Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział XXIV

Koło dziesiątej dostałam sms, że Grzesiek jest już w Polsce. Ucieszyłam się, że w końcu się z nim spotkam, bo aż tak długa rozłąka była okropna. Był już czwartek, a ja musiałam zdecydować z którym z chłopców mam spędzić weekend. Miałam szansę poznać Emila Sajfutdinowa, ale i też spędzić dwa cudowne dni z Zengim.
Nagle przez okno w kuchni zobaczyłam jak na podwórko wjeżdża Wojciech swoim beżowym Volkswagenem. „Mama wróciła!” ucieszyłam i wesoło pobiegłam otworzyć drzwi wejściowe. Mama pomimo takiej przykrości jaka ją spotkała, była uśmiechnięta. Ja cieszyłam się jeszcze bardziej, bo nareszcie nasze kontakty się poprawiły.
                   - Cześć mamuś, jak dobrze, ze już wróciłaś. – Przywitałam ją i przytuliłam.
                   - Cześć córeczko. Nareszcie w domu. – Odpowiedziała z uśmiechem. – Najbardziej to się cieszę ,że domu nie spaliłaś, albo coś.
                   - Bardzo śmieszne. – Skarciłam ją.
                   - Daj mi coś do picia i opowiadaj, jak tam z Grześkiem.
                   - Dobrze, jest już w drodze do domu. – Odpowiedziałam uśmiechając się pod nosem.
                   - Gdzie on był?
                   - W Danii jeździł. – Powiadomiłam ja i podałam szklankę. – Słuchaj, jest taka sprawa.
                   - No opowiadaj.
                   - Chodzi o to, że Grzesiek chce mnie zabrać na weekend nad jezioro. Zgodziłabyś się?
Matka popatrzyła na mnie dość dziwnie, jej twarz przybrała dość poważny wyraz. Wzięła łyk napoju i momentalnie znów na jej twarzy znów zagościł uśmiech.
                        - A na ile dni?
                        - Piątek i sobota, bo w niedzielę jest mecz na Smoku.
                        - No dobrze, jedź. – Zgodziła się bez większego namawiania.
                        - Dziękuję. – Ucieszyłam się i przytuliłam ją.
                        - Ale obiecaj, że nic głupiego nie zrobisz.
                        - O to się nie martw. – Posłałam jej uśmiech i poszłam do swojego pokoju.
Można by rzec, że skakałam z radości Byłam prze szczęśliwa, że spędzę ten weekend z Grześkiem. Napisałam mu sms, czy wpadnie do mnie jak będzie w Lesznie i podekscytowana czekałam i na niego i na odpowiedź, którą po chwili otrzymałam.
Doszłam do wniosku, że muszę zadzwonić do Tai’a i powiedzieć mu o wszystkim, dokładnie to o mojej decyzji, ale musiałam to zrobić tak, żeby nie zaczął zadawać niewygodnych pytań.
                   - Co jest? – Odebrał wesoło telefon.
                   - Nie jadę z Tobą. – Powiadomiłam go prosto z mostu.
                   - Czemu?
                   - Po prostu nie mogę. Są sprawy ważniejsze, niż żużel.
                   - W sumie racja W ogóle co to za akcja z Batch’em? Skarżył się, że w twarz od Ciebie dostał. – Zaśmiał się.
                   - O, a nie poskarżył się, dlaczego dostał?
                   - Nie.
                   - Wrócił do Eveliny. – Odpowiedziałam już trochę innym tonem.
                   - Co? Przecież wczoraj gadał jaki to on nie jest teraz szczęśliwy.
                   - Może i tak gadał, ale z pewnością jest szczęśliwy z Eveliną.
                   - Przykro mi, że tak to się zakończyło.
                   - Nie no, da się żyć. – Wyszeptałam, bawiąc się jednocześnie z Rexarem. – A jak tam z Nicole?
                   - Nic nie mów.
                   - A nie mówiłam? – Zapytałam pewna swojego. – Co takiego zrobiła?
                   - Tak pustej i zapatrzonej w sobie laski jeszcze nie widziałem. Jak to ona nie jest piękna cudowna i w ogóle.
