Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 28 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ VII

Po długich tygodniach męczarni, w końcu udało mi się go ukończyć. :D Wyszedł beznadziejnie, ale mam nadzieję, że się choć trochę spodoba ♥


Był koniec kwietnia. Minęło sporo czasu, odkąd zerwałam kontakt z Andreasem. Żyliśmy po swojemu, ani ja jemu, ani on mi się w nic nie mieszał. Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że rzeczywiście mnie wyrzucili ze szkoły, a przez całą tą sytuacje przeprowadziliśmy się do Leszna, bo przy okazji tato znalazł tam dobrą pracę. Nie widziało mi się to za bardzo, no ale trudno. Na szczęście nie musiałam iść do nowej szkoły, bo rodzice stwierdzili, że nie opłaca mi się. Dziękowałam im za to, że nie musiałam przeżywać tego wszystkiego od nowa. Tak, jak miałam w przypadku mojego poprzedniego miasta.
Okolica była piękna, nie powiem. Spokojna, taka czysta, mili ludzie. Mieliśmy świetnych sąsiadów. Tak, zwłaszcza Ci Pawliccy. Mieli nas dzisiaj odwiedzić, a ja oczywiście dowiedziałam się o tym 15 minut przed spotkaniem.
                   - Dzięki, że dowiaduję się o wszystkim na końcu. – Powiedziałam ironicznie i włożyłam stertę talezy do półki.
                  - Oj nie przesadzaj. – Odpowiedziała mama. – Proszę, spróbuj się zachowywać normalnie, proszę Cię. Wiem, że nie jest Ci łatwo, ale postaraj się.
                   - No przecież nie zrobię wam Harlem Shake’u. – Odpowiedziałam i zaczęłam się śmiać.
                   - Coś Ci się stało z twarzą. – Rzuciła nagle przerażona mama.
                   - Jezu Co? – Wpadłam w panikę.
                   - Ty się uśmiechasz. – Zmieniła ton i uśmiechnięta przytuliła mnie.
                   - Śmieszne. – Burknęłam i objęłam ją.
Od bardzo długiego czasu przytuliłam moją mamę. Już zapomniałam jak to jest, kiedy Twój rodzic takim zwykłym gestem pokazuje Ci, że jest przy Tobie i będzie zawsze kiedy będziesz go potrzebował.
Puściłam ją i poszłam do pokoju się przebrać. Chciałam pokazać się z dobrej strony i za razem być sobą. Nie chciałam udawać kogoś kim nie jestem. Leginsy, wyglądające jak jeansy, biała bokserka i fioletowa koszula. Do tego czerwona trampki, delikatny makijaż i byłam gotowa. Siedziałam na łóżku, kiedy zadzwoniła Żaneta.
                   - Co jest bejbe? – Zapytałam ucieszona.
                   - Hej, chciałam Ci powiedzieć, że mam już skurcze. – Powiedziała trochę przestraszona. – Ale spokojnie jestem w szpitalu, pod opieką.
                   - Jezu, serio? A Tom jest z Tobą?
                   - Oczywiście, już chyba od tygodnia. Szczerze to cholernie się boję. – Powiedziała cicho.
                   - Wierzę ci. Będzie dobrze kochana. Dasz radę. – Pocieszałam przyszłą mamę.
                   - Dziękuję. Jesteś kochana. – Odpowiedziała. – A co u ciebie? Jak przeprowadzka?
                   - Dobrze, nie jest źle. Fajna okolica, zaraz mają wpaść do nas sąsiedzi i szczerze mówiąc trochę się boję, ale mam nadzieję, że będzie w porządku. – Powiedziałam i podeszłam do okna, by zobaczyć czy sąsiedzi nie idą. Akurat zbliżali się do naszego domu. – Idą już.
                   - To ja kończę i nie przeszkadzam.
                   - Przestań! – Krzyknęłam do słuchawki. – Nie mam zamiaru kończyć, bo sąsiedzi idą. W ogóle mam do Ciebie pytanie.
                   - Co jest?
                   - Wiesz może co z Andreasem?
                   - Dlaczego Cię to interesuje?
                   - Tak jakoś. Nie będę suką i zainteresuję się moim byłym.
                   - Rozumiem. – Odparła. – U niego chyba w porządku, ale z tego co wiem, to go Johaug w dupę kopnęła. – Zaśmiała się.
                   - Serio?
                   - No tak. Trochę mi go szkoda, ale wiesz. Wobec Ciebie zachował się jak idiota na sam koniec, więc mi go nie szkoda.
                   - Ależ ty jesteś wredna.
                   - Ja? Nie. Wydaje Ci się.
                   - Biedny. Pewnie teraz demoluje mieszkanie i nie daje jej żyć, bo kocha ją ponad życie. – Nabijałam się z niego. Do pokoju akurat weszła mama i pokazała mi, że mam zejść.
                   - Teraz to ty jesteś wredna.
                   - Wcale nie. – Broniłam się. – Ja muszę już iść. Sąsiedzi przyszli. Jak już będzie po wszystkim to daj znać. – Powiedziałam stojąc już w progu salonu. – Miłego porodu, Panno Hilde. – Zakpiłam i popatrzyłam na chłopaka stojącego obok mojego ojca.  – Muszę kończyć, dupeczka na horyzoncie. –Wyszeptałam i włożyłam telefon do kieszeni.
Stałam i starałam się uspokoić, bo takie spotkania zawsze przyprawiały mnie o nerwy. Mama popatrzyła na mnie i widziała, że jestem skrępowana.
                   - Chodź do nas. – Zawołała wesoło.
                   - Muszę? – Zapytałam cicho robiąc krok do tyłu.
Oczywiście musiałam się skompromitować na dobry początek, bo nie byłabym sobą. Wpadłam na chłopaka, który stał za mną. Popatrzyłam na niego i pokręciłam głową. „Przecież on stał tam. Kurwa to bliźniaki. Ja jebie” skwitowałam w myślach i zaczęłam przepraszać chłopaka.
                        - Nie chciałam na Ciebie tak wejść, przepraszam. – Starałam się z siebie wydusić.
                        - Nic się nie stało. – Odpowiedział chłopak i z uśmiechem wyciągnął dłoń w moją stronę. – Przemek.
                        - Marcelina. – Odpowiedziałam i uścisnęłam jego dłoń.
Popatrzył mi w oczy. Jego spojrzenie uspokajało. Szaro-niebieski kolor oczu chyba tak działał. Trzymał moją dłoń jeszcze przez chwilkę i podprowadził mnie do reszty towarzystwa. Na początek przywitałam się z jego mamą, ojcem i bratem. Jednak nie byli do siebie aż tak podobni. Przemek był ładniejszy od Piotrka, mimo że byli bliźniakami.
