Łączna liczba wyświetleń

sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział XXV

Piątkowego popołudnia, bo około godziny 14 obudziłam się objęta ramieniem Grześka. Odwróciłam twarz w stronę chłopaka i gładziłam wierzchem dłoni po policzku. Na jego twarzy pojawiał się nikły uśmiech, aż w końcu otworzył zaspane oczy. Patrzyłam na niego i nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę.
                   - Dzień dobry śpiochu. – Powitałam go całusem w policzek.
                   - No cześć. – Odpowiedział i nachylił się nade mną. – Jak się spało?
                   - A bardzo dobrze, a Tobie?
                   - Lepiej niż Ci się wydaje. – Mruknął mik do ucha i złapał za dłoń.
                   - Dzisiaj jest piękna pogoda, idziemy nad wodę?
                   - Mam nadzieję, że woda będzie cieplejsza niż wczoraj. – Obdarował mnie ciepłym uśmiechem i zaraz po tym pocałunkiem.
                   - To może zamiast tak leżeć to pójdziemy tam i sprawdzimy?
                   - No dobrze. – Odparł i wstał z łóżka.
                   - Gdzie Rexar.
Na wypowiedziane imię, mój czworonożny przyjaciel bardzo szybko zareagował. Wpadł do naszej sypialni jak burza, wbił się na łóżko i przyjacielskim lizaniem po twarzy przywitał mnie.
                        - Dobra, ja się przebiorę i idziemy nad wodę, tylko daj mi chwilkę. – Poprosiłam Grześka, który po dosłownie kilku sekundach zostawił mnie samą.
Uśmiechałam się jak idiotka. Byłam z Grześkiem i czułam, że będzie dobrze. Chociaż przy innych było to samo, ale teraz postanowiłam patrzeć w przyszłość z optymistycznym nastawieniem. Wskoczyłam w strój, zarzuciłam na wszelki wypadek bluzę Grześka, zabrałam ręczniki i pocałowałam psa w czubek mokrego nosa.
Otworzyłam drzwi, Grzesiek ze smyczą w ręku czekał na mnie i na Rexara. Przypiął psiaka, mnie złapał za dłoń i poszliśmy. Tak jak się spodziewałam, ludzie wygrzewali się w promieniach oślepiającego i gorącego słońca. W oddali słychać było plusk wody co świadczyło o tym, że w końcu będę mogła popływać, bo dwa dni z rzędu pogoda nam nie dopisała.
                   - Grzesiek, mam prośbę. Wyjedziemy stąd tak, żebyśmy na Grand Prix zdążyli?
                   - Jasne. Poza tym czuję, że długo tu nie posiedzimy. – Odpowiedział i wskazał mi zbliżającą się chmurę, zapowiadającą ulewę.
                   - Świetnie. – Burknęłam trochę nie zadowolona. – To może w ogóle nie idźmy nad wodę, tylko już wyruszmy? Chcesz jechać w mega ulewę i nie widzieć?
                   - No niby nie.
                   - No właśnie.
                   - To może niech chociaż Rexar sobie poszaleje?
                   - To on pójdzie, a później się go zawoła.
                   - Nie zrobi nikomu krzywdy?
                   - Rexar? On jest zbyt leniwy, żeby szczęką ruszyć. – Odpowiedziałam i pociągnęłam Grześka w przeciwnym kierunku.
                   - No dobra. – Przystał na to Zengi i poszliśmy do naszego domku.
Szczerze mówiąc to Rexar chyba też nie miał ochoty na szaleństwa, bo dołączył do nas bardzo szybko.
Akurat jak zaczęliśmy pakowanie rzeczy zaczęło padać.. Dobrze zrobiliśmy wracając, bo zapewne teraz bieglibyśmy jak nienormalni. Grześkowi mimo wszystko humor dopisywał, bo żartował, trącał mnie biodrem i łaskotał. Nie mogłam się nawet w spokoju spakować. Kiedy skończyliśmy, ja pobiegłam szybko do vana, wpuściłam do niego Rexara i czekałam w środku na Zengiego. Chłopak po chwili dołączył do mnie i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Deszcz niesamowicie utrudniał jazdę. Padało tak intensywnie, że wycieraczki nie nadążały ze zbieraniem wody. Chciało mi się śmiać z tego skupienia Grześka, ale wolałam tego nie robić, bo na drodze robiło się coraz niebezpieczniej. Napisałam Magdzie sms z relacją z całego wyjazdu, który podsumowała w wiadomości tekstem „HAHAHAHHAHAHHAHAHHAHAHAHAHAH”. Cała Magda. Uśmiechnęłam się i patrzyłam na aurę panującą za oknem. Pogoda zaczęła się robić coraz bardziej nużąca. Do tego stopnia, że zamknęłam oczy, a otworzyłam je, kiedy Grzesiek wjeżdżał właśnie na moje podwórko.
                   - Trochę mi się przysnęło. – Zaśmiałam się i przeciągnęłam.
                   - Trochę, ale tak słodko spałaś, że nie chciałem Cię budzić. – Odpowiedział i pocałował mnie w policzek.
                   - Kocham Cię. – Wymamrotałam z siebie i wysiadłam.
Wysiadłam i poczułam jak zimne kropelki spadają na moje odkryte ramiona. Z każdym uderzeniem czułam jak po moim ciele przechodzi dreszcz. Wypuściłam Rexara, złapałam Grześka za rękę i poszliśmy do mojego domu.
                        - Mamo, już jesteśmy! – Krzyknęłam.
                        - Już? Co tak szybko? – Zapytał Wojciech.
                        - A nie widzisz co się dzieje za oknem? – Zapytałam, a właściwie to stwierdziłam. – Gdzie mama?
                        - Pojechała na kontrolę do lekarza. Zjecie coś?
                        - A co dobrego jest?
                        - Młode ziemniaczki, kurczak i surówki. Jeszcze ciepłe, siadajcie.
Grzesiek powiedział, że musi jechać do siebie. W sumie to nie miałam zamiaru go powstrzymywać, bo obydwoje potrzebowaliśmy czasu dla siebie. Pożegnałam chłopaka soczystym pocałunkiem i poszłam do kuchni.

Wojtek zostawił mnie samą. Siedziałam opychając się obiadem. Mamy facet świetnie gotował, to mu trzeba było przyznać. Zjadłam wszystko ze smakiem i poszłam do siebie, gdzie na łóżku czekał Rexar. Pies wygodnie leżał na jasnej pościeli. Nie miałam serca go zrzucić więc położyłam się obok niego. Przytuliłam do jasnego grzbietu, wtuliłam w delikatne futro i ponownie zasnęłam.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział XXIV

Koło dziesiątej dostałam sms, że Grzesiek jest już w Polsce. Ucieszyłam się, że w końcu się z nim spotkam, bo aż tak długa rozłąka była okropna. Był już czwartek, a ja musiałam zdecydować z którym z chłopców mam spędzić weekend. Miałam szansę poznać Emila Sajfutdinowa, ale i też spędzić dwa cudowne dni z Zengim.