                   - Mówiłam, że robisz błąd.
                   - Tak, mówiłaś. – Przyznał mi rację. – Ty lepiej powiedz, czy z kimś teraz kręcisz?
Czułam jak się rumienię. To był odruch bezwarunkowy. Sama sobie się dziwiłam, że tak reaguję na myśl o Grześku. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że między nami mogłoby coś być. „Nic mu nie mów. Ani słowa o Grzesinku”.
                        - Tak, z kolegą Troy’a. – Odpowiedziała i ugryzłam się w język.
                        - Kto to?
                        - Tego Ci już nie powiem, bo nie chcę zapeszać.
                        - Okej. A tak szczerze to przez niego nie chcesz ze mną jechać.
                        - Tak. – Przyznałam się. – Tai ja muszę już kończyć. Jeszcze raz Cię przepraszam. Papa.
                        - Nic się nie stało. Miłego weekendu.
Odłożyłam telefon i przytuliłam się do psa. Miałam nic nie mówić, a wyszło jak zwykle. Nawet nie pisałam mu sms, żeby siedział cicho, bo to dla niego byłoby równoznaczne z „powiedz wszystkim, a Troy’owi przede wszystkim”.
Rexar chciał już wyjść więc otworzyłam mu drzwi i usłyszałam głos Grześka. Jego barwy nie pomyliłabym z żadnym innym. Stanęłam szybko przed lusterkiem, ogarnęłam włosy, poprawiłam bluzkę, spodnie i poszłam pewnym krokiem do chłopaka, którego powiem szczerze, nie spodziewałam się tak szybko w moim domu. Stanęłam na przejściu do salonu, mama spojrzała na mnie i momentalnie Grzesiek się odwrócił i wstał. Podeszłam do chłopaka i bardzo mocno go przytuliłam. Miał cudowne perfumy więc jeszcze bardziej się w niego wtuliłam. „To tylko Twój przyjaciel. To tylko Twój przyjaciel” naciskałam na tylko, za każdym razem gdy powtarzałam te słowa.
                   - Cieszę się, że już wróciłeś. – Wyszeptałam.
                   - Ja też się cieszę. Jeden dzień to trochę za długo. – Obdarował mnie uśmiechem.
                   - Chodź do mojego pokoju, musimy pogadać.
                   - No dobrze. – Chłopak chyba trochę się wystraszył, ale poszedł ze mną na górę.
Weszliśmy do mnie, Rexar jeszcze zdążył się przecisnąć w drzwiach i dołączył do nas. Grzesiek stanął na środku pokoju, spoglądał na mnie. Spoglądałam na niego spod byka, nie uśmiechałam się, przybrałam kamienny wyraz twarzy.
                   - Co się stało? – Zapytał zmartwiony i podszedł do mnie.
                   - Muszę Ci coś powiedzieć.
                   - No to czekam.
                   - Chodzi o to, że. – Teatralnie przerwałam i spojrzałam mu w oczy. – Jeśli mnie rozczarujesz nad tym jeziorem to Cię zabiję z uśmiechem na ustach. – Dokończyłam i uśmiechnęłam się.
                   - Jezu, wystraszyłaś mnie. Myślałem, że to coś poważnego. – Ochrzanił mnie. – Czyli spędzamy weekend razem?
                   - Tak, dzwoniłam już do Tai’a i powiedziałam o moich planach.
                   - Cieszę się jak cholera. A Twoja mama co na to?
                   - Już z nią rozmawiałam i zgodziła się, bez żadnego ale.
                   - To dobrze. – Mruknął i przyciągnął mnie do siebie. – Obiecuję, że nie będziesz się nudziła. Na jutro zapowiadają upały więc pojedziemy nad jezioro.
                   - Jesteś kochany.
                   - W ogóle to przepraszam Cię za tamten tekst.
                   - Nie mówmy o tym, proszę Cię. – Odsunęłam się i podeszłam do dużej szafy.
                   - Jeśli tak będzie lepiej to okej. – Przystał na propozycję. – Wiesz co, to weź teraz się spakuj, pojedziemy do mnie i ja też zabiorę parę rzeczy.