                        - Jak chcecie, to chodźmy do mnie, przecież nie będziemy tutaj siedzieli. – Zaproponowałam.
                        - Dobry pomysł, tylko że my się zaraz zmywamy, bo mamy spotkanie z kimś tam. – Odpowiedział Piotrek.
                        - Jutro jest. – Oburzył się Przemek i popatrzył na brata.
                        - Dzisiaj idioto.
                        - Ja myślałem, że jutro.
                        - Myślenie nigdy nie było Twoją mocną stroną. – Zaśmiał się Piotr.
Uśmiechnęłam się i popatrzyłam na mamę. Uśmiechała się dosyć dziwnie. Odwróciłam wzrok w stronę chłopców, w tym samym czasie, co Przemek w moją stronę. To było cholernie krępujące.
                        - A może pójdziesz z nami? –Zapytał cicho spoglądając mi w oczy.
                   - To nie dla mnie. – Próbowałam się wymigać, ale moja mama oczywiście musiała się wtrącić.
                   - Idź, przynajmniej się lepiej poznacie, zintegrujecie.
                   - Bardzo dobry pomysł. – Potwierdziła mama chłopaków.
                   - Ale to jest zły pomysł. Nie lubię takich imprez. Wystarczy, że teraz o mało Co mi serce ze strachu nie wyskoczy. – Odpowiedziałam patrząc na kobiety. – A poza tym, nie mam w czym iść.
                   - A ta czerwona sukienka, co parę dni temu ją kupiłaś to co?
                   - „Kurwa dzięki mamusiu, nie pomagasz” Ale w niej okropnie wyglądam. Jak schudnę to może wtedy ja założę, ale teraz odpada. – Wymyślałam już przeróżne wymówki.
                   - Jak co zrobisz? – Zapytał Piotrek.
                   - Schudnę.
                   - Weź, weź, weź! Głupia jesteś! – Stwierdził Przemek.
                   - Nie jestem głupia, tylko nawiedzona, ale jakichś nowych rzeczy dowiedzieć się o sobie można. – Powiedziałam i zrobiłam minę typu „Not bad”.
                   - Nie o to chodzi. Przecież masz świetną figurę, masz kobiece kształty. Chcesz wyglądać jak te wieszaki na wybiegach? – Zapytał Przemek.
Razem z Piotrkiem popatrzyliśmy na niego zszokowani, ale uśmiechnięci. Gdyby nie to, że miałam róż na policzkach, to zapewne byłoby widać, że robię się czerwona ze wstydu. „Powiedz, że chodzi ci o cycki i moją wielką dupę!” krzyknęłam w myślach i zerwałam się nerwowo z kanapy, bo poczułam wibracje w kieszeni. Wszyscy na mnie popatrzyli dosyć dziwnie, gdy przerażona popatrzyłam na to, kto dzwoni. To Tom. Modliłam się, żeby nie chodziło o Żanetę.
                   - Tak? – Zapytałam trochę wystraszona.
                   - Mam córkę! – Wykrzyczał ucieszony.
                   - Na prawdę?! To fantastycznie! Gratuluję! – Pogratulowałam z wielkim uśmiechem na twarzy. – Co z Żanetą.
                   - Dobrze, już ją szyją. Zaraz jak skończyłyście rozmawiać, to zaczęła rodzić. – Odetchnął z ulgą. – Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę.
                   - Wierzę Ci Tom, wierzę. Ej, ale mam nadzieję, że będę ciocią?
                   - Oczywiście! To już z Żanetą uzgodniliśmy. – Odpowiedział. – A i jeszcze będziesz miała prawo do wyboru imienia.
                   - Nie przesadzajcie.
                   - Nie przesadzamy. Po prostu postanowiliśmy tak i tak będzie.
                   - No dobrze, dam Ci za jakiś czas znać… Chociaż. – Zawiesiłam głos. – Może być Amalia?
                   - Ładnie. – Zgodził się Tom. – Zapytam Żanety jak ochłonie.
                   - No dobrze. Ja musze kończyć, bo zaraz wychodzę. – Odpowiedziałam niepocieszona.
                   - No okej, ale jeszcze przed tym, słyszałaś co z Vegardem?
                   - Co jest?
                   - Wybaczył Agacie i są znowu razem, a Johaug…
                   - Tak, kopnęła Andreasa. Żaneta mi już powiedziała. – Przerwałam mu.
                   - No to jak już wiesz, to ja Ci nie przeszkadzam.
                   - Okej, ucałuj Żanetę i moją niunię. – Poprosiłam i pożegnałam się z kolegą.
                   - Co się stało? – Zapytał tato.
                   - Moja przyjaciółka, ta Żaneta urodziła córeczkę. – Powiedziałam rodzicom i od razu ugryzłam się w język
                   - Jakie dziecko, jaka ciąża, jak… O co chodzi? – Wypytywała mama.
                   - Później Ci wytłumaczę. Najważniejsze, że wszystko poszło okej.
                   - No dobrze.
                   - Po jakiemu ty mówiłaś? – Zapytał Piotrek.
                   - Po Norwesku.
                   - Wow. – Skwitował Przemek.
                   - W ogóle Tom i Żaneta stwierdzili, że będę ciocią i mam wybrać imię dla ich córeczki. – Pochwaliłam się i uparłam o parapet.
                   - Przecież ty nie lubisz dzieci. – Zauważył tato.
                   - Tak, ale to dziecko jest wyjątkiem.
                   - Możesz mi w końcu wyjaśnić o co tu chodzi? Z tym Tomem, Żanetą, ciążą, tym, że tak świetnie mówisz po Norwesku. – Wkurzyła się mama.
                   - Później. – Zbywałam ją, bo nie chciałam wszystkiego opowiadać.
Rodzicielka pokręciła głową i wróciła do rozmów z sąsiadami. Chyba około 16 może 17 chłopcy wyszli. Przemek powiedział, że po mnie wpadnie i bezdyskusyjnie mam z nim iść. Nie miałam już wyjścia.
Zaraz po tym poszłam do pokoju szykować się do wyjścia. Zastanawiałam się w co mnie wciągnęli. Miałam nadzieję, że nie będzie źle i wszystko się dobrze skończy. Tak jak już zaproponowała mama, wzięłam z szafy tą sukienkę  o której mówiła. Nie wyglądałam najgorzej. Włączyłam sobie Lanę Del Rey – „Summertime Sadness”, a słowa „ I got my red dress on tonight” były tu jak najbardziej na miejscu. Czarne obcasy nawet do tego pasowały. Na szczęście Przemek był wysoki, więc mogłam sobie pozwolić na takie buty. Włosy ułożyłam do tyłu, polakierowałam, ciemniejszy makijaż, podkreślający kolor oczu. Kiedy byłam gotowa stanęłam przed lustrem. „ Jak zrobić z siebie dziwkę w nie całą godzinę! Boże, jak ja wyglądam?”  pomyślałam i zrobiłam sobie zdjęcie telefonem. Wrzuciłam na Twittera i czekałam na opinię użytkowników. Jedni pisali, że wyglądam świetnie inni podzielali moje zdanie. Większość opinii było pozytywnych więc pozostałam przy tym ubiorze, jednak makijaż poprawiłam na delikatniejszy.
