W środku nocy obudziłam się z
płaczem. Przyśnił mi się nikt inny niż Troy. Miałam ogromne wyrzuty sumienia
przez ten pocałunek. Powinnam była odepchnąć Grześka, zamiast tak po prostu się
poddać. Wstałam z łóżka, dopadły mnie dziwne zawroty głowy, które olałam i
poszłam do salonu. Nikogo na szczęście w nim nie było, w kuchni tak samo. W końcu
był środek nocy, więc czego innego mogłam się spodziewać. Zapaliłam światło,
Rexar od razu zareagował podnosząc łeb, a na mój widok zaczął wesoło merdać
ogonem. Z uśmiechem na twarzy i łzami w oczach przytuliłam się do psa leżącego
na brązowej kanapie, a mój wzrok przykuła kartka leżąca na stole. „Marcela! Jestem z Twoją mamą w szpitalu.
Nie martw się, jestem przy niej”. Mimo, że nienawidziłam jej z całego
serca, to nadal była moja matka.
Przerażona, zapłakana,
roztrzęsiona pobiegłam do pokoju, włączyłam telefon i zadzwoniłam do Grześka.
Wiedziałam, że będę mogła na niego liczyć mimo tak późnej pory.
-
Tak? – Zapytał zaspany.
-
Grzesiek pomóż mi. – Płakałam do słuchawki.
-
Co się dzieje? – Szybko oprzytomniał, słysząc w jakim jestem stanie.
-
Moja mama jest w szpitalu, nie wiem co się z nią dzieje. Zawieź mnie do niej,
błagam. Ja nie wiem co mam robić.
-
Przede wszystkim to się uspokój. Już do Ciebie jadę. – Odpowiedział i rozłączył
się.
Włożyłam telefon do kieszeni spodenek, tych samych co miałam
wczoraj i zaczęłam płakać. Jakby mi było mało problemów. Ta kobieta z dnia na
dzień coraz bardziej rujnowała moje życie, ale była moją matką. Nadal była dla
mnie bardzo ważna. Wystraszyłam się, kiedy wyobraziłam sobie, że coś mogłoby
jej się stać. Wtedy Bóg wie co by się ze mną stało.
Po nie całych 10 minutach do
mojego domu wpadł Grzesiek. Zastał mnie zapłakaną na kanapie. Podszedł bliżej,
a ja nie nawiązując nawet kontaktu wzrokowego, wpadłam mu w ramiona. Zengi
tulił mnie mocno do siebie, gładził po głowie, szeptał bym się uspokoiła, ale
niestety nie udawało mu się. Chłopak ciągle mnie obejmując, zaprowadził do
swojego samochodu i wrócił, by zamknąć dom.
-
Wiesz może co się stało?
-
Nie. Wczoraj po. – Zawiesiłam głos i spojrzałam na niego ukradkiem. – No wiesz.
– Westchnęłam głośno.
-
Po pocałunku? – Nazwał rzecz po imieniu.
-
Tak. Wpadłam do pokoju, wzięłam tabletki i poszłam spać. Kompletnie nic nie
słyszałam. To moja wina. – Zaczęłam obarczać się winą za całą tą akcję.
-
Spokojnie, to nie Twoja wina. – Próbował mnie uspokoić.
-
Grzesiek ja się o nią boję. Mimo, że jest nie do zniesienia, to jest moja mama.
Chłopak zmienił bieg i zmienił położenie dłoni. Z drążka, na
moją dłoń w którą po chwili wplótł swoje palce. Rzuciłam mu szybkie spojrzenie,
w nadziei że mnie puści, ale chłopak postawił na swoim. Zacisnęłam wargi i
odwróciłam wzrok.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce,
wysiadłam z samochodu, a Grzesiek pojechał szukać jakiegoś miejsca do
zaparkowania. Przed wejściem na SOR stał Wojtek z papierosem w ręku. Tak jak ja
był bardzo mocno wystraszony.
-
Co z mamą? – Zapytałam mężczyzny.
-
Na razie zabrali je na jakieś badania.
-
Dlaczego mnie nie obudziłeś? – Zapytałam z żalem.
-
Nie słyszałaś, jak waliłem do drzwi? Byłem pewny, że masz słuchawki.
-
Nie, nie miałam. – Odpowiedziałam. – W ogóle co jej się stało?
-
Nie wiem. Dostała jakiejś wysypki, gorączki, bolał ją kark więc się
wystraszyłem i przyjechałem z nią.
