraszył, ale poszedł ze mną na górę.
Weszliśmy do mnie, Rexar jeszcze zdążył się przecisnąć w drzwiach i dołączył do nas. Grzesiek stanął na środku pokoju, spoglądał na mnie. Spoglądałam na niego spod byka, nie uśmiechałam się, przybrałam kamienny wyraz twarzy.
                   - Co się stało? – Zapytał zmartwiony i podszedł do mnie.
                   - Muszę Ci coś powiedzieć.
                   - No to czekam.
                   - Chodzi o to, że. – Teatralnie przerwałam i spojrzałam mu w oczy. – Jeśli mnie rozczarujesz nad tym jeziorem to Cię zabiję z uśmiechem na ustach. – Dokończyłam i uśmiechnęłam się.
                   - Jezu, wystraszyłaś mnie. Myślałem, że to coś poważnego. – Ochrzanił mnie. – Czyli spędzamy weekend razem?
                   - Tak, dzwoniłam już do Tai’a i powiedziałam o moich planach.
                   - Cieszę się jak cholera. A Twoja mama co na to?
                   - Już z nią rozmawiałam i zgodziła się, bez żadnego ale.
                   - To dobrze. – Mruknął i przyciągnął mnie do siebie. – Obiecuję, że nie będziesz się nudziła. Na jutro zapowiadają upały więc pojedziemy nad jezioro.
                   - Jesteś kochany.
                   - W ogóle to przepraszam Cię za tamten tekst.
                   - Nie mówmy o tym, proszę Cię. – Odsunęłam się i podeszłam do dużej szafy.
                   - Jeśli tak będzie lepiej to okej. – Przystał na propozycję. – Wiesz co, to weź teraz się spakuj, pojedziemy do mnie i ja też zabiorę parę rzeczy.
                   - A myślisz, że co mam zamiar zrobić, geniuszu?
                   - A no chyba, że tak.
Grzesiek się uciszył, a ja znalazłam moją torbę, którą zabierałam jak szłam z Żanetą, albo Agatą na skocznię.
Spakowałam spodenki, jakąś bluzkę, za dużą na mnie koszulkę do spania i mój ukochany strój kąpielowy. Trzymałam go w ręku i wróciłam do wspomnień zza czasów romansu z Andreasem. Miałam ten strój na sobie, gdy wyznał mi miłość. Potrzęsłam głową i wcisnęłam go do torby bez składania. Jeszcze podłączyłam baterię do ładowania. Niestety musiałam to robić przez USB, bo Rexar będąc szczeniakiem zmasakrował moją ładowarkę.
                   - A kosmetyczki nie bierzesz?
                   - A po co mi? Jadę nad jezioro, a nie na pokaz mody. – Burknęłam. – A co, aż taka jestem brzydka bez tapety na twarzy.? – Zapytałam nachylając się nad nim.
                   - No coś Ty! Jesteś śliczna. – Zaprzeczył i chciał mnie pocałować, ale wyprostowałam się. I podeszłam do psa leżącego niedaleko. – Mam nadzieję, że nic nie zdemolujesz i że dasz mojej mamie odpocząć, bo jak nie, to wracasz do kojca.
                   - Jak chcesz to możemy go zabrać ze sobą. – Zaproponował Grzesiek. – Do samochodu wejdzie. Złożę z tyłu siedzenia i tam będzie jechał.
                   - Mówisz poważnie? – Zapytałam niepewnie z grobową miną.
                   - Przecież widzę, że bez niego nie wytrzymasz, więc nie mam serca Was rozdzielać.
                   - Słyszałeś piesku? Pojedziesz ze mną – Odpowiedziałam i pocałowałam futrzaka w wielki łeb. – Ale najpierw pojedziemy po Twoje rzeczy i wrócimy po niego.
                   - Chyba, że ja teraz pojadę i po Was wrócę.
                   - O tak będzie dobrze. – Zgodziłam się i wstałam. – Jesteś cudowny. – Dodałam i przytuliłam Grześka.