                   - A myślisz, że co mam zamiar zrobić, geniuszu?
                   - A no chyba, że tak.
Grzesiek się uciszył, a ja znalazłam moją torbę, którą zabierałam jak szłam z Żanetą, albo Agatą na skocznię.
Spakowałam spodenki, jakąś bluzkę, za dużą na mnie koszulkę do spania i mój ukochany strój kąpielowy. Trzymałam go w ręku i wróciłam do wspomnień zza czasów romansu z Andreasem. Miałam ten strój na sobie, gdy wyznał mi miłość. Potrzęsłam głową i wcisnęłam go do torby bez składania. Jeszcze podłączyłam baterię do ładowania. Niestety musiałam to robić przez USB, bo Rexar będąc szczeniakiem zmasakrował moją ładowarkę.
                   - A kosmetyczki nie bierzesz?
                   - A po co mi? Jadę nad jezioro, a nie na pokaz mody. – Burknęłam. – A co, aż taka jestem brzydka bez tapety na twarzy.? – Zapytałam nachylając się nad nim.
                   - No coś Ty! Jesteś śliczna. – Zaprzeczył i chciał mnie pocałować, ale wyprostowałam się. I podeszłam do psa leżącego niedaleko. – Mam nadzieję, że nic nie zdemolujesz i że dasz mojej mamie odpocząć, bo jak nie, to wracasz do kojca.
                   - Jak chcesz to możemy go zabrać ze sobą. – Zaproponował Grzesiek. – Do samochodu wejdzie. Złożę z tyłu siedzenia i tam będzie jechał.
                   - Mówisz poważnie? – Zapytałam niepewnie z grobową miną.
                   - Przecież widzę, że bez niego nie wytrzymasz, więc nie mam serca Was rozdzielać.
                   - Słyszałeś piesku? Pojedziesz ze mną – Odpowiedziałam i pocałowałam futrzaka w wielki łeb. – Ale najpierw pojedziemy po Twoje rzeczy i wrócimy po niego.
                   - Chyba, że ja teraz pojadę i po Was wrócę.
                   - O tak będzie dobrze. – Zgodziłam się i wstałam. – Jesteś cudowny. – Dodałam i przytuliłam Grześka.
                   - Po prostu nie lubię jak jesteś smutna. – Odpowiedział i pocałował mnie w czoło. – Dobra, ja zaraz wrócę. Nie będę już wchodził więc bądź gotowa.
                   - Dobrze, będziemy czekać.
Grzesiek wyszedł z pokoju, a ja zaraz za nim. Musiałam go odprowadzić. Mama siedziała z Wojtkiem w salonie, więc dołączyłam do nich.
                        - Już poszedł sobie? – Zapytała zaskoczona mama.
                        - Tak, ale zaraz wróci. – Odpowiedziałam siadając na oparciu sofy. – Słuchajcie, zabieram Rexara.
                        - A co na to Grzesiek? – Zapytał mężczyzna.
                        - Sam to zaproponował.
                        - No proszę. Dobry chłopak z niego.
                        - Tak, aż za dobry. – Odpowiedziałam pod nosem.
                        - Wojtek, zostawisz nas same? – Zapytała niespodziewanie mama.
                        - Mam się bać? – Zapytałam.
                        - Muszę z Tobą pogadać jak kobieta z kobietą.
                        - No dobrze, więc słucham.
                        - Widzę, że coś do tego Grześka jesteś uprzedzona.
                        - Nie jestem.
                        - Jak nie, przecież widzę.
                        - Bo on naciska na to, żebyśmy już teraz, w tej chwili ze sobą byli, a ja boję się że wpakuję się drugi raz w to samo gówno. Boję się, że będzie tak samo jak z Troy’em. Grzesiek jest kochany, nie mówię, że nie, ale to jednak facet, tak? – Powiedziałam o swoich obawach. – Nie chcę, żeby znów jakiś idiota mnie skrzywdził, bo zobaczy inną dupę na horyzoncie. Już wystarczająco się zraziłam przez Troy’a. Z drugiej strony tez nie chce wyjść na taką, co zobaczy pierwszego lepszego i od razu do niego poleci, choć pewnie inni już tak o mnie sądzą.