Nadeszła godzina wyjścia. Ubrana w czerwoną sukienkę do połowy ud i odkrytymi plecami, siedziałam na krześle w kuchni i czekałam na Przemka. Mama bardzo uważnie mi się przyglądała, więc zaczęłam się jej obawiać, ale kiedy chciała coś powiedzieć, uratowało mnie pukanie do drzwi. To Przemek. Serce mi przyspieszyło, nogi zaczęły trząść. Nie dość, że nie za dobrze dawałam sobie radę w szpilkach to jeszcze on w garniturze doprowadzał mnie do takiego stanu. Chłopak wszedł do korytarza i chyba go zamurowało, przyglądał mi się z takim szokiem. Uśmiechnęłam się  i bardzo ostrożnie do niego podeszłam by móc się przywitać. Jak na złość zahaczyłam obcasem o dywanik, ale Przemek uratował mnie przed kompromitującym upadkiem. Kiedy byłam w jego ramionach, mama poszła po płaszcz.
                   - Pięknie wyglądasz. – Wyszeptał chłopak.
                   - Dziękuję. – Odpowiedziałam i wyciągnęłam rękę po płaszcz w tym samym czasie co Przemek. Chłopak mnie wyprzedził i pomógł założyć okrycie.
                   - O której będziecie? – Zapytała mama Przemka
                   - Nie wiem, zależy ile to potrwa.
                   - No dobrze.
                   - Klucze masz? – Zapytała moja mama.
                   - Tak, mam. – Odpowiedziałam i podeszłam do drzwi.
                   - To dobrze, bawcie się dobrze. – Powiedziały kobiety, a my wyszliśmy z domu.
Przemek podał mi dłoń, żebym nie spadła ze schodków wejściowych. W sumie to by było bardzo możliwe, bo chodzenie w obcasach nie było moją mocną stroną. Czułam się jak dama. „Boże Przemek staph! Przestań być dżentelmenem i przestań tak ładnie pachnieć!” . Przemek poprowadził mnie do samochodu, za którego kierownicą siedział jego brat.
Wsiadłam do samochodu, wewnątrz było ciepło, bo temperatura na zewnątrz nie rozpieszczała. Mżawka, lekki wiatr i do tego niska temperatura. Bracia siedzieli na przodzie, a ja sama z tyłu. Z telefonem w ręku siedziałam i czekałam, aż Żaneta albo Tom się odezwą. Nie doczekałam się.
15 minut zajęło nam dojechanie na miejsce. Było sporo osób, ale starałam się nie zwracać na siebie zbytniej uwagi choć wiedziałam, że to będzie trudne, bo większość kobiet, które tu były, wyglądały elegancko, a nie kurewsko tak jak ja. Kiedy złapałam za klamkę, Przemek już otwierał mi drzwi. On był dżentelmenem, niesamowitym. Pomógł mi wysiąść, szczerze to czułam się jak ktoś sławny. Spojrzenia wszystkich były zwrócone w naszą stronę. Przy Przemku poczułam się jakoś pewna siebie. Przy wejściu stało sporo kumpli Piotrka i Przemka. Przywitali się oni z nimi i weszliśmy.
Siedzieliśmy na sali, w której unosił się intensywny zapach lawendy. Wnętrze przyozdobione niewielką ilością wiosennych kwiatów, na stołach świece, porcelanowa zastawa. Światła delikatnie były przyciemnione, co powodowało, że atmosfera była bardzo przyjemna. Było dosyć sporo osób. Sponsorzy, zawodnicy, działacze i wiele innych osób. Mężczyźnie w garniturach, kobiety w znienawidzonych przeze mnie sukienkach. Wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że byłam tam najmłodsza, a wyglądałam na największą dziwkę.
                   - Jeszcze nie miałem okazji Ci tego powiedzieć, ale świetnie wyglądasz. – Powiedział Przemek i przysunął się do mnie bliżej, kiedy zbliżył się do nas fotograf.
                   - Dziękuję. – Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do obiektywu.
                   - Nie będziemy tutaj długo, obiecuję.
Tak oto, to „niedługo” zakończyło się po 4 godzinach. Około godziny 1 w nocy opuściliśmy lokal.  Nie wracaliśmy samochodem, bo Piotrek chciał jeszcze zostać. Szliśmy spacerkiem, przestało mżyć, była cisza, spokój, przyjemne powietrze. Tam na bankiecie ze sobą nie rozmawialiśmy. No może trochę, ale dopiero w drodze powrotnej zaczęliśmy się przed sobą otwierać.
                   - A o co chodzi z tą koleżanką co urodziła?
                   - Długa historia. – Zbywałam go.
                   - Mamy czas. – Odpowiedział z tym rozbrajającym uśmiechem na ustach.
                   - Serio chcesz tego słuchać?
                   - Gdybym nie chciał to bym nie pytał.
                   - W sumie racja. – Powiedziałam i westchnęłam głęboko. – Poznałam przez internet taką Żanetę. Pojechałyśmy razem na skoki narciarskie. Tam poznałyśmy swoich idoli, Norwegów. Zaczęłyśmy z nimi romansować. Ta Żaneta jest z Tomem i urodziła dziecko bo była w ciąży. Ma 19 lat, zniszczyła sobie moim zdaniem życie, a jeszcze te matury teraz ma. – Powiedziałam zbliżając się trochę do chłopaka.
                   - No trochę ma przejebane dziewczyna, nie powiem, ale coś czuję,  że ty też tam miałaś jakąś przygodę.
                   - W jakim sensie? – Zapytałam. – To, że jestem gruba to nie znaczy, że jestem w ciąży.
                   - Nie o tym mówię. – Zaśmiał się i również się do mnie zbliżył. – Chodzi mi o to, że pewnie tez tam z kimś romansowałaś.
Serce mi stanęło. Nie chciałam mu od razu o wszystkim opowiadać, ale sam najechał na ten temat. Skoro mieliśmy się zintegrować to dlaczego miałabym mu nie powiedzieć.