                   - Po prostu nie lubię jak jesteś smutna. – Odpowiedział i pocałował mnie w czoło. – Dobra, ja zaraz wrócę. Nie będę już wchodził więc bądź gotowa.
                   - Dobrze, będziemy czekać.
Grzesiek wyszedł z pokoju, a ja zaraz za nim. Musiałam go odprowadzić. Mama siedziała z Wojtkiem w salonie, więc dołączyłam do nich.
                        - Już poszedł sobie? – Zapytała zaskoczona mama.
                        - Tak, ale zaraz wróci. – Odpowiedziałam siadając na oparciu sofy. – Słuchajcie, zabieram Rexara.
                        - A co na to Grzesiek? – Zapytał mężczyzna.
                        - Sam to zaproponował.
                        - No proszę. Dobry chłopak z niego.
                        - Tak, aż za dobry. – Odpowiedziałam pod nosem.
                        - Wojtek, zostawisz nas same? – Zapytała niespodziewanie mama.
                        - Mam się bać? – Zapytałam.
                        - Muszę z Tobą pogadać jak kobieta z kobietą.
                        - No dobrze, więc słucham.
                        - Widzę, że coś do tego Grześka jesteś uprzedzona.
                        - Nie jestem.
                        - Jak nie, przecież widzę.
                        - Bo on naciska na to, żebyśmy już teraz, w tej chwili ze sobą byli, a ja boję się że wpakuję się drugi raz w to samo gówno. Boję się, że będzie tak samo jak z Troy’em. Grzesiek jest kochany, nie mówię, że nie, ale to jednak facet, tak? – Powiedziałam o swoich obawach. – Nie chcę, żeby znów jakiś idiota mnie skrzywdził, bo zobaczy inną dupę na horyzoncie. Już wystarczająco się zraziłam przez Troy’a. Z drugiej strony tez nie chce wyjść na taką, co zobaczy pierwszego lepszego i od razu do niego poleci, choć pewnie inni już tak o mnie sądzą.
                        - Słuchaj córeczko. Jesteś młoda, powinnaś właśnie przebierać w chłopakach….
                        - Ale nie kosztem moich uczuć. Chcę mieć chłopaka, chcę być szczęśliwa. Kiedy już się zaangażuje, pokocham jakiegoś, to wszystko się sypie.
                        - Na swoich poprzednich patrzysz przez pryzmat Troy’a. Ale przecież z Przemkiem nie było Ci źle.
                        - Nie było, masz rację, ale on po tym wypadku strasznie się zmienił.
                        - No tego akurat nie wiem.
                        - Ale uwierz mi, że tak jest. – Odpowiedziałam i ruszyłam się z miejsca. – Zobaczymy jak to będzie. Idę po smycz i zabieram Rexara.
Westchnęłam i poszłam do pokoju po telefon. Pierwszy raz otwarcie powiedziałam komuś co siedzi mi w głowie. Chciałam być szczęśliwa, ale bałam się, że znów się ktoś zabawi moim kosztem. Ze mną było tak, jak w piosence Bring Me The Horizon „Boję się zbliżenia, ale nienawidzę być samotny”.
Zawołałam Rexara, zabrałam telefon i aparat, wyłączyłam laptopa i poszłam do garażu po smycz. Kiedy wyszłam na dwór, akurat Grzesiek wjeżdżał na podwórko. O dziwo nie swoim samochodem, ale tym samym Vanem, którym przewozi sprzęt na zawody. Popatrzyłam zaskoczona na Grześka i z Rexarem u boku poszłam do chłopaka.
                   - Mam nadzieję, że dobrze zniesie podróż. – Powiedział Grzesiek i zawołał psa do samochodu.
                   - On akurat samochodem lubi jeździć. – Odpowiedziałam i poszłam do Grześka.
                   - Wsiadaj, zaraz do Ciebie przyjdę. – Odpowiedział i popatrzył na mnie.
Kiwnęłam głową i zrobiłam to o co poprosił. Chyba był na mnie wściekły, choć jeszcze nie wiedziałam za co.