Nagle przez okno w kuchni zobaczyłam jak na podwórko wjeżdża Wojciech swoim beżowym Volkswagenem. „Mama wróciła!” ucieszyłam i wesoło pobiegłam otworzyć drzwi wejściowe. Mama pomimo takiej przykrości jaka ją spotkała, była uśmiechnięta. Ja cieszyłam się jeszcze bardziej, bo nareszcie nasze kontakty się poprawiły.
                   - Cześć mamuś, jak dobrze, ze już wróciłaś. – Przywitałam ją i przytuliłam.
                   - Cześć córeczko. Nareszcie w domu. – Odpowiedziała z uśmiechem. – Najbardziej to się cieszę ,że domu nie spaliłaś, albo coś.
                   - Bardzo śmieszne. – Skarciłam ją.
                   - Daj mi coś do picia i opowiadaj, jak tam z Grześkiem.
                   - Dobrze, jest już w drodze do domu. – Odpowiedziałam uśmiechając się pod nosem.
                   - Gdzie on był?
                   - W Danii jeździł. – Powiadomiłam ja i podałam szklankę. – Słuchaj, jest taka sprawa.
                   - No opowiadaj.
                   - Chodzi o to, że Grzesiek chce mnie zabrać na weekend nad jezioro. Zgodziłabyś się?
Matka popatrzyła na mnie dość dziwnie, jej twarz przybrała dość poważny wyraz. Wzięła łyk napoju i momentalnie znów na jej twarzy znów zagościł uśmiech.
                        - A na ile dni?
                        - Piątek i sobota, bo w niedzielę jest mecz na Smoku.
                        - No dobrze, jedź. – Zgodziła się bez większego namawiania.
                        - Dziękuję. – Ucieszyłam się i przytuliłam ją.
                        - Ale obiecaj, że nic głupiego nie zrobisz.
                        - O to się nie martw. – Posłałam jej uśmiech i poszłam do swojego pokoju.
Można by rzec, że skakałam z radości Byłam prze szczęśliwa, że spędzę ten weekend z Grześkiem. Napisałam mu sms, czy wpadnie do mnie jak będzie w Lesznie i podekscytowana czekałam i na niego i na odpowiedź, którą po chwili otrzymałam.
Doszłam do wniosku, że muszę zadzwonić do Tai’a i powiedzieć mu o wszystkim, dokładnie to o mojej decyzji, ale musiałam to zrobić tak, żeby nie zaczął zadawać niewygodnych pytań.
                   - Co jest? – Odebrał wesoło telefon.
                   - Nie jadę z Tobą. – Powiadomiłam go prosto z mostu.
                   - Czemu?
                   - Po prostu nie mogę. Są sprawy ważniejsze, niż żużel.
                   - W sumie racja W ogóle co to za akcja z Batch’em? Skarżył się, że w twarz od Ciebie dostał. – Zaśmiał się.
                   - O, a nie poskarżył się, dlaczego dostał?
                   - Nie.
                   - Wrócił do Eveliny. – Odpowiedziałam już trochę innym tonem.
                   - Co? Przecież wczoraj gadał jaki to on nie jest teraz szczęśliwy.
                   - Może i tak gadał, ale z pewnością jest szczęśliwy z Eveliną.
                   - Przykro mi, że tak to się zakończyło.
                   - Nie no, da się żyć. – Wyszeptałam, bawiąc się jednocześnie z Rexarem. – A jak tam z Nicole?
                   - Nic nie mów.
                   - A nie mówiłam? – Zapytałam pewna swojego. – Co takiego zrobiła?
                   - Tak pustej i zapatrzonej w sobie laski jeszcze nie widziałem. Jak to ona nie jest piękna cudowna i w ogóle.
                   - Mówiłam, że robisz błąd.
                   - Tak, mówiłaś. – Przyznał mi rację. – Ty lepiej powiedz, czy z kimś teraz kręcisz?
Czułam jak się rumienię. To był odruch bezwarunkowy. Sama sobie się dziwiłam, że tak reaguję na myśl o Grześku. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że między nami mogłoby coś być. „Nic mu nie mów. Ani słowa o Grzesinku”.
                        - Tak, z kolegą Troy’a. – Odpowiedziała i ugryzłam się w język.
                        - Kto to?
                        - Tego Ci już nie powiem, bo nie chcę zapeszać.
                        - Okej. A tak szczerze to przez niego nie chcesz ze mną jechać.
                        - Tak. – Przyznałam się. – Tai ja muszę już kończyć. Jeszcze raz Cię przepraszam. Papa.
                        - Nic się nie stało. Miłego weekendu.
Odłożyłam telefon i przytuliłam się do psa. Miałam nic nie mówić, a wyszło jak zwykle. Nawet nie pisałam mu sms, żeby siedział cicho, bo to dla niego byłoby równoznaczne z „powiedz wszystkim, a Troy’owi przede wszystkim”.
Rexar chciał już wyjść więc otworzyłam mu drzwi i usłyszałam głos Grześka. Jego barwy nie pomyliłabym z żadnym innym. Stanęłam szybko przed lusterkiem, ogarnęłam włosy, poprawiłam bluzkę, spodnie i poszłam pewnym krokiem do chłopaka, którego powiem szczerze, nie spodziewałam się tak szybko w moim domu. Stanęłam na przejściu do salonu, mama spojrzała na mnie i momentalnie Grzesiek się odwrócił i wstał. Podeszłam do chłopaka i bardzo mocno go przytuliłam. Miał cudowne perfumy więc jeszcze bardziej się w niego wtuliłam. „To tylko Twój przyjaciel. To tylko Twój przyjaciel” naciskałam na tylko, za każdym razem gdy powtarzałam te słowa.
                   - Cieszę się, że już wróciłeś. – Wyszeptałam.
                   - Ja też się cieszę. Jeden dzień to trochę za długo. – Obdarował mnie uśmiechem.
                   - Chodź do mojego pokoju, musimy pogadać.
                   - No dobrze. – Chłopak chyba trochę się wystraszył, ale poszedł ze mną na górę.
Weszliśmy do mnie, Rexar jeszcze zdążył się przecisnąć w drzwiach i dołączył do nas. Grzesiek stanął na środku pokoju, spoglądał na mnie. Spoglądałam na niego spod byka, nie uśmiechałam się, przybrałam kamienny wyraz twarzy.
                   - Co się stało? – Zapytał zmartwiony i podszedł do mnie.
                   - Muszę Ci coś powiedzieć.
                   - No to czekam.
                   - Chodzi o to, że. – Teatralnie przerwałam i spojrzałam mu w oczy. – Jeśli mnie rozczarujesz nad tym jeziorem to Cię zabiję z uśmiechem na ustach. – Dokończyłam i uśmiechnęłam się.