Prawie pół drogi zajęło mi opowiadanie o Andreasie. Wszystko z siebie wyrzuciłam. W niektórych momentach moje oczy wypełniały łzy. Ciężko mi się opowiadało o tej miłości w czasie przeszłym. Przemek chyba to widział, bo w pewnym momencie przerwał te wyznania. Dziękowałam wtedy Bogu. Później on zaczął opowiadać mi o sobie. Najważniejsza rzecz – był wolny. Chociaż nie chciałam, żeby to wszystko tak szybko się działo, to pozwoliłam mu na złapanie mnie za rękę. To był taki dziwny impuls. Następną rzeczą jaką się dowiedziałam to to, że był żużlowcem. Tak samo jego brat Piotr. Jeździli w tutejszym klubie Fogo Unia Leszno. Już wiedziałam co będę robiła w weekendy. Przemek był bardzo otwartą osobą. To było wspaniałe. Potrzebowałam z kimś pogadać.
Tak przyjemnie nam się rozmawiało, że nie wiedzieć kiedy znaleźliśmy się pod moim nowym domem. Czułam się dziwnie, bo nie podobne do mnie było to, że nie chciałam się z nim rozstawać. Tak, to dziwne, ale tak było. Przemek i ja ciągle trzymaliśmy się za ręce. Oczy chłopaka lśniły w świetle latarni ustawionych w pobliżu mojego domu.
                   - Dziękuję. – Powiedziałam podchodząc do niego.
                   - Za co? – Zapytał i położył drugą dłoń na tyle moich pleców.
                   - Za dzisiejszy wieczór i tą rozmowę. Mam nadzieję, że jutro też się spotkamy.
                   - Nie musisz dziękować. – Odpowiedział i przyciągnął mnie do siebie. – Spotkamy, obiecuję.
Uśmiechnęłam się i przytuliłam do niego na pożegnanie. Jego perfumy wciąż były intensywne mimo, że staliśmy na zewnątrz. Ta cała sytuacja sprawiała, że chciałam już jak najszybciej znaleźć się w domu, pójść spać i obudzić, by móc się z nim spotkać. Miałam szansę się obudzić przy nim, bo okazało się, ze klucze do jego domu zostały w samochodzie, a nie chciał budzić rodziców.
Zaprosiłam go do siebie, nie miałam innego wyjścia. Starliśmy się zachowywać cicho, bo moi rodzice spali. W końcu po tylu godzinach zdjęłam te niewygodne buty i z ulgą poszliśmy do mojego pokoju. Przemek przyglądał mi się cały czas. Nie patrzyłam na niego, ale widziałam to w odbiciu lusterka wiszącego nad toaletką. Delikatnie zaczęłam rozpinać sukienkę. Miałam nadzieję, że na Przemku nie zrobi to wrażenia, ale jednak. Podszedł do mnie i zaczął mi pomagać. Miałam 17 lat, a zachowywałam się jakbym miała z 20. To co się działo było żałosne, ale nie potrafiłam mu się oprzeć. Bardzo delikatnie rozpiął moją sukienkę, następnie zdjął swoją koszulę, nie był nie wiadomo jak zbudowany, ale to sprawiało, że było w nim coś niesamowitego.
Po takich „podchodach” zgasiłam światło i położyłam się do łózka, Przemek razem ze mną. Nie odzywaliśmy się do siebie. Leżeliśmy w kompletnej ciszy. Cały czas chciało mi się śmiać, ale starałam się zgrywać poważną.
                   - Dobranoc. – Wyszeptał chłopak i odwrócił się w moją stronę.
                   - Kolorowych snów. – Odpowiedziałam i również odwróciłam się w jego stronę.
Przysunęłam się do Przemka, ten nie wiedzieć dlaczego, pocałował mnie w czoło i oboje ucichliśmy i zasnęłiśmy.

niedziela, 21 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ VI


Siedziałam na schodkach przed wejściem do domu Andreasa i czekałam na Żanetę. Napisała mi smsa, że ma mi coś ważnego do przekazania. Byłam w niemałym szoku, bo mówiła, że to nie są żarty. Po chwili zjawiła się, ale nie była sama. Byli z nią Vegard i Tom. Serce mi zamarło, a z twarzy znikł uśmiech który towarzyszył mi od rana po pięknej pobudce u boku Andreasa. Czułam, że to coś złego.
                   - Nic nie mów. Najpierw ja. – Wyrwała się Żaneta.
                   - Okej. – Przytaknęłam jej trochę przestraszona.
                   - No to słuchaj bardzo uważnie, bo…
                   - Bo? – Chciałam się dowiedzieć co dalej.
                   - Bo Agata i Andreas mają romans. – Powiedział otwarcie Vegard ze smutkiem w głosie.
Tak jak siedziałam, tak wstałam.  Nie wiedziałam co mam powiedzieć, więc zaczęłam się śmiać, bo cała ta sytuacja wydawała mi się cholernie niedorzeczna. Przecież Andreas wczoraj sam mnie na kolanach przepraszał i mówił, że nie wie dlaczego tak się stało. Może chodziło mu o to? Vegard patrzył wszędzie, byleby unikać mojego wzroku, Żaneta delikatnie głaskała już dość sporych rozmiarów brzuch, a Tom jak to Tom, śmiał się.
                   - Skąd .. .Skąd wiesz? – Zapytałam.
                   - Widziałem ich wczoraj. Ty chyba już spałaś, a on ją … Dotykał, przytulał, całował. – Mówił Vegard podłamanym głosem.
                   - Przestań. – Poprosiłam. – Gdzie on jest?
                   - Marcelina nie rób nic głupiego. – Prosiła Żaneta.
Uśmiechnęłam się szelmowsko, bo wszystko było mi już totalnie obojętne. Podeszłam do drzwi, przyjaciół poprosiłam by podeszli bliżej i weszłam do środka. Andreas wesoło sprzątał swój syf. Byłam tak wściekła, że aż wesoła. Podeszłam do niego, a ten próbował mnie pocałować w policzek, lecz w rytm muzyki zrobiłam unik. Jemu akurat zachciało się tańczyć, bo przyciągnął mnie do siebie. Szkoda tylko, że mi nie było, aż tak wesoło. Wyrwałam się z uścisku chłopaka i zrobiłam krok do tyłu. Andreas zakłopotany popatrzył na mnie i Vegarda, który akurat stanął obok mnie i chyba już wiedział o co chodzi.
                   - Wiesz co. Mnie możesz traktować jak szmatę, ale jak mogłeś to zrobić swojemu najlepszemu kumplowi! Jesteś zerem! Nikim! Mogłeś to zrobić z każdą, a ty debilu wybrałeś moją przyjaciółkę, a co gorsza dziewczynę swojego przyjaciela. – Wykrzyczałam z obrzydzeniem co do jego osoby.