                        - Słuchaj córeczko. Jesteś młoda, powinnaś właśnie przebierać w chłopakach….
                        - Ale nie kosztem moich uczuć. Chcę mieć chłopaka, chcę być szczęśliwa. Kiedy już się zaangażuje, pokocham jakiegoś, to wszystko się sypie.
                        - Na swoich poprzednich patrzysz przez pryzmat Troy’a. Ale przecież z Przemkiem nie było Ci źle.
                        - Nie było, masz rację, ale on po tym wypadku strasznie się zmienił.
                        - No tego akurat nie wiem.
                        - Ale uwierz mi, że tak jest. – Odpowiedziałam i ruszyłam się z miejsca. – Zobaczymy jak to będzie. Idę po smycz i zabieram Rexara.
Westchnęłam i poszłam do pokoju po telefon. Pierwszy raz otwarcie powiedziałam komuś co siedzi mi w głowie. Chciałam być szczęśliwa, ale bałam się, że znów się ktoś zabawi moim kosztem. Ze mną było tak, jak w piosence Bring Me The Horizon „Boję się zbliżenia, ale nienawidzę być samotny”.
Zawołałam Rexara, zabrałam telefon i aparat, wyłączyłam laptopa i poszłam do garażu po smycz. Kiedy wyszłam na dwór, akurat Grzesiek wjeżdżał na podwórko. O dziwo nie swoim samochodem, ale tym samym Vanem, którym przewozi sprzęt na zawody. Popatrzyłam zaskoczona na Grześka i z Rexarem u boku poszłam do chłopaka.
                   - Mam nadzieję, że dobrze zniesie podróż. – Powiedział Grzesiek i zawołał psa do samochodu.
                   - On akurat samochodem lubi jeździć. – Odpowiedziałam i poszłam do Grześka.
                   - Wsiadaj, zaraz do Ciebie przyjdę. – Odpowiedział i popatrzył na mnie.
Kiwnęłam głową i zrobiłam to o co poprosił. Chyba był na mnie wściekły, choć jeszcze nie wiedziałam za co.
Siedziałam grzecznie na przednim siedzeniu i czekałam na Zengiego. Musiałam zmusić się do tego, by nie myśleć o moich obawach, które mogłyby zniszczyć mi weekend. Wyciągnęłam telefon, napisałam Magdzie, że jadę z Grześkiem nad jezioro i schowałam telefon, po czym wyciągnęłam lustrzankę. Przeglądałam zdjęcia z Przemkiem, które na niej miałam. Ryczeć mi się chciało, kiedy patrzyłam na nas, kiedy byliśmy tacy zakochani. Kiedy ich nie widziałam, mówiłam, że nie ma już dla niego u mnie serca, ale gdy na zdjęciach widziałam jego bajeczny uśmiech i te błękitne oczy zwrócone w stronę obiektywu to robiło mi się dziwnie.
                   - To co, jedziemy? – Przerwał mi Grzesiek.
                   - Tak, ja jestem gotowa. – Otrząsnęłam się i zgodziłam.
Grzesiek pocałował mnie w policzek i ruszyliśmy. Chciałam je usunąć, ale jednak nie miałam serca tego robić. Zostawiłam je, mimo że myśl o nich w pewien sposób mnie raniła.
Patrzyłam ślepo w szybę, myślami układając różne scenariusze tego wyjazdu. Może Grzesiek rozkochałby mnie w sobie do tego stopnia, że zapomniałabym o Przemku, tak jak przy Troy’u? Byłabym szczęśliwa i to bardzo, ale i tak by to bolało za każdym razem, gdy wyglądałabym przez okno. Stałam na rozstaju dróg. Na jednym znaku pisało Przemek na drugim Grzesiek. W obu przypadkach byłabym szczęśliwa, ale nie chciałam by ktoś na tym ucierpiał.