Siedziałam grzecznie na przednim siedzeniu i czekałam na Zengiego. Musiałam zmusić się do tego, by nie myśleć o moich obawach, które mogłyby zniszczyć mi weekend. Wyciągnęłam telefon, napisałam Magdzie, że jadę z Grześkiem nad jezioro i schowałam telefon, po czym wyciągnęłam lustrzankę. Przeglądałam zdjęcia z Przemkiem, które na niej miałam. Ryczeć mi się chciało, kiedy patrzyłam na nas, kiedy byliśmy tacy zakochani. Kiedy ich nie widziałam, mówiłam, że nie ma już dla niego u mnie serca, ale gdy na zdjęciach widziałam jego bajeczny uśmiech i te błękitne oczy zwrócone w stronę obiektywu to robiło mi się dziwnie.
                   - To co, jedziemy? – Przerwał mi Grzesiek.
                   - Tak, ja jestem gotowa. – Otrząsnęłam się i zgodziłam.
Grzesiek pocałował mnie w policzek i ruszyliśmy. Chciałam je usunąć, ale jednak nie miałam serca tego robić. Zostawiłam je, mimo że myśl o nich w pewien sposób mnie raniła.
Patrzyłam ślepo w szybę, myślami układając różne scenariusze tego wyjazdu. Może Grzesiek rozkochałby mnie w sobie do tego stopnia, że zapomniałabym o Przemku, tak jak przy Troy’u? Byłabym szczęśliwa i to bardzo, ale i tak by to bolało za każdym razem, gdy wyglądałabym przez okno. Stałam na rozstaju dróg. Na jednym znaku pisało Przemek na drugim Grzesiek. W obu przypadkach byłabym szczęśliwa, ale nie chciałam by ktoś na tym ucierpiał.
Trzy godziny. Tyle wystarczyło, żeby Grzesiek wywiózł mnie na jakieś odludzie. Patrzyłam na niego i nie wierzyłam. Zengi uśmiechnął się do mnie i wysiadł. Zrobiłam to samo i wypuściłam Rexara, którego następnie przypięłam do smyczy.
                   - Nie patrz tak na mnie. – Powiedział Grzesiek zamykając samochód.
                   - Ładnie tutaj.
                   - Wiem, często tu z chłopakami przyjeżdżam. Ale spokojnie, to nie będą jakieś spartańskie warunki. Tam dalej są domki wypoczynkowe.
                   - No wiem, domyślam się.
                   - Poza tym, jestem zbyt wygodny, żeby spać na przykład pod namiotami. – Odparł i objął mnie ramieniem.
Uśmiechnęłam się i poszliśmy w stronę domku, w którym mieliśmy spędzić w sumie trzy dni.
Robiło się już ciepło, słońce nieźle przygrzewało. Ludzi było jak na lekarstwo. Głównie to byli starsi ludzie, którzy przyjechali odpocząć. Po drugiej stronie były rodziny z dziećmi. Grzesiek chyba specjalnie wybrał takie miejsce, bo wiedział, że nienawidzę dzieci. Szliśmy przez lasek z górki, z której było zza drzew widać wodę. Można było pooddychać świeżym powietrzem. Nie wiedziałam gdzie byliśmy, ale tu było po prostu pięknie.
W końcu dotarliśmy do naszego noclegu. Domek był skromny, czysty i zadbany. Jedno pomieszczenie do spania, łazienka i malutka kuchnia. Ciekawa byłam ile Grzesiek zapłacił, żebyśmy spędzili ten weekend w takich warunkach. Rexar położył się przy drzwiach, a my z Grześkiem poszliśmy do sypialni. Chłopak od razu wskoczył w krótkie spodenki, zdjął koszulkę i tak przy mnie paradował. Muszę przyznać, że w czerwonych spodenkach, które na sobie nosił, miał niezły tyłek. Aż się chciało klepnąć.
                   - A Ty się nie przebierasz?
                   - A co, źle wyglądam?