-
Co Ci powiedzieli lekarze?
-
Nic. Tylko tyle, że zabierają ją na badania.
Złapałam się za głowę i czekałam na Grześka. Byłam
przerażona. Przecież mama była w ciąży, mogło stać się coś poważnego.
Po chwili dołączył do mnie Zengi.
Przedstawiłam go Wojtkowi i poszliśmy do mojej mamy. Była już po badaniach,
leżała w Sali sama, była cała w jakieś dziwne kropeczki i płakała. Nie mogliśmy
do niej wejść, nie wiedzieć dlaczego. Leżała na oddziale zakaźnym, co też
sprawiło, że przestraszyłam się jeszcze bardziej. Pękało mi serce kiedy ją tam
widziałam. Grzesiek złapał za dłoń, ale tym razem ją odsunęłam i nie zważając
na konsekwencje weszłam do pomieszczenia w którym przebywała mama.
-
Mamuś co się dzieje? – Zapytałam siadając przy niej.
-
Idź stąd, bo się zarazisz.
-
Mam to gdzieś. – Burknęłam. – Co się stało?
-
Mam różyczkę. Nic wielkiego.
Popatrzyłam na nią i wiedziałam co tak naprawdę się stało.
Wiele razy powtarzała mi, że kobieta w ciąży przechodzące różyczkę może stracić
dziecko i najwyraźniej tak było w jej przypadku.
Zrobiło mi się cholernie przykro,
bo widziałam, że to sprawiło jej wielki ból. Odetchnęłam głęboko i przytuliłam
ją. Widziałam, że potrzebowała tego, a ja jako jej córka nie mogłam jej
zostawić, mimo ,że nasze kontakty od śmierci ojca nie były najlepsze.
-
Córeczko, przepraszam. Przepraszam Cię za wszystko. – Płakała dotykając mojego
policzka.
-
Ja też muszę Cię przeprosić. Nie byłam najlepszą córką przez ten czas. Powinnam
Cię wspierać, a nie jeszcze wszystko pogarszać.
-
Ty? Ty się nie obwiniaj, bo to ja przespałam się z Twoim byłym.
-
Dobra, zapomnijmy o tym. Najważniejsze jest teraz Twoje zdrowie. – Uspokajałam
ją.
-
Nie mogę sobie darować, że tyle przeze mnie cierpiałaś. – Drążyła nadal ten
temat.
-
Mamo przestań już, dobrze? Zacznijmy wszystko od początku. Tak będzie lepiej i
dla Ciebie i dla mnie.
-
Wybaczysz mi?
-
Słucham?
-
Czy kiedykolwiek mi wybaczysz to co Ci zrobiłam? To, że byłam tak okropną
matką? – Zapytała ze łzami w oczach.
-
Jesteś moją mamą, więc to chyba proste, że Ci wybaczę. – Odpowiedziałam. – Ale
mam nadzieję, że to co mówisz jest szczere.
-
Tak córeczko, jest szczere. Najgorsze jest to, że musiało dojść do takiej
sytuacji, żebym zrozumiała, że zrobiłam Ci krzywdę.
-
Już dobrze mamo. – Odpowiedziałam i przytuliłam ją.
Najwyraźniej obie potrzebowałyśmy takiej rozmowy. Miała
rację, szkoda, że do takiego czegoś musiało dojść, żeby wszystko unormowało.
Miałam nadzieję, że będzie już tylko lepiej.
-
Idź już, bo jak Cię tu lekarz zobaczy to wiesz.
-
No dobrze. Przywieźć Ci coś?
-
Nie, Wojtek o wszystko zadbał. Jedź do domu, bo widzę, że nie najlepiej jest z
Tobą. – Zauważyła. – Co to za chłopak?
-
Mój przyjaciel, Grzesiek. – Odpowiedziałam, czując jak moje policzki zalewają
rumieńce.
-
Przyjaciel? – Zapytała podejrzliwie.
-
Mamo przecież mam chłopaka.
-
Przyjaciel? – Powtórzyła pytanie, tym samym tonem.
-
No tak. – Popatrzyłam na nią. – To znaczy nie. Boże nie wiem. – Odpowiedziałam
z zakłopotaniem.
-
Wydaje się być bardzo sympatyczny.
-
I taki jest.
Popatrzyłyśmy na siebie i uśmiechnęłyśmy się na siebie.
Pocałowałam ją w policzek i wyszłam z pomieszczenia.
-
I co z nią? – Zapytał zaniepokojony Wojtek.