Trzy godziny. Tyle wystarczyło, żeby Grzesiek wywiózł mnie na jakieś odludzie. Patrzyłam na niego i nie wierzyłam. Zengi uśmiechnął się do mnie i wysiadł. Zrobiłam to samo i wypuściłam Rexara, którego następnie przypięłam do smyczy.
                   - Nie patrz tak na mnie. – Powiedział Grzesiek zamykając samochód.
                   - Ładnie tutaj.
                   - Wiem, często tu z chłopakami przyjeżdżam. Ale spokojnie, to nie będą jakieś spartańskie warunki. Tam dalej są domki wypoczynkowe.
                   - No wiem, domyślam się.
                   - Poza tym, jestem zbyt wygodny, żeby spać na przykład pod namiotami. – Odparł i objął mnie ramieniem.
Uśmiechnęłam się i poszliśmy w stronę domku, w którym mieliśmy spędzić w sumie trzy dni.
Robiło się już ciepło, słońce nieźle przygrzewało. Ludzi było jak na lekarstwo. Głównie to byli starsi ludzie, którzy przyjechali odpocząć. Po drugiej stronie były rodziny z dziećmi. Grzesiek chyba specjalnie wybrał takie miejsce, bo wiedział, że nienawidzę dzieci. Szliśmy przez lasek z górki, z której było zza drzew widać wodę. Można było pooddychać świeżym powietrzem. Nie wiedziałam gdzie byliśmy, ale tu było po prostu pięknie.
W końcu dotarliśmy do naszego noclegu. Domek był skromny, czysty i zadbany. Jedno pomieszczenie do spania, łazienka i malutka kuchnia. Ciekawa byłam ile Grzesiek zapłacił, żebyśmy spędzili ten weekend w takich warunkach. Rexar położył się przy drzwiach, a my z Grześkiem poszliśmy do sypialni. Chłopak od razu wskoczył w krótkie spodenki, zdjął koszulkę i tak przy mnie paradował. Muszę przyznać, że w czerwonych spodenkach, które na sobie nosił, miał niezły tyłek. Aż się chciało klepnąć.
                   - A Ty się nie przebierasz?
                   - A co, źle wyglądam?
                   - Nie, wyglądasz ślicznie. – Skomplementował mnie i podszedł bliżej. – Co Ty jakaś taka struta jesteś?
                   - Wydaje Ci się. – Uśmiechnęłam się automatycznie.
                   - To dobrze. Idziemy sprawdzić jaka jest woda?
                   - Mokra.
                   - To może inaczej. Pójdziemy sprawdzić, czy woda jest ciepła? – Zapytał po raz drugi.
                   - Możemy pójść, ale wyjdź na chwilę.
                   - Po co?
                   - Dasz mi się przebrać, czy nie?
                   - A, no chyba, że tak.
Zamknęłam drzwi i wyciągnęłam z torby mój strój. Miałam nadzieję, że nie będzie na mnie wisiał, bo czułam, że znów moja waga poleciała w dół. Na szczęście, był na mnie dobry. Rozpuściłam włosy, założyłam wygodne buty i wyszłam. Grzesiek, kiedy mnie zobaczył, był w niemałym szoku. Przyglądał mi się z uśmiechem.
                        - Bosko wyglądasz. – Odpowiedział i podszedł do mnie.
                        - Dziękuję. – Odpowiedziałam i oparłam dłonie o jego klatkę piersiową. – Idziemy?
                        - Tak, chodź. – Złapał mnie za rękę i wyszliśmy.
Rexar szedł przy nas, ludzie patrzyli na nas i uśmiechali się. W większości byli to starsi ludzie, niektórzy z nich może w nas widzieli siebie za młodu.
Staliśmy przy samej wodzie, była czysta, widać było dno i rybki które tam pływały. Od razu przypomniał mi się Przemek bojący się ryb. Uśmiechnęłam się, popatrzyłam na Grześka i puściłam jego dłoń, by móc spokojnie zanurzyć się w wodzie. Ciało miałam rozgrzane, więc powoli, stopniowo zaczęłam się schładzać, aż w końcu wpadł do wody Rexar i mi w tym pomógł. Czułam, że Grzesiek go podpuścił. Odwróciłam się, a ten z uśmiechem stał na brzegu.