                   - Jezu, wystraszyłaś mnie. Myślałem, że to coś poważnego. – Ochrzanił mnie. – Czyli spędzamy weekend razem?
                   - Tak, dzwoniłam już do Tai’a i powiedziałam o moich planach.
                   - Cieszę się jak cholera. A Twoja mama co na to?
                   - Już z nią rozmawiałam i zgodziła się, bez żadnego ale.
                   - To dobrze. – Mruknął i przyciągnął mnie do siebie. – Obiecuję, że nie będziesz się nudziła. Na jutro zapowiadają upały więc pojedziemy nad jezioro.
                   - Jesteś kochany.
                   - W ogóle to przepraszam Cię za tamten tekst.
                   - Nie mówmy o tym, proszę Cię. – Odsunęłam się i podeszłam do dużej szafy.
                   - Jeśli tak będzie lepiej to okej. – Przystał na propozycję. – Wiesz co, to weź teraz się spakuj, pojedziemy do mnie i ja też zabiorę parę rzeczy.
                   - A myślisz, że co mam zamiar zrobić, geniuszu?
                   - A no chyba, że tak.
Grzesiek się uciszył, a ja znalazłam moją torbę, którą zabierałam jak szłam z Żanetą, albo Agatą na skocznię.
Spakowałam spodenki, jakąś bluzkę, za dużą na mnie koszulkę do spania i mój ukochany strój kąpielowy. Trzymałam go w ręku i wróciłam do wspomnień zza czasów romansu z Andreasem. Miałam ten strój na sobie, gdy wyznał mi miłość. Potrzęsłam głową i wcisnęłam go do torby bez składania. Jeszcze podłączyłam baterię do ładowania. Niestety musiałam to robić przez USB, bo Rexar będąc szczeniakiem zmasakrował moją ładowarkę.
                   - A kosmetyczki nie bierzesz?
                   - A po co mi? Jadę nad jezioro, a nie na pokaz mody. – Burknęłam. – A co, aż taka jestem brzydka bez tapety na twarzy.? – Zapytałam nachylając się nad nim.
                   - No coś Ty! Jesteś śliczna. – Zaprzeczył i chciał mnie pocałować, ale wyprostowałam się. I podeszłam do psa leżącego niedaleko. – Mam nadzieję, że nic nie zdemolujesz i że dasz mojej mamie odpocząć, bo jak nie, to wracasz do kojca.
                   - Jak chcesz to możemy go zabrać ze sobą. – Zaproponował Grzesiek. – Do samochodu wejdzie. Złożę z tyłu siedzenia i tam będzie jechał.
                   - Mówisz poważnie? – Zapytałam niepewnie z grobową miną.
                   - Przecież widzę, że bez niego nie wytrzymasz, więc nie mam serca Was rozdzielać.
                   - Słyszałeś piesku? Pojedziesz ze mną – Odpowiedziałam i pocałowałam futrzaka w wielki łeb. – Ale najpierw pojedziemy po Twoje rzeczy i wrócimy po niego.
                   - Chyba, że ja teraz pojadę i po Was wrócę.
                   - O tak będzie dobrze. – Zgodziłam się i wstałam. – Jesteś cudowny. – Dodałam i przytuliłam Grześka.
                   - Po prostu nie lubię jak jesteś smutna. – Odpowiedział i pocałował mnie w czoło. – Dobra, ja zaraz wrócę. Nie będę już wchodził więc bądź gotowa.
                   - Dobrze, będziemy czekać.
Grzesiek wyszedł z pokoju, a ja zaraz za nim. Musiałam go odprowadzić. Mama siedziała z Wojtkiem w salonie, więc dołączyłam do nich.
                        - Już poszedł sobie? – Zapytała zaskoczona mama.
                        - Tak, ale zaraz wróci. – Odpowiedziałam siadając na oparciu sofy. – Słuchajcie, zabieram Rexara.
                        - A co na to Grzesiek? – Zapytał mężczyzna.
                        - Sam to zaproponował.
                        - No proszę. Dobry chłopak z niego.
                        - Tak, aż za dobry. – Odpowiedziałam pod nosem.
                        - Wojtek, zostawisz nas same? – Zapytała niespodziewanie mama.
                        - Mam się bać? – Zapytałam.
                        - Muszę z Tobą pogadać jak kobieta z kobietą.
                        - No dobrze, więc słucham.
                        - Widzę, że coś do tego Grześka jesteś uprzedzona.
                        - Nie jestem.
                        - Jak nie, przecież widzę.
                        - Bo on naciska na to, żebyśmy już teraz, w tej chwili ze sobą byli, a ja boję się że wpakuję się drugi raz w to samo gówno. Boję się, że będzie tak samo jak z Troy’em. Grzesiek jest kochany, nie mówię, że nie, ale to jednak facet, tak? – Powiedziałam o swoich obawach. – Nie chcę, żeby znów jakiś idiota mnie skrzywdził, bo zobaczy inną dupę na horyzoncie. Już wystarczająco się zraziłam przez Troy’a. Z drugiej strony tez nie chce wyjść na taką, co zobaczy pierwszego lepszego i od razu do niego poleci, choć pewnie inni już tak o mnie sądzą.
                        - Słuchaj córeczko. Jesteś młoda, powinnaś właśnie przebierać w chłopakach….
                        - Ale nie kosztem moich uczuć. Chcę mieć chłopaka, chcę być szczęśliwa. Kiedy już się zaangażuje, pokocham jakiegoś, to wszystko się sypie.
                        - Na swoich poprzednich patrzysz przez pryzmat Troy’a. Ale przecież z Przemkiem nie było Ci źle.
                        - Nie było, masz rację, ale on po tym wypadku strasznie się zmienił.
                        - No tego akurat nie wiem.
                        - Ale uwierz mi, że tak jest. – Odpowiedziałam i ruszyłam się z miejsca. – Zobaczymy jak to będzie. Idę po smycz i zabieram Rexara.
Westchnęłam i poszłam do pokoju po telefon. Pierwszy raz otwarcie powiedziałam komuś co siedzi mi w głowie. Chciałam być szczęśliwa, ale bałam się, że znów się ktoś zabawi moim kosztem. Ze mną było tak, jak w piosence Bring Me The Horizon „Boję się zbliżenia, ale nienawidzę być samotny”.
Zawołałam Rexara, zabrałam telefon i aparat, wyłączyłam laptopa i poszłam do garażu po smycz. Kiedy wyszłam na dwór, akurat Grzesiek wjeżdżał na podwórko. O dziwo nie swoim samochodem, ale tym samym Vanem, którym przewozi sprzęt na zawody. Popatrzyłam zaskoczona na Grześka i z Rexarem u boku poszłam do chłopaka.
                   - Mam nadzieję, że dobrze zniesie podróż. – Powiedział Grzesiek i zawołał psa do samochodu.
                   - On akurat samochodem lubi jeździć. – Odpowiedziałam i poszłam do Grześka.