                   - Nie, wyglądasz ślicznie. – Skomplementował mnie i podszedł bliżej. – Co Ty jakaś taka struta jesteś?
                   - Wydaje Ci się. – Uśmiechnęłam się automatycznie.
                   - To dobrze. Idziemy sprawdzić jaka jest woda?
                   - Mokra.
                   - To może inaczej. Pójdziemy sprawdzić, czy woda jest ciepła? – Zapytał po raz drugi.
                   - Możemy pójść, ale wyjdź na chwilę.
                   - Po co?
                   - Dasz mi się przebrać, czy nie?
                   - A, no chyba, że tak.
Zamknęłam drzwi i wyciągnęłam z torby mój strój. Miałam nadzieję, że nie będzie na mnie wisiał, bo czułam, że znów moja waga poleciała w dół. Na szczęście, był na mnie dobry. Rozpuściłam włosy, założyłam wygodne buty i wyszłam. Grzesiek, kiedy mnie zobaczył, był w niemałym szoku. Przyglądał mi się z uśmiechem.
                        - Bosko wyglądasz. – Odpowiedział i podszedł do mnie.
                        - Dziękuję. – Odpowiedziałam i oparłam dłonie o jego klatkę piersiową. – Idziemy?
                        - Tak, chodź. – Złapał mnie za rękę i wyszliśmy.
Rexar szedł przy nas, ludzie patrzyli na nas i uśmiechali się. W większości byli to starsi ludzie, niektórzy z nich może w nas widzieli siebie za młodu.
Staliśmy przy samej wodzie, była czysta, widać było dno i rybki które tam pływały. Od razu przypomniał mi się Przemek bojący się ryb. Uśmiechnęłam się, popatrzyłam na Grześka i puściłam jego dłoń, by móc spokojnie zanurzyć się w wodzie. Ciało miałam rozgrzane, więc powoli, stopniowo zaczęłam się schładzać, aż w końcu wpadł do wody Rexar i mi w tym pomógł. Czułam, że Grzesiek go podpuścił. Odwróciłam się, a ten z uśmiechem stał na brzegu.
                   - Przyjdziesz tu w końcu? – Zapytałam delikatnie unosząc się w wodzie.
                   - Już do Ciebie idę. – Powiedział i niczym skończony kretyn wbiegł do wody.
                   - Debil. – Krzyknęłam i podpłynęłam do niego.
                   - No i co z tego?
                   - Nic. – Odpowiedziałam gdy przytulił mnie w wodzie.
                   - Szczerze to mi zimno. – Wyszeptałam przytulając się do niego jeszcze bardziej.
                   - Liczyłem, że woda będzie cieplejsza, nie powiem, ale czego mogliśmy się spodziewać jak wczoraj lało?
                   - No chyba u Ciebie. Wczoraj była ładna pogoda. Przed wczoraj lało.
                   - A no faktycznie. – Mruknął i pocałował mnie w usta.
Odwzajemniłam to. Odwzajemniłam ze zdwojoną siłą i namiętnością. Grzesiek przytulił mnie do siebie, dłonie trzymał u dołu moich pleców. Tak samo było między mną, a Andreasem. Wtedy też całowaliśmy się w wodzie. Okropne wspomnienia.
Oderwałam usta od Grześka i popłynęłam do brzegu. Było zdecydowanie za zimno, żeby pływać. W sumie nie dziwiłam się, że nikogo prócz nas nie było w wodzie. Zengi wyszedł zaraz za mną i obydwoje poszliśmy do domku. Zdjęłam z siebie mokry strój i wywiesiłam żeby wysechł. Grzesiu przebrał spodenki, a nadal był bez koszulki. Mimo, że nie był zbudowany jak Troy, czy Przemek to miał w sobie to coś.
                   - Co robimy? – Zapytał siadając obok mnie.
                   - Mam prośbę. – Powiedziałam i podałam mu mój aparat. – Pousuwaj wszystkie zdjęcia z Przemkiem. Sama tego nie zrobię, bo nie mam na tyle siły, a chcę zapomnieć.