                   - Skąd wiesz? – Zapytał z pokorą.
                   - Nie ważne skąd wiem, Ważne, że się dowiedziałam. Nie ważne od kogo, bo z pewnością sam byś mi o tym nie powiedział. Jesteś tchórzem. – Syknęłam i odwróciłam się do niego plecami.
                   - Marcelina, nie odchodź. Kocham Cię. – Wyszeptał.
Nie wiedziałam co bardziej było żałosne. On mówiący, że mnie „kocha”, czy to, że bez słowa przywaliłam mu w twarz. Chociaż nie ukrywam, to było przyjemne. Kiedy całą złość mogłam z siebie wyrzucić.
Spojrzałam mu w oczy i pewnym krokiem, bez słowa wyszłam z domu. Dopiero wtedy poczułam ulgę, choć było mi przykro. Przecież on był taki zrozpaczony jak tu przyjechałam, a tak naprawdę to cudownie zabawiał się z Agatą. Szczerze to nie miałam do niej żalu. Andreas był po prostu skończonym debilem. Wiedziałam jak on działam na kobiety, więc wiedziałam, że mu uległa, a ten to wykorzystał. Zawsze był takim cichym, nieśmiałym Norwegiem, który z czasem nabrał pewności siebie i zaczął zarywać do każdej wolnej dziewczyny. To było po prostu żenujące, ale w sumie to mogłam się spodziewać, że w końcu wyjdzie tak, a nie inaczej. Tak, że Andreas jednak będzie chciał ułożyć sobie życie inaczej, ale skoro chciał to robić, to po co był ten cały cyrk z tym jego cierpieniem?
Chciałam to wyjaśnić, więc wróciłam tam, by jeszcze raz spojrzeć mu w oczy i dowiedzieć się prawdy.
                   - Powiedz mi tylko jedno. Po cholerę było to wszystko, skoro i tak wolałeś mnie zdradzać? – Zapytałam gdy ten siedział na kanapie.
                   - Chcesz usłyszeć prawdę?
                   - Nie kurwa, kolejne kłamstwo! – Krzyknęłam.
                   - Chciałem się od Ciebie odsunąć. Zapomnieć. Myślałem, że uda mi się to z Agatą, ale dzisiaj mi powiedziała, że jednak kocha Vegarda.
                   - To ciężko Ci było dać mi spokój po tym jak naprawdę chciałam Cię zostawić, wymazać, usunąć z pamięci? Ciężko CI było?
                   - Tak było! Bo… - Zawiesił chłopak głos. – Wyjdź już.
                   - Nie wyjdę dopóki nie dowiem się prawdy. – Odpowiedziałam stanowczo i założyłam ręce na piersiach.
                   - Wtedy cię kochałem, zależało mi, ale pojawiła się Therese i jakoś on podbiła moje serce. Ją mogłem mieć na co dzień, a z Tobą to co? Na odległość?
                   - Czy ty jesteś tak głupi czy tylko udajesz? Tłumaczyłam Ci to idioto od samego początku! Że związek na odległość nie przejdzie! Wytłumacz mi teraz dlaczego zawracałeś mi dupę! Trułeś, że mnie nie wiadomo jak kochasz?! Jesteś nienormalny! Dobra idę, bo już tego nie zniosę. Siema wam. Jak ochłonę to się odezwę. – Pożegnałam się ze wszystkimi i poszłam do domu wujka.
Praktycznie tam biegłam. Nie chciałam zostać w Norwegii ani chwili dłużej. Nie chciałam już na niego patrzeć. Do budynku wpadłam wściekła jak osa. Nikt nie zatrzymywał mnie ani nic. Kiedy już znalazłam się w pokoju, za mną wszedł wujek. Patrzył na mnie z takim jakby smutkiem
                   - Twoja mama dzwoniła. Mam cię oddać, bo przyszło pismo z Twojej szkoły, że cię wyrzucają. – Powiedział spokojnie i podszedł kiedy się pakowałam.
                   - Świetnie jeszcze mi tego brakowało. -  Burknęłam i upychałam rzeczy do plecaka. – Za ile wyjeżdżamy?
                   - Ja chcesz to możemy zaraz. – Odpowiedział. – Coś się stało?
                   - Tak, chłopak dla którego przyjechałam taki kawał okazał się skończonym idiotą. – Stwierdziłam i założyłam na siebie czarną kurtkę, której pióra rozniosły się po całym pokoju.
                   - Ja nie wnikam. Jak chcesz to chodź. – Powiedział i otworzył mi drzwi.
Wyszłam jako pierwsza i poszłam do salonu pożegnać się z ciocią. Była w szoku, że już muszę jechać, ale kiedy mniej więcej wyjaśniłam jej o co chodzi, pozwoliła mi jechać.
Na zewnątrz czekała na mnie Żaneta , Tom i Agata. Vegarda nie było. Być może nie chciał tu być. Wujek zauważył że chcę się pożegnać, dlatego odpalił papierosa i stanął przy samochodzie. Żaneta i Tom pożegnali się jako pierwsi. I odeszli. Zostałam sama z Agatą. Dziewczyna płakała, nie wiedziałam dlaczego. Zrobiło mi się jakoś smutno więc przytuliłam ją.
                   - Przepraszam Cię. Za wszystko. Nie chciałam wam niczego zepsuć. – Szlochała dziewczyna.
                   - Niczego nie zepsułaś. To nie Twoja wina. – Pocieszałam ją. – Dzięki Tobie zobaczyłam, że Andreas jest skończonym durniem i za to Ci dziękuję. – Dokończyłam i przytuliłam ją jeszcze mocniej.
                   - Jesteś cudowna. – Wyszeptała. – Wybaczyłaś mi to, że zepsułam Ci tak wspa…
                   - Nie kończ. – Poprosiłam. – To nie było nic wspaniałego.
                   - Ale mimo to …
                   - Przestań no! I nie płacz, bo nic złego nie zrobiłaś. – Powiedziałam stanowczo. – Jesteś moją cudowną przyjaciółką, więc nic tego nie zepsuje. A teraz biegnij do Vegarda. On Ci wybaczy, bo już z nim rozmawiałam. – Powiedziałam i po raz ostatni ją przytuliłam.
                   - Kocham Cię i jeszcze raz przepraszam.
                   - Zamknij się  i idź sobie bo się rozpłaczę. – Pogoniłam ją i poszłam do samochodu.
Wujka wyraźnie rozbawiła ta sytuacja. Popatrzyłam na niego z lekką pogardą i wsiadłam do auta, w którym już było cieplutko. Znów się zapowiadała długa podróż.