                   - Wsiadaj, zaraz do Ciebie przyjdę. – Odpowiedział i popatrzył na mnie.
Kiwnęłam głową i zrobiłam to o co poprosił. Chyba był na mnie wściekły, choć jeszcze nie wiedziałam za co.
Siedziałam grzecznie na przednim siedzeniu i czekałam na Zengiego. Musiałam zmusić się do tego, by nie myśleć o moich obawach, które mogłyby zniszczyć mi weekend. Wyciągnęłam telefon, napisałam Magdzie, że jadę z Grześkiem nad jezioro i schowałam telefon, po czym wyciągnęłam lustrzankę. Przeglądałam zdjęcia z Przemkiem, które na niej miałam. Ryczeć mi się chciało, kiedy patrzyłam na nas, kiedy byliśmy tacy zakochani. Kiedy ich nie widziałam, mówiłam, że nie ma już dla niego u mnie serca, ale gdy na zdjęciach widziałam jego bajeczny uśmiech i te błękitne oczy zwrócone w stronę obiektywu to robiło mi się dziwnie.
                   - To co, jedziemy? – Przerwał mi Grzesiek.
                   - Tak, ja jestem gotowa. – Otrząsnęłam się i zgodziłam.
Grzesiek pocałował mnie w policzek i ruszyliśmy. Chciałam je usunąć, ale jednak nie miałam serca tego robić. Zostawiłam je, mimo że myśl o nich w pewien sposób mnie raniła.
Patrzyłam ślepo w szybę, myślami układając różne scenariusze tego wyjazdu. Może Grzesiek rozkochałby mnie w sobie do tego stopnia, że zapomniałabym o Przemku, tak jak przy Troy’u? Byłabym szczęśliwa i to bardzo, ale i tak by to bolało za każdym razem, gdy wyglądałabym przez okno. Stałam na rozstaju dróg. Na jednym znaku pisało Przemek na drugim Grzesiek. W obu przypadkach byłabym szczęśliwa, ale nie chciałam by ktoś na tym ucierpiał.
Trzy godziny. Tyle wystarczyło, żeby Grzesiek wywiózł mnie na jakieś odludzie. Patrzyłam na niego i nie wierzyłam. Zengi uśmiechnął się do mnie i wysiadł. Zrobiłam to samo i wypuściłam Rexara, którego następnie przypięłam do smyczy.
                   - Nie patrz tak na mnie. – Powiedział Grzesiek zamykając samochód.
                   - Ładnie tutaj.
                   - Wiem, często tu z chłopakami przyjeżdżam. Ale spokojnie, to nie będą jakieś spartańskie warunki. Tam dalej są domki wypoczynkowe.
                   - No wiem, domyślam się.
                   - Poza tym, jestem zbyt wygodny, żeby spać na przykład pod namiotami. – Odparł i objął mnie ramieniem.
Uśmiechnęłam się i poszliśmy w stronę domku, w którym mieliśmy spędzić w sumie trzy dni.
Robiło się już ciepło, słońce nieźle przygrzewało. Ludzi było jak na lekarstwo. Głównie to byli starsi ludzie, którzy przyjechali odpocząć. Po drugiej stronie były rodziny z dziećmi. Grzesiek chyba specjalnie wybrał takie miejsce, bo wiedział, że nienawidzę dzieci. Szliśmy przez lasek z górki, z której było zza drzew widać wodę. Można było pooddychać świeżym powietrzem. Nie wiedziałam gdzie byliśmy, ale tu było po prostu pięknie.
W końcu dotarliśmy do naszego noclegu. Domek był skromny, czysty i zadbany. Jedno pomieszczenie do spania, łazienka i malutka kuchnia. Ciekawa byłam ile Grzesiek zapłacił, żebyśmy spędzili ten weekend w takich warunkach. Rexar położył się przy drzwiach, a my z Grześkiem poszliśmy do sypialni. Chłopak od razu wskoczył w krótkie spodenki, zdjął koszulkę i tak przy mnie paradował. Muszę przyznać, że w czerwonych spodenkach, które na sobie nosił, miał niezły tyłek. Aż się chciało klepnąć.
                   - A Ty się nie przebierasz?
                   - A co, źle wyglądam?
                   - Nie, wyglądasz ślicznie. – Skomplementował mnie i podszedł bliżej. – Co Ty jakaś taka struta jesteś?
                   - Wydaje Ci się. – Uśmiechnęłam się automatycznie.
                   - To dobrze. Idziemy sprawdzić jaka jest woda?
                   - Mokra.
                   - To może inaczej. Pójdziemy sprawdzić, czy woda jest ciepła? – Zapytał po raz drugi.
                   - Możemy pójść, ale wyjdź na chwilę.
                   - Po co?
                   - Dasz mi się przebrać, czy nie?
                   - A, no chyba, że tak.
Zamknęłam drzwi i wyciągnęłam z torby mój strój. Miałam nadzieję, że nie będzie na mnie wisiał, bo czułam, że znów moja waga poleciała w dół. Na szczęście, był na mnie dobry. Rozpuściłam włosy, założyłam wygodne buty i wyszłam. Grzesiek, kiedy mnie zobaczył, był w niemałym szoku. Przyglądał mi się z uśmiechem.
                        - Bosko wyglądasz. – Odpowiedział i podszedł do mnie.
                        - Dziękuję. – Odpowiedziałam i oparłam dłonie o jego klatkę piersiową. – Idziemy?
                        - Tak, chodź. – Złapał mnie za rękę i wyszliśmy.
Rexar szedł przy nas, ludzie patrzyli na nas i uśmiechali się. W większości byli to starsi ludzie, niektórzy z nich może w nas widzieli siebie za młodu.
Staliśmy przy samej wodzie, była czysta, widać było dno i rybki które tam pływały. Od razu przypomniał mi się Przemek bojący się ryb. Uśmiechnęłam się, popatrzyłam na Grześka i puściłam jego dłoń, by móc spokojnie zanurzyć się w wodzie. Ciało miałam rozgrzane, więc powoli, stopniowo zaczęłam się schładzać, aż w końcu wpadł do wody Rexar i mi w tym pomógł. Czułam, że Grzesiek go podpuścił. Odwróciłam się, a ten z uśmiechem stał na brzegu.
                   - Przyjdziesz tu w końcu? – Zapytałam delikatnie unosząc się w wodzie.
                   - Już do Ciebie idę. – Powiedział i niczym skończony kretyn wbiegł do wody.
                   - Debil. – Krzyknęłam i podpłynęłam do niego.
                   - No i co z tego?
                   - Nic. – Odpowiedziałam gdy przytulił mnie w wodzie.
                   - Szczerze to mi zimno. – Wyszeptałam przytulając się do niego jeszcze bardziej.
                   - Liczyłem, że woda będzie cieplejsza, nie powiem, ale czego mogliśmy się spodziewać jak wczoraj lało?