                   - Jesteś pewna? – Zapytał spoglądając na mnie.
                   - Tak, w stu procentach. – Odpowiedziałam i położyłam głowę na kolanach Grześka, jeszcze po raz ostatni spoglądając na zdjęcia.
                   - Dużo ich. – Zauważył Zengi, usuwając kolejne zdjęcie.
                   - No trochę. – Odparłam. – To jest chyba ostatnie.
                   - Proszę. Pousuwane. Mam nadzieję, że to coś da. – Powiedział spokojnie i odwrócił aparat obiektywem do siebie.
                   - Czas na samojebkę? – Zapytałam dusząc się ze śmiechu.
                   - Oczywiście. – Odpowiedział i zrobił sobie zdjęcie.
                   - Mistrz samojebek. – Zaśmiałam się i przyciągnęłam go do siebie.
Grzesiek odłożył aparat i pocałował mnie. Zawiesiłam przedramiona na jego karku, a ten położył się na łóżku. Przysiadłam na jego podbrzuszu i zaczęłam odwzajemniać każdy jego pocałunek. To było to, na co czekałam. Grzesiek w końcu nie krępował się, robił to, na co wcześniej w sumie mu nie pozwalałam.
                        - Grzesiek, muszę Ci o czymś powiedzieć. – Przerwałam.
                        - Co się stało?
                        - Boję się. – Odpowiedziałąm spokojnie.
                        - Czego się boisz?
                        - Tego, że jak Ci zaufam to mnie skrzywdzisz.
                        - Marcelina, przestań. Nie mam zamiaru tego robić. Nie chcę, żebyś płakała, bo widziałam co się działo przy Przemku i Troy’u. Nie jestem jak inni, przecież mnie znasz. Chciałbym mieć dziewczynę, a Ty jesteś wspaniałą dziewczyną, na której coraz bardziej mi zależy. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszyłem, kiedy dostałem od Ciebie taką szansę na zaprzyjaźnienie. Wcześniej chciałem być przy Tobie, ale bałem się, że mnie odtrącisz, dlatego zostałem w cieniu. Ale postanowiłem wziąć dupę w troki i walczyć o Ciebie bez względu na konsekwencje. Proszę, daj mi szansę. Jak to mówią, do trzech razy sztuka. Nic nie stracisz, a nawet zyskasz, tylko proszę, daj mi szansę. – Prosił chłopak trzymając mnie za ręce.
W sumie miał rację. Co mi szkodziło spróbować z Zengim? Nie wiedziałam do końca co mam powiedzieć. Jednego byłam pewna. Z każdą chwilą, kiedy wpatrywałam się w jego oczy, widziałam takie malutkie ogniki, czekające tylko na zatańczenie tańca radości.
Opuściłam głowę, westchnęłam i niespodziewanie pocałowałam Grześka. Chłopak przytulił mnie do siebie, a mi nie pozostawało nic innego, jak powiedzieć mu co do niego czuję, mimo że serce miałam po prostu w gardle.
                   - Jesteś kochany. I wiesz co Ci powiem? Dam Ci szansę. Przecież nic nie stracę. A może i będę przy Tobie szczęśliwa? Pamiętaj jak mnie zostawisz, to nie ja Ci zrobię krzywdę, a osoby, które najbardziej mnie namawiały, żebym Ci dała szansę, czaisz?                         
                        - Nazywam się Artur Czaja i czaję. – Odpowiedział prze szczęśliwy i bardzo mocno mnie do siebie przytulił. – Obiecuję, że Cię nie skrzywdzę. Nie doprowadzę Cię do płaczu, chyba, że do łez szczęścia. Nie umiałbym patrzeć jak jesteś przeze mnie smutna. Kocham Cię i zawsze kochać będę. – Zapewnił mnie i pocałował.

                   - Też Cię kocham, teraz jestem tego pewna. – Wyszeptałam powstrzymując łzy. – Do tej pory w głowie słyszę Twój głos, jak mnie przepraszasz, za to że mnie kochasz. Teraz już nie musisz przepraszać.