************************************************************

Tak, ten rozdział wyszedł mi beznadziejnie i jest dość krótszy niż pozostałe, ale muszę mieć powód do tego by zmienić nieco kierunek pisania. Przeczuwam, że dalsze rozdziały wam sie nie spodobają, ale cóż, enjoy :D
                   

sobota, 20 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ V


                   - Marcelina, wstawaj. – Słyszałam ciche szepty nad uchem.
                   - Jeszcze 5 minut. – Burknęłam i odwróciłam się w drugą stronę.
                   - Twój telefon dzwoni.
                   - Jezu. – Syknęłam niezadowolona i wzięłam telefon od Maćka. – Tak?
                   - Marcelina ja nie wiem jak to zrobisz ale potrzebuję pomocy. – Usłyszałam po drugiej stronie przerażonego Vregarda.
                   - Vegard co się dzieje?
                   - Stjerna dostał jakiegoś szału, zdemolował praktycznie cały dom. Wpadłem teraz do niego, żeby zobaczyć co u niego i teraz siedzi w kuchni przy stole i wyje. Proszę pogadaj z nim. On jest już w coraz gorszej formie. Marcelina, proszę Cię. Jeśli nie chcesz robić tego dla niego, zrób to dla mnie. – Mówił kumpel.
                   - Ale co ja mogę zrobić? – Zapytałam podchodząc do okna.
                   - Nie wiem. Zadzwoń do niego, cokolwiek.
                   - Vegard, zrozum, że nie mogę.
                   - Możesz, tylko nie chcesz.
                   - To nie tak.
                   - A niby jak?
                   - Jeśli Ci się uda, wejdź na jego fejsa i przeczytaj co mu napisałam. Nie chce mi się tego dwa razy przerabiać.
                   - Czytałem to. Tylko o to chodzi? O to że on jest tu, a ty tam? Czy ty nie widzisz, że on dla Ciebie jest w stanie zrobić wszystko? Nawet się przeprowadzić do Polski, byleby być z Tobą. Czy ty naprawdę jesteś ślepa na to jak bardzo on Cię kocha i potrzebuje?
                   - Agata do Ciebie dzwoniła?
                   - Nie zmieniaj tematu.
                   - Nie zmieniam, po prostu tak gadasz, jakby to ona napisała Ci scenariusz jakiś.
                   - Przestań! Mówię Ci jak jest. – Syknął.
                   - Dobra, to czego ty ode mnie wymagasz?
                   - Żebyś do niego zadzwoniła, albo chociaż przez Skype. Nie wiem, cokolwiek.
                   - Co mi niby mam powiedzieć? „No kochanie, wszystko jest ok, bardzo Cię kocham, przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy byli razem. Nie ważne, że dzieli nas około 2000 kilometrów”. To mam mu powiedzieć? I zrobić i jemu nadzieję i sobie przy okazji też? Nie, dzięki.
                   - Myślisz tylko o sobie z Tego co widzę.
                   - Nie, ale wiem, że skoro powiem mu coś takiego to w stu procentach zrobi sobie nadzieję, że znowu będziemy razem i rozczaruje się. Nie chcę, żeby znowu cierpiał, bo wiem, że i tak go już skrzywdziłam…
                   - Marcelina przestań! Nie karzę Ci się z nim od razu schodzić, ale nie wiem chociaż zaproponuj przyjaźń.
                   - Przyjaźń? Czy do Ciebie nie dociera to, że ja nie dam rady się z nim tylko przyjaźnić, bo to będzie wracało? W ogóle dlaczego ty się w to wpieprzasz!?
                   - Bo Andreas to mój kumpel. – Krzyknął do słuchawki. – Szczerze to ty na niego nie zasługiwałaś. Od początku wiedziałem, że tak będzie. Rozkochasz go i zostawisz jak zabawkę.
Bez słowa rozłączyłam się i zaczęłam cicho płakać. Vegard chciał dobrze, rozumiałam to, ale nie powinien mówić, że ja nie zasługiwałam na Andreasa. Oni nie wiedzą co się dzieje ze mną. Ja też miałam uczucia.
                   - Wszystko w porządku? – Zapytał cicho Maciek.
                   - Nie, nie jest w porządku. – Odpowiedziałam i przytuliłam się do niego.                         - Mogę Ci jakoś pomóc?
                   - Pomóż mi przekonać rodziców, żebym pojechała do Norwegii i mogła porozmawiać z Andreasem twarzą w twarz. – Poprosiłam cicho.
                   - Zrobię co tylko będzie w mojej mocy.
                   - Dziękuję.
Przytuliłam go i poszłam do salonu. Rodzice tam siedzieli, ale byłam w szoku, bo był tam wujek Krzysiek z żoną Marianną i kuzynem Fredrikiem. „ Norwegia! O Boże muszę z nimi pogadać” krzyknęłam w myślach i poszłam się z nimi przywitać. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu mogłam pogadać z moją ciocią i kuzynem, którzy porozumiewali się tylko po Norwesku. Rodzice nic nie wiedzieli o moich umiejętnościach.
                        - Nie wierzę. – Ucieszyłam się i podeszłam do wujka.
                        - Dobrze Cię znowu widzieć. – Odpowiedział i przytulił mnie na powitanie.
Uśmiechnęłam się, otarłam policzki i podeszłam do cioci. Wiedziałam, że rozdzice jak i wujek przeżyją lekki szok.
                        - Cześć ciociu. Dawno was u nas nie było. – Popisałam się moją znajomością Norweskiego.
                        - Ty mówisz po Norwesku? – Zapytał mile zaskoczony wujek.
                        - No tak się jakoś złożyło.
                        - Nareszcie będziemy mogły porozmawiać. – Odparłam wesoło ciocia.
                        - Bardzo się cieszę. – Odpowiedziałam i podeszłam do Fredrika. – No cześć.
                        - Cześć. – Odpowiedział uśmiechnięty. – No to kuzyneczko możemy sobie pogadać. W ogóle dlaczego wcześniej nie przyznałaś się, że znasz Norweski?
                        - Bo znam go dopiero od 8 może 9 miesięcy.
                        - Chyba sobie żartujesz.
                        - Nie. – Odpowiedziałam dumnie.
                        - Jestem z Ciebie dumny. – Wtrącił wujek.
Popatrzyłam na niego, ciocię, Maćka i rodziców. Tak, miny mamy i taty były cudownym widokiem. Ten szok, to zaskoczenie były cudowne.
Kiedy rodzina siedziała w salonie, ja poszłam się ogarnąć do pokoju. Maciek patrzył na mnie takim dziwnym wzrokiem, ale pomyślałam, że to wszystko przez to, że zaskoczyłam wszystkich wokół, ale przecież słyszał moją rozmowę z Vegardem, właśnie w ty języku.
                   - Idziesz ze mną? – Zapytałam i stanęłam przed nim.