                   - No chyba u Ciebie. Wczoraj była ładna pogoda. Przed wczoraj lało.
                   - A no faktycznie. – Mruknął i pocałował mnie w usta.
Odwzajemniłam to. Odwzajemniłam ze zdwojoną siłą i namiętnością. Grzesiek przytulił mnie do siebie, dłonie trzymał u dołu moich pleców. Tak samo było między mną, a Andreasem. Wtedy też całowaliśmy się w wodzie. Okropne wspomnienia.
Oderwałam usta od Grześka i popłynęłam do brzegu. Było zdecydowanie za zimno, żeby pływać. W sumie nie dziwiłam się, że nikogo prócz nas nie było w wodzie. Zengi wyszedł zaraz za mną i obydwoje poszliśmy do domku. Zdjęłam z siebie mokry strój i wywiesiłam żeby wysechł. Grzesiu przebrał spodenki, a nadal był bez koszulki. Mimo, że nie był zbudowany jak Troy, czy Przemek to miał w sobie to coś.
                   - Co robimy? – Zapytał siadając obok mnie.
                   - Mam prośbę. – Powiedziałam i podałam mu mój aparat. – Pousuwaj wszystkie zdjęcia z Przemkiem. Sama tego nie zrobię, bo nie mam na tyle siły, a chcę zapomnieć.
                   - Jesteś pewna? – Zapytał spoglądając na mnie.
                   - Tak, w stu procentach. – Odpowiedziałam i położyłam głowę na kolanach Grześka, jeszcze po raz ostatni spoglądając na zdjęcia.
                   - Dużo ich. – Zauważył Zengi, usuwając kolejne zdjęcie.
                   - No trochę. – Odparłam. – To jest chyba ostatnie.
                   - Proszę. Pousuwane. Mam nadzieję, że to coś da. – Powiedział spokojnie i odwrócił aparat obiektywem do siebie.
                   - Czas na samojebkę? – Zapytałam dusząc się ze śmiechu.
                   - Oczywiście. – Odpowiedział i zrobił sobie zdjęcie.
                   - Mistrz samojebek. – Zaśmiałam się i przyciągnęłam go do siebie.
Grzesiek odłożył aparat i pocałował mnie. Zawiesiłam przedramiona na jego karku, a ten położył się na łóżku. Przysiadłam na jego podbrzuszu i zaczęłam odwzajemniać każdy jego pocałunek. To było to, na co czekałam. Grzesiek w końcu nie krępował się, robił to, na co wcześniej w sumie mu nie pozwalałam.
                        - Grzesiek, muszę Ci o czymś powiedzieć. – Przerwałam.
                        - Co się stało?
                        - Boję się. – Odpowiedziałąm spokojnie.
                        - Czego się boisz?
                        - Tego, że jak Ci zaufam to mnie skrzywdzisz.
                        - Marcelina, przestań. Nie mam zamiaru tego robić. Nie chcę, żebyś płakała, bo widziałam co się działo przy Przemku i Troy’u. Nie jestem jak inni, przecież mnie znasz. Chciałbym mieć dziewczynę, a Ty jesteś wspaniałą dziewczyną, na której coraz bardziej mi zależy. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszyłem, kiedy dostałem od Ciebie taką szansę na zaprzyjaźnienie. Wcześniej chciałem być przy Tobie, ale bałem się, że mnie odtrącisz, dlatego zostałem w cieniu. Ale postanowiłem wziąć dupę w troki i walczyć o Ciebie bez względu na konsekwencje. Proszę, daj mi szansę. Jak to mówią, do trzech razy sztuka. Nic nie stracisz, a nawet zyskasz, tylko proszę, daj mi szansę. – Prosił chłopak trzymając mnie za ręce.
W sumie miał rację. Co mi szkodziło spróbować z Zengim? Nie wiedziałam do końca co mam powiedzieć. Jednego byłam pewna. Z każdą chwilą, kiedy wpatrywałam się w jego oczy, widziałam takie malutkie ogniki, czekające tylko na zatańczenie tańca radości.
Opuściłam głowę, westchnęłam i niespodziewanie pocałowałam Grześka. Chłopak przytulił mnie do siebie, a mi nie pozostawało nic innego, jak powiedzieć mu co do niego czuję, mimo że serce miałam po prostu w gardle.
                   - Jesteś kochany. I wiesz co Ci powiem? Dam Ci szansę. Przecież nic nie stracę. A może i będę przy Tobie szczęśliwa? Pamiętaj jak mnie zostawisz, to nie ja Ci zrobię krzywdę, a osoby, które najbardziej mnie namawiały, żebym Ci dała szansę, czaisz?                         
                        - Nazywam się Artur Czaja i czaję. – Odpowiedział prze szczęśliwy i bardzo mocno mnie do siebie przytulił. – Obiecuję, że Cię nie skrzywdzę. Nie doprowadzę Cię do płaczu, chyba, że do łez szczęścia. Nie umiałbym patrzeć jak jesteś przeze mnie smutna. Kocham Cię i zawsze kochać będę. – Zapewnił mnie i pocałował.

                   - Też Cię kocham, teraz jestem tego pewna. – Wyszeptałam powstrzymując łzy. – Do tej pory w głowie słyszę Twój głos, jak mnie przepraszasz, za to że mnie kochasz. Teraz już nie musisz przepraszać.

Rozdział XXIII

                        - Cześć śliczna. – Usłyszałam po drugiej stronie.
                        - Cześć Grzesiek. – Ucieszyłam się, słysząc głos Zengiego po drugiej stronie.
                        - Nie obudziłem Cię?
                        - Nie, nie obudziłeś. – Odpowiedziałam z uśmiechem zalewając zupkę chińską.
                        - Jak się spało?
                        - Dobrze, chociaż bardzo długo myślałam o tym co mi powiedziałeś.
                        - Powinienem siedzieć cicho. Przepraszam.
                        - Grzesiek. – Westchnęłam. – Nie przepraszaj.
                        - Dobra, zmieńmy temat.
                        - Masz rację. – Zgodziłam się. – Gdzie jesteś?
                        - W drodze do Odense, tam czekamy na chłopaków i lecimy na mecz.
                        - Mam nadzieję, że wygracie.
                        - Chciałbym, ale raczej się to nie uda. – Odpowiedział śmiejąc się do słuchawki. – Jakie masz plany na dziś?
                        - Może pójdę do mamy,  może pójdę na zakupy. Nie wiem.
                        - Pozdrów ją ode mnie.
                        - Nie ma sprawy. – Odpowiedziałam i usłyszałam pukanie do drzwi. – Grzesiu muszę kończyć, ktoś puka. Jak coś, to do później.
                        - Okej, papa.
Rzuciłam telefon na kanapę, odstawiłam kubek ze śniadaniem i poszłam otworzyć drzwi. Przede mną stała moja kuzynka Magda.
                        - Magda? Co Ty tu robisz? – Zapytałam ściskając kuzynkę.