-
Ma różyczkę.
-
Tylko?
-
Jeżeli utrata dziecka jest dla Ciebie nieistotna, to tylko – Odpowiedziałam
wrednie. – Grzesiek, odwieziesz mnie do domu?
-
Oczywiście. – Odpowiedział i dał mi swoją bluzę, bo widział, że przechodzą mnie
dreszcze.
-
Przepraszam, że Cię obudziłam, ale zrozum byłam…
-
Cichutko. – Przerwał mi i mocno do siebie przytulił.
Położyłam dłonie na jego karku, stanęłam na palcach i
położyłam brodę na ramieniu. Wtedy było mi już wszystko jedno. Byłam z Troy’em
na odległość, więc nie dowiedziałby się o tym co teraz robię z moim przystojnym
„przyjacielem”. Wtedy wolałam go tak nazywać, mimo że byłoby fajnie gdyby był
kimś więcej.
Popatrzyłam w jego zazwyczaj
psychopatyczne oczy, które tym razem miały bardzo przyjazny wyraz, Grzesiek
obdarował mnie ciepłym uśmiechem i tym razem ja zrobiłam to, czego nie
powinnam. Miał takie delikatnie usta. Przy każdym ich ruchu sprawiały, że czułam
jak uginają mi się kolana, a serce bije jak nienormalne. Oderwałam od niego
usta, popatrzyłam w oczy i pewnie złapałam za dłoń. Widziałam, że Grzesiek nie
ma nic przeciwko, bo odwzajemnił gest i wyszliśmy ze szpitala.
Na dworze robiło się jasno. Przez
to wszystko straciłam rachubę czasu. Poszliśmy z Grześkiem do jego samochodu.
Było mi zimno, więc poprosiłam go o bluzę, ale on z tylnego siedzenia podał mi
koc. Uśmiechnęłam się i przykryłam do samej szyi.
-
Do Ciebie czy do mnie? – Zapytał Zengi.
-
Obojętnie. – Odpowiedziałam i popatrzyłam na niego. – Musimy pogadać.
-
Też mi się tak wydaje.
-
To pojedziemy do mnie.
Zengi przystał na propozycję i ruszyliśmy do mojego domu.
Czułam, że taka rozmowa nam będzie potrzebna.
Panowała cisza w samochodzie.
Słychać tylko było pracę silnika Mercedesa Grześka. Tak bardzo chciało mi się
spać, że co chwilę oczy same mi się zamykały, ale nie dawałam za wygraną.
Wyprostowałam się, przetarłam oczy i popatrzyłam na skupionego Zengotę. Wzrok
miał wbity w drogę, z wyrazu jego twarzy można było wyczytać, że też ma mi coś
do powiedzenia. Przed samym wjazdem na moje podwórko spojrzałam na dom Przemka.
Najgorsze było to, że mógł mnie zobaczyć z Grześkiem i powiedzieć o tym
Troy’owi. Nie wytrzymałabym tego.
-
O kurwa. – Odezwał się nagle Grzesiek.
-
Jezu to Troy. – Uderzyłam dłonią o czoło. – Trudno powiemy my jak było,
pomijając sytuację z wczoraj i tą ze szpitala.
-
Dobra. – Zgodził się i zatrzymał swój samochód obok auta Troy’a.
-
Poczekaj, wyjdę pierwsza i obczaję jaki ma humor.
Odkryłam się i wysiadłam spokojnie z auta. Troy mnie
zauważył i ruszył w moją stronę. Humor trudno było ocenić, bo zachowywał się w
miarę normalnie.
-
Cześć mała. – Przywitał mnie pocałunkiem w policzek.
-
Hej. – Odwzajemniłam to. – Co się stało, że przyjechałeś?
-
Chciałem porozmawiać. – Popatrzył zaskoczony na Grześka. – Co się dzieje? Gdzie
Ty byłaś? – Podniósł nagle ton.
-
Spokojnie, Marcelina mnie poprosiła żebym zawiózł ją do mamy.
-
Jest w szpitalu. – Dodałam.
-
Coś poważnego?
-
Nie ważne. Mów co się dzieje.
-
Może wejdziemy do środka?
-
Nie, wolę pooddychać świeżym powietrzem. – Odpowiedziałam i oprałam się o
samochód Grześka.
-
Wolałbym w cztery oczy.
-
To ja poczekam. – Wtrącił Grzesiek.
-
Idź do domu, masz moje klucze.
Zeniu kiwnął głową i poszedł do mojego domu. Czułam, że Troy
zasypie mnie gradobiciem pytań.