                   - Ja już muszę jechać. Niedługo mecz ligowy mam. – Odpowiedział jakoś niespecjalnie zadowolony.
                   - No weź jeszcze zostań. – Prosiłam go .
                   - Naprawdę nie mogę. – Odpowiedział i wstał trochę niepewnie.
                   - To wszystko przez to, że moja rodzina przyjechała, a ja chcę pojechać do Norwegii, tak?
                   - Marelajn, skończ pieprzyć głupotki ok? – Odparł z uśmiechem i cmoknął mnie w policzek.
                   - No dobrze. – Odpowiedziałam i przytuliłam się do niego mocno. – Ale obiecaj, że się jeszcze odezwiesz.
                   - Obiecuję. – Wyszeptał mi do ucha i znów pocałował, tylko, że tym razem bez skrępowania w usta.
Popatrzyłam na niego speszona, a on puścił mnie i wyszedł z domu. Zostawił mnie samą, tak nagle. Wzruszyłam ramionami i poszłam do rodziny.  Oczywiście wujek z nimi rozmawiał, Fredrik zajęty był telefonem, a ciocia krótko mówiąc nie ogarniała tego co się dzieje, więc usiadłam obok niej i pierwsza ona jako pierwsza rozpoczęła rozmowę.
                   - Gdzie tak świetnie nauczyłaś się norweskiego?
                   - Sytuacja mnie zmusiła. Dosyć długo byłam w związku z Norwegiem, plus jeszcze bardzo dużo czasu spędzałam z jego kumplami i tak wyszło. – Odpowiedziałam i spuściłam wzrok.
                   - Byłaś?                      
                   - Tak, niestety byłam.
                   - Możesz mi powiedzieć o co chodzi, jeśli chcesz oczywiście. – Zaproponowała ciocia.
Odetchnęłam głęboko i powiedziałam jaka jest sytuacja między mną, a Andreasem. Ciocia bardzo uważnie przysłuchiwała się mojej opowieści. Ciekawiło mnie jednak to, co powie na koniec. Uśmiechnęła się tylko delikatnie i zabrała na zewnątrz. To co mi powiedziała, rozbudziło we mnie drobną iskierkę nadziei.
                   - Jeśli chcesz to możesz z nami pojechać do Trondheim. Ja nie mam nic przeciwko, bo jeśli to ma coś zmienić, to ja Ci chętnie pomogę. – Powiedziała ciocia.
                   - Ale rodzice.
                   - Rodzicami się nie przejmuj, razem z Kristoferem go przekonamy. Nie smuć się, tylko biegnij pakować rzeczy. Powiem Fredrikowi, żeby Ci pomógł. – Powiedziała kobieta i delikatnie poklepała mnie po plecach.
                   - Dziękuję! Tak bardzo Ci dziękuję! –Krzyknęłam i rzuciłam jej się na szyję.
Weszłyśmy do domu, ja pobiegłam do pokoju, ciocia poszła do reszty, a po chwili w moim pokoju zjawił się Fredrik.
                   - Pomóc Ci? – Zapytał obserwując jak biegam po pokoju zbierając najpotrzebniejsze rzeczy do różowego plecaka.
                   - Nie, nie trzeba. – Odpowiedziałam i pełna radości i entuzjazmu napisałam smsa do Żanety czy jest jeszcze w Norwegii, bo z tego co wiem, to miała razem z Tomem być w Trondheim, bo chyba Vegard organizował jakąś imprezę, czy coś.
                   - Jedziesz z nami?             
                   - Jeśli się uda, to tak.
                   - A po co?
                   - Długa historia.
                   - Mamy czas. – Nalegał kuzyn poprawiając brązowe włosy.
                   - Wiesz kto to Andreas Stjernen? Nie, więc co Ci to da. – Odpowiedziałam. – „Ale on jest podobny do Schlierenzauera”. Dodałam w myślach.
                   - Stjerna? To nasz sąsiad. – Odpowiedział tak, jakby to było nie wiadomo jak oczywiste.
Z wrażenia aż usiadłam na łóżku i nie wiedziała co mam powiedzieć. Serce zabiło mi jak powalone, patrzyłam na Fredrika i nie wiedziałam co mam powiedzieć. Z tego transu, zakłopotania wyrwali mnie rodzice.
                   - Tylko raz wujek zadzwoni, że się nie słuchasz albo coś to masz przejebane. – Powiedziała mama i pocałowała mnie w czoło.
                   - Czyli mogę jechać?
                   - Gdybyś na samym początku powiedziała o co chodzi, to osobiście kupilibyśmy Ci bilet do Norwegii. – Powiedział tato i przytulił mnie. – Będzie dobrze córeczko.
Popatrzyłam na nich wszystkich i zaczęłam płakać ze szczęścia. Dostałam szansę na spotkanie z Andreasem, twarzą w twarz. Sam na sam. Byłam ciekawa co się wydarzy. Jak to wszystko się potoczy. Ze łzami pożegnałam się z rodzicami i razem z Norweską rodziną wsiadłam do samochodu. Było w nim bardzo ciepło i pachniało moją ulubioną wanilią. Siedziałam z ciocią na tyle i doszłam do wniosku, że zadzwonię do Żanety i powiem jej, że będę w Norwegii.
                   - Jak to w Norwegii? – Zapytała zaskoczona.
                   - Długa historia. – Zbyłam ją szybko. – Jesteś z Tomem w Trondheim?
                   - No tak, jesteśmy u Vegarda. Jest u niego dziewczyna. Polka i z tego co wiem, to Cię zna.
                   - Agata tam jest?! – Zapytałam zszokowana.
                   - No tak ma na imię.
                   - Zabiję ją. – Burknęłam niezadowolona faktem, że dowiaduję się wszystkiego na końcu. – Mniejsza o to.
                   - A mam do Ciebie pytanie. Spotkamy się jak uregulujesz sprawy z Andreasem?
                   - Jasne! A coś się stało?
                   - Trochę tak. Jest problem i to dość spory.
                   - Zaczynam się trochę bać.
                   - Spokojnie, chyba nie jest aż tak źle. – Uspakajała mnie Żaneta. - Muszę kończyć, bo Tom coś chce. Jak coś to do zobaczenia
Włożyłam telefon i obojętnie patrzyła na kropelki deszczu które delikatnie obijały się o szybę. W głowie układałam scenariusz naszego spotkania. Czy może rzucę się Andreasowi na szyję i zacznę przepraszać, czy może po prostu ucieknę, bo nie będę wiedziała co mam powiedzieć. To drugie wydawało się być bardziej prawdopodobne.