                        - No cześć. Przyjechałam, bo się stęskniłam.
                        - To gdzie Ty wczoraj byłaś jak ze mną gadałaś? – Zapytałam zamykając za Magdą drzwi.
                        - Zaraz jak skończyłyśmy gadać, to powiedziałam mamie, że ma mnie przywieźć do Ciebie.
                        - Fajnie, że przyjechałaś.
                        - Dobra, my tu gadu gadau, a Ty mów co u Grześka? – Zapytała podekscytowana.
                        - A właśnie jedzie się spotkać z chłopakami.
                        - W ogóle to jedziesz z nim, czy na Grand Prix?
                        - Nie wiem. Pojechałabym z Tai’em, ale z drugiej strony Zengiemu odmówić nie mogę. On się tak stara.
                        - No to jedź z Grześkiem, nie zastanawiaj się.
                        - Łatwo Ci mówić. – Burknęłam i zabrałam się za kończenie skromnego posiłku.
                        - Dlaczego?
                        - Nie wiem, jakoś takie mam wątpliwości.
                        - Głupia jesteś. – Skarciła mnie dziewczyna.
                        - Może i jestem, ale boję się, że będzie tak samo jak z Przemkiem i Troy’em.
                        - Ale zobacz, jemu tak bardzo na Tobie zależy, stara przejrzyj na oczy.
Popatrzyłam na kuzynkę z pod byka i nie wiedziałam co powiedzieć. Może i miała rację, może nie.
Popatrzyłam na kuzynkę i opuściłam wzrok. Zbyt szybko potrafiłam obdarzyć zaufaniem kogoś nowego, to była moja pięta Achillesowa. Rozmawiając z Magdą o Grześku cały czas miałam w głowie jego słowa, że mnie kocha. Słyszałam jego głos. Przypomniałam sobie tą pobudkę u jego boku. Aż mnie ciarki przeszły.
                   - Co ja mam zrobić? – Zapytałam zdezorientowana.
                   - Spędź weekend z Grześkiem i poczekaj na to, co się wydarzy. Może wymyśli coś ciekawego?
                   - Dziękuję. – Odparłam i przytuliłam kuzynkę.
                   - Nie dziękuj. Co robimy?
                   - Nie wiem. Poszłabym do mamy, ale nie chce mi się iść tak kawał.
                   - Ja to bym najchętniej poszła spać. – Powiedziała Magda i położyła się na kanapie.
                   - A ja mam pomysł. – Podskoczyłam na łóżku.
                   - Już się boję.
                   - Co powiesz na karaoke? – Zaproponowałam dziewczynie, która zareagowała śmiechem.
                   - Dobra. – Zgodziła się, bez najmniejszego namawiania.
                   - To ja idę po laptopa. Poszukamy czegoś na necie, podłączymy do DVD i będzie łach.
Pobiegłam do sypialni, zostawiając Magdę samą. Na mojej twarzy pojawił się psychopatyczny uśmiech i po dosłownie chwili wróciłam z kablami i laptopem.
                        - Myślisz, że to dobry pomysł? – Zapytała Magda szukając jakiej piosenki do pośpiewania.
                        - A wolisz oglądać Trudne Sprawy, albo Dlaczego Ja?
                        - W sumie nie. – Mruknęła. – Co powiesz na One Direction? – Zapytała powstrzymując śmiech.
                        - Może najpierw coś normalnego?
                        - Okej, to czego szukamy?
                        - Ja chcę „Mirrors” pośpiewać. – Odpowiedziałam i pomyślałam o Agacie, z którą kochamy tą piosenkę.
                        - No okej, ale jak nie znajdę to śpiewamy One Direction.
                        - Dobra. – Zgodziłam się i poszłam po coś do picia.
Jak na moje nieszczęście Magda nie znalazła piosenki Timberlake’a, więc wzięłyśmy się za One Direction. Najpierw wykonałyśmy „Little Things”, które znałyśmy obie. Nie ukrywam, że świetnie się bawiłyśmy. Do tego stopnia, że wpadłam na pewien pomysł.
                        - Włącz „Live while we're young”. – Poprosiłam kuzynkę i wzięłam do ręki telefon.
                        - Co Ty planujesz? – Zapytała i robiła to o co poprosiłam.
                        - Nic. – Odparłam z tajemniczym uśmiechem.
Obie z uśmiechami śpiewałyśmy pierwszą zwrotkę piosenki One Direction. W trakcie naszego występu nie mogłam się doczekać, kiedy będę mogła pokazać Magdzie co zaplanowałam.
W końcu się udało. Pod koniec pierwszej zwrotki wykręciłam numer Grześka. Pokazałam jej co robię, a gdy Grzesiek odebrał my zaczęłyśmy wesoło śpiewać refren, wraz z chłopakami.
                   - Jesteście nienormalne. – Stwierdził Zengi.
                   - Wiem. – Odparłam uśmiechnięta. – Ma się ten talent, a poza tym skoro to możesz śpiewać to ja też.
                   - Pewnie. – Zgodził się. – W ogóle co robisz?
                   - Z kuzynką robimy sobie karaoke, ale chyba skończymy, bo mi gardło wysiądzie zaraz.
                   - Aż tak jest wesoło?
                   - No raczej. Właściwie to o której masz mecz?
                   - Osiemnasta trzydzieści.
                   - To już za nie długo.
                   - No trochę.
                   - Dobra, to jak coś, to odezwij się później. – Poprosiłam.
                   - Dobrze.
                   - Papa. – Pożegnałam go i odłożyłam telefon.
                   - Zakochańce. – Dogryzła mi Magda.
                   - Odwal się kuzyneczko.
                   - No dobra, dobra. Kończymy?

                   - W sumie możemy, bo mnie już gardło boli – Odpowiedziałam i zaczęłyśmy sprzątać miejsce naszej zabawy.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział XXII

Następnego, dość deszczowego poranka obudziłam się jako pierwsza. Nie wiem jakim cudem, ale głowę miałam na piersi Grześka. Delikatnie się podniosłam do siadu i rozglądałam dookoła. Znów bolała mnie głowa, czułam się dziwnie, jakoś osłabiona. Może to po wydarzeniach dnia poprzedniego? Nie wykluczałam takiej opcji. Złapałam za telefon i miałam nieodebrane połączenie od mamy. Ruszyłam się z miejsca, podeszłam do okna i oddzwoniłam.
                   - Co jest? – Zapytałam szeptem.
                   - A nic, chciałam zapytać co robisz. – Usłyszałam głos mamy. – Dlaczego mówisz szeptem?
                   - Bo Grzesiek jeszcze śpi. – Odwróciłam się, by sprawdzić czy aby na pewno śpi. - A poza tym dopiero wstałam. Jak się czujesz?
                   - A dobrze. Do końca tygodnia zostanę w szpitalu, nie martw się o nic, Wojtek jest przy mnie. Tylko, że sama będziesz w domu.