                   - Przyjdziesz tu w końcu? – Zapytałam delikatnie unosząc się w wodzie.
                   - Już do Ciebie idę. – Powiedział i niczym skończony kretyn wbiegł do wody.
                   - Debil. – Krzyknęłam i podpłynęłam do niego.
                   - No i co z tego?
                   - Nic. – Odpowiedziałam gdy przytulił mnie w wodzie.
                   - Szczerze to mi zimno. – Wyszeptałam przytulając się do niego jeszcze bardziej.
                   - Liczyłem, że woda będzie cieplejsza, nie powiem, ale czego mogliśmy się spodziewać jak wczoraj lało?
                   - No chyba u Ciebie. Wczoraj była ładna pogoda. Przed wczoraj lało.
                   - A no faktycznie. – Mruknął i pocałował mnie w usta.
Odwzajemniłam to. Odwzajemniłam ze zdwojoną siłą i namiętnością. Grzesiek przytulił mnie do siebie, dłonie trzymał u dołu moich pleców. Tak samo było między mną, a Andreasem. Wtedy też całowaliśmy się w wodzie. Okropne wspomnienia.
Oderwałam usta od Grześka i popłynęłam do brzegu. Było zdecydowanie za zimno, żeby pływać. W sumie nie dziwiłam się, że nikogo prócz nas nie było w wodzie. Zengi wyszedł zaraz za mną i obydwoje poszliśmy do domku. Zdjęłam z siebie mokry strój i wywiesiłam żeby wysechł. Grzesiu przebrał spodenki, a nadal był bez koszulki. Mimo, że nie był zbudowany jak Troy, czy Przemek to miał w sobie to coś.
                   - Co robimy? – Zapytał siadając obok mnie.
                   - Mam prośbę. – Powiedziałam i podałam mu mój aparat. – Pousuwaj wszystkie zdjęcia z Przemkiem. Sama tego nie zrobię, bo nie mam na tyle siły, a chcę zapomnieć.
                   - Jesteś pewna? – Zapytał spoglądając na mnie.
                   - Tak, w stu procentach. – Odpowiedziałam i położyłam głowę na kolanach Grześka, jeszcze po raz ostatni spoglądając na zdjęcia.
                   - Dużo ich. – Zauważył Zengi, usuwając kolejne zdjęcie.
                   - No trochę. – Odparłam. – To jest chyba ostatnie.
                   - Proszę. Pousuwane. Mam nadzieję, że to coś da. – Powiedział spokojnie i odwrócił aparat obiektywem do siebie.
                   - Czas na samojebkę? – Zapytałam dusząc się ze śmiechu.
                   - Oczywiście. – Odpowiedział i zrobił sobie zdjęcie.
                   - Mistrz samojebek. – Zaśmiałam się i przyciągnęłam go do siebie.
Grzesiek odłożył aparat i pocałował mnie. Zawiesiłam przedramiona na jego karku, a ten położył się na łóżku. Przysiadłam na jego podbrzuszu i zaczęłam odwzajemniać każdy jego pocałunek. To było to, na co czekałam. Grzesiek w końcu nie krępował się, robił to, na co wcześniej w sumie mu nie pozwalałam.
                        - Grzesiek, muszę Ci o czymś powiedzieć. – Przerwałam.
                        - Co się stało?
                        - Boję się. – Odpowiedziałąm spokojnie.
                        - Czego się boisz?
                        - Tego, że jak Ci zaufam to mnie skrzywdzisz.
                        - Marcelina, przestań. Nie mam zamiaru tego robić. Nie chcę, żebyś płakała, bo widziałam co się działo przy Przemku i Troy’u. Nie jestem jak inni, przecież mnie znasz. Chciałbym mieć dziewczynę, a Ty jesteś wspaniałą dziewczyną, na której coraz bardziej mi zależy. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszyłem, kiedy dostałem od Ciebie taką szansę na zaprzyjaźnienie. Wcześniej chciałem być przy Tobie, ale bałem się, że mnie odtrącisz, dlatego zostałem w cieniu. Ale postanowiłem wziąć dupę w troki i walczyć o Ciebie bez względu na konsekwencje. Proszę, daj mi szansę. Jak to mówią, do trzech razy sztuka. Nic nie stracisz, a nawet zyskasz, tylko proszę, daj mi szansę. – Prosił chłopak trzymając mnie za ręce.