-
No mów.
-
Chodzi o to, że… - Z zakłopotaniem położył dłoń na karku. – Pogodziłem się z
Eveliną i… .
-
Chcesz mi powiedzieć, że do niej wracasz? – Zapytałam powstrzymując łzy.
-
Chyba tak. Z nią myślę o rodzinie i w ogóle.
-
Czyli jest tak jak mówił Grzesiek. Że się pokłóciliście, a ja idę w odstawkę! –
Krzyknęłam i uderzyłam go w twarz. – To po co przyjeżdżałeś i mówiłeś parę dni
temu, że boisz się że mnie stracisz? Po co w ogóle byłeś taki, jaki byłeś?
Przez Ciebie straciłam Przemka Ty skurwielu. – Rozpłakałam się. – Idź stąd!
Wynoś się! Nie chcę Cię widzieć!
-
Przepraszam.
-
W dupę sobie wsadź to swoje przepraszam! – Krzyknęłam jeszcze głośniej i
usiadłam na mokrej trawie.
-
Ale zawsze możemy zostać przyjaciółmi.
-
Przyjaciółmi? To tak samo jakby ktoś mi powiedział „Twój pies zdechł, ale
możesz go sobie zatrzymać”. Idź stąd.
Troy opuścił głowę i ruszył w stronę swojego samochodu zostawiając
mnie samą. Wpadłam w rozpacz, bo nie takiego zakończenia się spodziewałam.
Miałam nadzieję, że przyjedzie tu i wybije mi Grześka z głowy, ale on wolał
wrócić do swojej byłej. „Może to i
dobrze? Przynajmniej z nią… Co ja pierdolę!” majaczyłam do samej siebie i
wstałam z mokrej trawy. Poszłam do środka, Grzesiek czekał w moim pokoju.
Spojrzałam mu w oczy, a ten Chyba domyślił się, że właśnie zakończył się mój
związek z Troy’em.
-
Będzie dobrze, zobaczysz. – Pocieszał mnie.
-
Jak ma być dobrze?
-
Masz mnie przecież.
-
Wiem Grzesiek, wiem, ale będę musiała pogadać z Przemkiem.
-
O czym? – Zapytał Grzesiek patrząc na mnie pytająco.
-
W sumie? Chyba nie mam o czym. – Odparłam i usiadłam na łóżku. – Wiesz czego
najbardziej żałuję? Tego, że tak łatwo się poddałam. Troy jednym, może dwoma
pocałunkami wszystko zmienił. Kiedy próbowałam walczyć o Przemka, on już trochę
wkradał się do mojego życia. Teraz tego żałuję. Mogłam go pogonić i być
szczęśliwa z Przemkiem. Jaka jestem głupia. – Opuściłam głowę i dłońmi zakryłam
twarz. – Grzesiek, proszę idź sobie, muszę pobyć sama.
-
Nie, nie zostawię Cię, widząc w jakim jesteś stanie. – Odpowiedział i kucnął
przede mną.
-
Zeniu, proszę.
-
Nie, ja tu zostaję. – Stawiał na swoim. –
Boję się, że coś głupiego strzeli Ci do głowy.
-
Większej głupoty chyba zrobić nie mogę.
-
Oj Marcela, przestań. – Odpowiedział i złapał moje dłonie, odkrywając przy tym
twarz. – Będzie okej. Wiem, że jest Ci ciężko, ale możesz liczyć na mnie.
-
Wiem Grzesiu, wiem. – Odpowiedziałam i przytuliłam się do niego.
-
Uszy do góry. – Pocieszył mnie i przetarł zapłakany policzek. – Czemu płaczesz
na jedno oko mocniej?
-
Mam uszkodzony gruczoł łzowy w lewym oku. – Odpowiedziałam na trapiące go
pytanie.
-
Ale i tak masz ładne oczy.
-
Nie podlizuj się. Nie jestem w nastroju na to.
-
Ty nie masz nastroju? Już ja to widzę. Przecież Ty zawsze jesteś uśmiechnięta.