                   - No dobrze, dam sobie radę. – Odpowiedziałam i otworzyłam okno, przez które następnie się wychyliłam, mimo, że lało jak z cebra.
                   - A ten Grzesiek to na noc u nas był?
                   - Tak. – Odpowiedziałam cicho. – W ogóle Troy ze mną zerwał.
                   - Jak to zerwał?
                   - Powiedział, że wraca do swojej byłej.
                   - Pieprzony maczo. – Syknęła mama. – Ale przecież ten Grzesiek…
                   - Mamo.
                   - Co mamo? Masz siedemnaście lat, czas w końcu szukać kogoś.
                   - Tak, a on dwadzieścia cztery.
                   - A może myśli o Tobie przyszłościowo?
                   - Troy też myślał o mnie przyszłościowo i co z tego wyszło? – Odpowiedziałam i wyprostowałam się.
                   - Ale jak widać nie dorósł do związku.
                   - Mamo, on ma dwadzieścia sześć lat. – Zwróciłam na to szczególną uwagę.
                   - Ale i tak zachował się jak gówniarz.
                   - Może i tak. Nie mam zamiaru po nim płakać. Tylko wiesz co mnie najbardziej boli?
                   - No co?
                   - To, że straciłam dla niego głowę i zapomniałam o Przemku. Z jednej strony żałuję, ale z drugiej nie.
                   - Dlaczego niby żałujesz? Gdyby mu zależało to walczyłby na wszelkie możliwe sposoby. Na klęczkach by do Ciebie przychodził, a on co? Raz, może dwa tu był. – Odpowiedziała.
                   - Skąd wiesz?
                   - To, że ze sobą nie rozmawiałyśmy, nie znaczyło, że mam się przestać interesować chłopakami, którzy do Ciebie przychodzą.
                   - No i tu mnie zaskoczyłaś.
                   - No widzisz. Dobra córciu kończę, bo lekarz idzie. Kocham Cię, papa. – Pożegnała się i nie dała mi odpowiedzieć, bo się rozłączyła.
Położyłam telefon na parapecie i patrzyłam jak kolejne krople uderzają o ulicę. Towarzyszyła temu wspaniała cisza. Mieszkaliśmy we wspaniałej okolicy. Cichej, z daleka od samochodów, blisko lasku. Po prostu bajecznie.
Patrząc na okolicę, usłyszałam za plecami szelest kołdry i strzelanie kości. Tak, to z pewnością był Zengi. Odwróciłam się i zobaczyłam jak chłopak ogarnia rozczochrane włosy. Śmiać mi się chciało jak nie wiem co. Grzesiek popatrzył na mnie, uśmiechnął się i zawołał do siebie. Zamknęłam okno i podeszłam do łóżka.
                   - No cześć. – Przywitałam go buziakiem w policzek. – Jak się spało?
                   - A bardzo dobrze, a Tobie?
                   - Też. – Odparłam. – Pijesz kawę?
                   - Nie dzięki.
                   - Wiesz co, chodź ze mną. – Poprosiłam i złapałam go za rękę.
                   - Dokąd?
                   - No chodź. – Prosiłam dalej i pomogłam mu wstać.
Z uśmiechem zaprowadziłam go do łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz, Grzesiek trochę wystraszony na mnie popatrzył i usiadł na brzegu wanny.
                        - Co Ty planujesz? – Zapytał.
                        - Masz. – Rzuciłam w niego ręcznikiem. – Umyj włosy i zaraz się pozbędziemy Twojej fryzurki a’la wczesny Bieber. – Zapowiedziałam i zaczęłam szukać maszynki do strzyżenia.
                        - Chcesz mi powiedzieć, że sama mnie ostrzyżesz?
                        - Tak. Mojemu tacie robiłam za fryzjerkę to Tobie też mogę. – Odpowiedziałam wspinając się na wysoką szafkę łazienkową. – Mam Cię.
Grzesiek popatrzył na mnie za strachem w oczach, ale zrobił to, o co go poprosiłam. Zaufał mi i to było ważne.
                        - Nie boisz się? – Zapytałam wycierając mu włosy.
                        - Trochę tak, ale ufam Ci. – Odpowiedział i odwrócił się w moją stronę.
                        - To miłe.
Rzuciłam ręcznik, dobrałam odpowiednią nakładkę i zaczęłam bawić się włosami Grześka. Dawno nie bawiłam się maszynką, więc miałam nadzieję, że niczego nie spieprzę.
Kiedy skończyłam popatrzyłam na Grześka i usiadłam mu na kolanach. Wpatrywałam się w niego jak w obrazek i uśmiechałam bezustannie.
                   - Boże jaki Ty jesteś przystojny. – Westchnęłam i popatrzyłam mu w oczy.
Grzesiek poprosił żebym zeszła i podszedł do lustra. Chłopak chyba sam był w szoku, bo nie mógł się napatrzeć. Czułam, że to co zrobiłam, zrobiłam dobrze.
                        - Od dzisiaj jesteś moim fryzjerem. – Powiedział i odwrócił się w moją stronę.
                        - Okej. – Zgodziłam się. – Dobra idź stąd, muszę posprzątać.
                        - Pomogę Ci.
                        - Bardziej mi pomożesz jak pójdziesz się ubrać. – Odpowiedziałam uśmiechnięta.
Zengi zrobił to o co go poprosiłam i zabrałam się za sprzątnie. Szybko się z tym uwinęłam i dołączyłam do Grześka, który był już w salonie. Grzecznie siedział i bawił się z Rexarem. Jak widać mój pies go polubił.
                        - Co robimy? – Zapytałam przysiadając się do niego.
                        - Ja muszę jechać do domu, bo mam mecz jutro w Danii.
                        - No okej.
                        - Ale posiedzę jeszcze z Tobą. – Odpowiedział i złapał mnie za dłoń.
                        - Jeśli masz czas.
                        - Dla Ciebie zawsze go będę miał, choćby nie wiem co. – Odpowiedział z uśmiechem.
                        - Dziękuję, że mogę na Ciebie liczyć. – Odpowiedziałam z nikłym uśmiechem i przytuliłam się do niego.
                        - A może pojedziesz ze mną?
                        - Dokąd?
                        - Do Danii.
                        - Co Ty, nie mogę, muszę być blisko mamy. – Zaprotestowałam.
                        - A no w sumie. To może pojedziemy gdzieś na weekend? Piątek i sobotę?
                        - A co proponujesz? Bo wiesz, miałam jechać z Woffindenem na Grand Prix do Daugavpils, ale jeśli zaproponujesz coś lepszego to zrezygnuję.
                        - Jakiś wypad nad jezioro? Znam fajne miejsce.
                        - Sami, czy z kimś?
                        - Jak będziesz chciała.
                        - Kusząca propozycja. – Mruknęłam i pocałowałam go w policzek.
Grzesiek uśmiechnął się i zamiast odwzajemnić mój gest, zrobił to co powinnam mu zabronić. Po raz kolejny pocałował mnie w usta.