W sumie miał rację. Co mi szkodziło spróbować z Zengim? Nie wiedziałam do końca co mam powiedzieć. Jednego byłam pewna. Z każdą chwilą, kiedy wpatrywałam się w jego oczy, widziałam takie malutkie ogniki, czekające tylko na zatańczenie tańca radości.
Opuściłam głowę, westchnęłam i niespodziewanie pocałowałam Grześka. Chłopak przytulił mnie do siebie, a mi nie pozostawało nic innego, jak powiedzieć mu co do niego czuję, mimo że serce miałam po prostu w gardle.
                   - Jesteś kochany. I wiesz co Ci powiem? Dam Ci szansę. Przecież nic nie stracę. A może i będę przy Tobie szczęśliwa? Pamiętaj jak mnie zostawisz, to nie ja Ci zrobię krzywdę, a osoby, które najbardziej mnie namawiały, żebym Ci dała szansę, czaisz?                         
                        - Nazywam się Artur Czaja i czaję. – Odpowiedział prze szczęśliwy i bardzo mocno mnie do siebie przytulił. – Obiecuję, że Cię nie skrzywdzę. Nie doprowadzę Cię do płaczu, chyba, że do łez szczęścia. Nie umiałbym patrzeć jak jesteś przeze mnie smutna. Kocham Cię i zawsze kochać będę. – Zapewnił mnie i pocałował.

                   - Też Cię kocham, teraz jestem tego pewna. – Wyszeptałam powstrzymując łzy. – Do tej pory w głowie słyszę Twój głos, jak mnie przepraszasz, za to że mnie kochasz. Teraz już nie musisz przepraszać.

4 komentarze:

  1. Kurwaaaaaaaaaaa! Miałam już napisany komentarz i przez przypadek kliknęłam w jakieś gówno i wyłączyłam stronę, GENIUSZ NO PO PROSTU GENIUSZ, JA PIERO. XDDD
    Wracając do rozdziału.. Może dobrze, że oni są razem? :3 Może jednak Zengi nie okaże się takim dupkiem i będzie chciał uniknąć śmierci? Jeżeli jednak tak się nie stanie, podpiszę się pod słowami Marceli i również go zabiję, chociaż ciężko mi będzie to zrobić. Nie można pozwolić na to, aby dziewczyna ponownie cierpiała, chociaż po śmierci Zengoty to jeszcze gorzej będzie.. Dobra, nie zabiję go! XD No jaki kochany, nawet psiakowi pozwolił jechać. *___* Ciekawe co jeszcze nad tym jeziorem się wydarzy, prócz zajebistych samojebek Zengiego. Z pewnością Marceli będą poprawiać humor, a usunięte zdjęcia Przemka może chociaż na chwilę dadzą jej zapomnieć o tym dupku. ;) Najbardziej rozjebał mnie tekst "Nazywam się Artur Czaja i czaję." Hahahaha, za każdym razem jak to czytam łacham się jak głupia. XD Oj Zenguś, Zenguś.. Ty jak coś dowalisz to aż nie da się Ciebie nie wielbić. :3

    OdpowiedzUsuń
  2. trololololo, siedzę z zacieszem na gębie :D
    Mam nadzieję, że Grzesiek nie okaże się pieprzonym chujem i nie skrzywdzi Marceli i będą żyli długo i szczęśliwie :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie rozpieszczasz nas za bardzo z tymi rozdziałami? Oczywiście, nie mam nic przeciwko. :)
    Przeczytałam ten rozdział z bananem na twarzy. :3 Cieszę się, że Marcelina dała Zengiemu szansę. Mam nadzieję, że dalej już będzie OK. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny <3. No i Zeniu dostał szansę! Zeniu dostał szansę! :3

    OdpowiedzUsuń