-
Wydaje Ci się, bo nie mam takiego morderczego spojrzenia jak Ty. –
Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. – W sumie wiesz co. Nie będę przez
Troy’a płakała. Potraktował mnie jak lalkę, a przecież duzi chłopcy nie bawią
się lalkami. No chyba, że nazywają się Piotr Pawlicki. – Uśmiechnęłam się. – O Przemku
spróbuję zapomnieć, bo przecież powiedział co o mnie myśli, więc to nie będzie
miało sensu. Chcę być szczęśliwa i obu tym dupkom udowodnię, że ich nie
potrzebuję. – Postanowiłam i rzuciłam się Grześkowi na szyję. – Nie mam zamiaru
więcej płakać. Teraz liczy się dla mnie poprawienie kontaktu z mamą i zajęcie
się na przykład Tobą. Jesteś moim najlepszym przyjacielem.
-
Chciałbym być kimś więcej niż tylko przyjacielem.
-
I będziesz, ale poczekajmy trochę. – Poprosiłam i pocałowałam go w policzek.
-
Jeśli tak będzie najlepiej to nie mam nic przeciwko. – Odpowiedział wesoło
przecierając oczy.
-
Jak chcesz to możemy się położyć na godzinkę. Nie ukrywam, że też jestem trochę
śpiąca. – Zaproponowałam, zaczesując mu grzywkę na bok. – Upierdol te włosy,
albo sama to zrobię.
-
Kiedy indziej. – Odpowiedział i zdjął bluzę.
No wtedy już wiedziałam dlaczego nie chciał mi jej dać w
samochodzie. No w sumie głupio by było gdyby prowadził z gołą klatą.
Popatrzyłam na niego, uśmiechnęłam się i wbiłam się w zimną kołdrę. Po chwili
dołączył do mnie Grzesiek. Odwróciłam się w jego stronę i patrzyłam w oczy.
Chłopak bezustannie się do mnie uśmiechał, więc mimowolnie robiłam to samo.
-
Jesteś prześliczna. – Wyszeptał i odgarnął moje włosy.
-
Komplemenciarz. – Odpowiedziałam zawstydzona.
Odpowiedział uśmiechem i przysunął mnie do siebie. Twarz
miałam przy samej jego klacie. Grzesiek trochę za szybko chciał wszystko
rozegrać. Wolałam trochę poczekać. Zamknęłam oczy, rękę przewiesiłam przez jego
talię i zamknęłam oczy.
ej dobra, nie wiem co mam ci napisać.
OdpowiedzUsuńno może napiszę tyle, że rozdział jak zwykle świetny :)
Marcelina ma ewidentnie pecha. Czy ja już tego nie mówiłam? :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że ma kogoś takiego jak Grzesinek. Mam nadzieję, że tym razem ten jej nie skrzywdzi jak pozostała dwójka... Ej weź nas tu nie zaskakuj, bo prawie co rozdział pojawia się ktoś nowy ;d ja już nie nadążam xD
Troy!!!! Jak mogłeś się okazać takim dupkiem?! Ja Ci zaufałam i w ogóle, a Ty co?! Pierdolony Australijczyk! :o Teraz zobaczymy jak będzie z Zengusiem, mam nadzieję, że nie okaże się takim skończonym palantem, bo każdy szanujący się kibic doskonale wie, że Grzegorz Zengota to żużlowiec jedyny w swoim rodzaju i on wie, jak szanować kobiety, prawda? :D Nie spierdol tego, pokaż, że jednak Polscy zawodnicy nie tylko są dobrzy na torach, ale i także w sprawach sercowych, chociaż pan Pawlicki tutaj się zbytnio nie popisał - ale to już było i niech nie wraca! :) No widać, że chyba jednak mama Marceli przejrzała na oczy. Oby i tutaj nic więcej się nie pogorszyło, bo co prawda to prawda. Mimo takich akcji i wszystkiego co złe, to jest jej mama. Czyżby szpital łączył ludzi? XDDD Tfuuu. Lepiej niech nie dochodzi już do takich szpitalnych akcji, chyba że chodzi o ciążę. XD
OdpowiedzUsuńCzytałam i na przemian śmiałam się i płakałam :D Co za Troy :/
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział jak zawsze :)
Troy, Ty palancie!!! Szkoda Marceli, ale ja trzymałam kciuki za Zengiego :)
OdpowiedzUsuńTroy ty debilu!!! Zengi mistrzu, walcz o Marcelę ;)
OdpowiedzUsuńtradycyjnie rozdział deti4rjfri meeeega! ;D *__*
Ada ;)
Troy ty małpo wredna! >.< Można się było tego po tobie spodziewać >.>...
OdpowiedzUsuńZengi is my hero! Jedyny cierpliwy i kochany... pomimo "wzroku psychopaty" ^^"
Rozdział świetny ;3 Czekam na następny i jeszcze więcej Zengiego >.> :D