Pewnie trzymał mnie przy sobie. Nie odrywał swoich warg od moich. Złapał mnie za policzki, nie spoglądał w oczy. To było niesamowite, jak pocałunki, nawet chłopców których traktowałam jako kolegów, sprawiały że traciłam głowę.
                   - Przepraszam, wiem że nie powinienem…
                   - Zamknij się. – Burknęłam i przyciągnęłam go do siebie, by móc kontynuować pocałunek.
Takim oto sposobem ja i Grzesiek zachowywaliśmy się jak para, mimo, że nią nie byliśmy. Miałam nadzieję, że Grzesiek wykaże się zanim do czegoś dojdzie.
                        - Muszę już jechać. – Odparł patrząc mi w oczy.
                        - Nie jedź. – Mruknęłam, sama do końca nie wierząc, że to mówię.
                        - Misiek, muszę.
                        - No dobra. – Westchnęłam smutno.
                        - Ale zadzwonię do Ciebie. – Odpowiedział i pocałował mnie w policzek.
                        - Obiecujesz? – Zapytałam łapiąc go za dłoń.
                        - Obiecuję.
Uśmiechnęłam się i przytuliłam Grześka na pożegnanie i rozstaliśmy się.
Kiedy chłopak opuścił mój dom, poszłam do salonu i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Z jednej strony chciałam ,żeby jeszcze trochę został, ale z drugiej strony nie mogłam go zatrzymywać jakby był moim chłopakiem. Oddychałam spokojnie, ale po chwili nie wytrzymałam i wybiegłam z domu zanim jeszcze zdążył odjechać. Prawie jak w filmie pobiegłam do niego i od razu wpadłam w jego ramiona.
                   - Uważaj na siebie i wróć w jednym kawałku. – Prosiłam.
                   - O mnie się nie martw. – Uśmiechnął się i popatrzył na mnie. – Idź do domu, bo zmokniesz.
                   - Trudno. – Odpowiedziałam i wtuliłam się w niego bardziej.
                   - Głupia jesteś. – Odpowiedział i pocałował mnie w policzek.
                   - Powodzenia Zengi. – Wyszeptałam i puściłam chłopaka.
                   - Dziękuję.
                   - Dobra, jedź już. – Wyganiałam go powoli, bo bałam się, że emocje wezmą górę.
                   - Mam już sobie jechać? – Zapytał smutno.
                   - Tak. Pewnie masz dużo pakowania i w ogóle.
                   - No dobrze, to pa. – Pożegnał się i wsiadł do samochodu.
Kiedy Grzesiek odjechał pobiegłam do domu. Byłam przemoczona, ale w sumie nie żałowałam. Zamknęłam drzwi na klucz, Rexara ustawiłam na pozycji „Pilnuj domu” a sama poszłam się wykąpać.
Teraz, kiedy byłam sama, mogłam chodzić w tym na co miałam ochotę. Znalazłam stary granatowy, ciepły dres, jakąś zwykłą koszulkę i za dużą bluzę Unii Leszno. Zmyłam makijaż, na DVD włączyłam muzykę i leżąc już w wannie zaczęłam rozmyślać nad wszystkim co się dzieje dookoła. Miałam czas, żeby wszystko na spokojnie przemyśleć. „Troy to dupek, płakać nie będę, Przemo to palant, ale chociaż na tyle odważny, żeby przy nie powiedzieć co o mnie sądzi, Grzesiek jest kochany, ale kurde. Za szybko, za szybko, za szybko. Ale z drugiej strony jest taki kochany. Ja pierdole!” wyrzuciłam z siebie i zanurzyłam się całkowicie w wannie. Cały czas rozpamiętywałam te pocałunki, te przytulania, jego uśmiech, czasami przerażający. Wszystko. Bałam się od tak mu zaufać, bo Troy na początku też był niesamowicie kochany ,a okazał się skończonym palantem.
Podniosłam się do siadu, wyszorowałam całe ciało i rześko wyszłam z wanny. Otuliłam ciało miękkim ręcznikiem i wskoczyłam we wcześniej przygotowane ciuchy. Czułam się jak menel, ale było mi z tym dobrze. Ubrałam moje pluszowe kapcie i zabierając laptopa poszłam do salonu. Resztę dnia spędziłam gadając z moją kuzynką Magdą na Skype. Również była fanką żużla, ale mieszkała w Bydgoszczy i nie miałyśmy okazji chodzić razem na mecze. Dobrze, że ją miałam. Często zwierzałam jej się z moich problemów. Teraz było tak samo. Rozgadałam się do tego stopnia, że płakałam, śmiałam się i krzyczałam jednocześnie. Magda jak to Magda, stwierdziła, że mam być z Grześkiem i już.
                   - Dzięki, że miałaś czas. – Powiedziałam na zakończenie rozmowy.
                   - No spoko. Ja się cieszę, że zadzwoniłaś. – Uśmiechnęła się. – Muszę kończyć, bo spać mi się chce. Padam na ryj.
                   - Okej. Ja też już lecę. Papa, do następnego. – Pożegnałam się.
                   - Dobranoc. – Powiedziała. – Pani Zengota.
                   - Spadaj. – Burknęłam i wyłączyłam komunikator.
Było już po 23, a Grzesiek nadal nie dzwonił. Zaczęłam się martwić jak cholera. W końcu to był mój „przyjaciel”. Wkurzyłam się i pierwsza do niego zadzwoniłam.
                        - Miałeś zadzwonić. – Syknęłam do słuchawki.
                        - Przepraszam kochanie, przysnęło mi się. – Odpowiedział zaspany.
                        - Ty spałeś? Przepraszam, nie chciałam Cię obudzić!
                        - Nic się nie stało.
                        - Dobra, wracaj spać. Ja też się już kładę.
                        - Nie no, przecież powiedziałem Ci, że dla Ciebie zawsze znajdę czas.
                        - Ale ja też już się kładę. – Migałam się od rozmowy. – Dobranoc. Kolorowych snów.
                        - Dobranoc, śpij dobrze. – Odpowiedział. – Przepraszam.
                        - Za co?
                        - Za to, że Cię kocham. – Odpowiedział smutno. – Wiem, że nie powinienem.
                        - Dobranoc. – Wyszeptałam i rozłączyłam się.

Położyłam głowę na oparciu, telefon schowałam do kieszeni, Rexara zawołałam bliżej siebie i po pół godzinnych rozmyślaniach zasnęłam.


********************************************************

No kochani, suprajs! :D Witam z nowym wyglądem, który mam nadzieję, że się podoba? :D
Z tego miejsca chciałam podziękować kochanej @Sydneyowo za pomoc przy przygotowaniu szablonu, a najbardziej z ten cudowny nagłówek! Mówiłam Ci już miliard razy i powtórzę po raz kolejny: JEST BOSKI! ♥ Dziękuję za wszystko kochana! ♥