Było już ciemno, był dość późny wieczór. Stałam przed drzwiami do domu Andreasa. Światło było zapalone . Oddychałam ciężko i szybko. Nogi trzęsły mi się bardziej niż przy naszym pierwszym spotkaniu. Cały mój scenariusz, plan działania poszedł na marne. Zjadły mnie nerwy i zaczęły mi płynąć łzy. „Co ty kretynko robisz?! Pojebało Cię?! Przestań ryczeć ty zjebie i weź się w garść!” krzyczałam na samą siebie, bo nie chciałam, żeby Andreas odebrał moje łzy jako wzięcie go na litość. Tak nie było.
Stałam przed drzwiami, zza nich dobiegała piosenka The Killers – „Here with Me”. To sprawiało, że było mi jeszcze ciężej tam wejść, ale nie było już odwrotu. Zapukałam, a po moich policzkach popłynęły jeszcze większe łzy Czekałam, aż Andreas stanie przede mną. Nagle drzwi się otworzyły, a przede mną stał on. Zapłakany, wykończony, zmęczony psychicznie. Nie spodziewałam się, że z nim jest aż tak źle. Patrzyłam w oczy, w których nagle pojawiła się malutka iskierka, a jego błękitne spojrzenie zaczęło błyszczeć od łez.
                   - Mar…
                   - Nic nie mów. – Przerwałam mu i cholernie mocno przytuliłam się do jego szyi.
Było jak w bajce. Znów byłam z nim. Z tym samym Andreasem, który wyznał mi miłość na basenach, z tym samym, który każdego dnia wywoływał u mnie uśmiech słowami „Ślicznie dziś wyglądasz”. To był ten sam chłopak, który stawał w mojej obronie, kiedy dosyć często kłóciłam się z chłopakami. To uczucie, kiedy na szyi czułam jego łzy i oddech było po prostu nie do opisania. Dopiero w tamtej chwili zrozumiałam, jak wiele Andreas dla mnie znaczy. Jak bardzo krzywdziłam go tamtymi słowami.
Stojąc tam wciąż wtuleni w siebie, Andreas nagle zaczął się cofać, lecz mnie nie puścił, tylko wszedł do środka i zamknął drzwi. W tamtej chwili dopiero mogłam zobaczyć, że Vegard wcale nie przesadzał, że Andreas zdemolował cały dom. Rozwalony drewniany stół, wszędzie mnóstwo butelek, o dziwo po alkoholu choć Andreas z reguły nie pił. Nawet jego laptop i aparat były w opłakanym stanie. Totalne pobojowisko.
Puściłam chłopaka, a ten momentalnie złapał mnie za dłoń. Klęknął przede mną, nie ukrywał łez płynących po jego zarośniętym policzku. Widziałam, że jakoś ta cała sytuacja wywołała u niego ulgę. Z resztą ze mną było tak samo.
                   - Marcelina przepraszam. – Zawiesił głos. – Za wszystko.
                   - Andreas, za co Ty mnie do cholery przepraszasz? To ja o mało co nie zniszczyłam Ci życia. To ja powinnam tu klęczeć i na kolanach błagać, żebyś mi wybaczył. – Powiedziałam i rozpłakałam się.
                   - Nie przepraszaj. – Odparł. – Tak bardzo za Tobą tęsknię. – Szeptał cicho nie ocierając przy tym łez, które spływały mu po policzku. – Nie daję sobie bez Ciebie rady. Nie zostawiaj mnie.
                   - Andreas, będzie dobrze. Wiem, że za nic masz moje obietnice, ale ty razem obiecuję, że Cię nie zostawię. – Obiecałam mu, mimo, że wiedziałam, że będzie mi ciężko dotrzymać słowa, ale czułam, że między nami będzie już dobrze.
Chłopak delikatnym ruchem wstał, złapał ciepłymi dłońmi Twoją twarz i pocałował. Tak jak za pierwszym razem. Płakałam cały czas. Już nie ukrywałam łez, on też nie. Ta cała sytuacja pokazała nam jak wiele dla siebie znaczymy. Ja zrozumiałam, że mimo tego wszystkiego Andreas nigdy nie był, nie jest i nie będzie mi obojętny. Andreas to facet na którego tyle czekałam. Ta rozłąka najlepiej mi to pokazała.

piątek, 19 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ IV


Obudziłam się w środku nocy. Zalana łzami, cała się trzęsłam. Andreas po raz kolejny dał o sobie znać we śnie.  W sumie to pojawiał się on w nich regularnie od czasu naszego rozstania. Ocierałam mokre od łez policzki. Próbowałam choć trochę odetchnąć.
Rodzice już spali, w sumie jak każde normalne osoby, lecz ja założyłam słuchawki i otworzyłam okno. Ciągle padał deszcz. Było przyjemne, świeże powietrze, a kropelki uderzające o moją twarz przynosiły ukojenie. Myślałam o tym, co napisał mi Andreas. Czytałam tego smsa kilka razy, w końcu usiadłam do komputera. Facebook był prawie pusty, prócz osób ciągle zalogowanych. Tak jak na przykład zawsze był Andreas, Żaneta, Agata albo Vegard. Włączyłam okienko rozmowy i zastanawiałam się co mam napisać Andreasowi. Wiedziałam tylko jedno, że wyjaśnienia mu się należą. Wiedziałam, że na tej jednej wiadomości się to nie skończy, ale miałam cichą nadzieję, że tak będzie.
„ Cześć. Wiem, że nie powinnam do Ciebie pisać, ale muszę Ci wszystko wyjaśnić. W sensie to, że tak to zakończyłam. Nie będę owijała w bawełnę, musiałam Cię zostawić, bo nie wyobrażałam sobie tego, żebyś ty był w Norwegii, a ja w Polsce. Nie dałabym sobie rady w związku na odległość. Wiem, że to było samolubne, ale wg mnie było najlepszym rozwiązaniem powiedzieć Ci w oczy, że to koniec. Uwierz, że to nie było dla mnie łatwe. Wiązałam z Tobą ogromne plany, ale wiedziałam, że ta sielanka się kiedyś skończy. To mnie bolało … Ten powrót do rzeczywistości w której Cię nie ma… A jeszcze jak mi napisałeś, że ja niby Cię nie kocham to serce o mało co mi nie pękło. :c Andreas mam do Ciebie prośbę… Choćby nie wiadomo ja Cię to bolał, to po prostu do mnie nie dzwoń, nie pisz … Nie kontaktuj się ze mną. Nie chcę tego wykorzystywać, ale jeśli mnie kochasz, pozwól mi odejść… Żyć własnym życiem i ty też zacznij sobie wszystko jakoś układać … Boże nie wierzę, że to piszę! :c To tak bardzo boli :c Może kiedyś znowu się spotkamy … I będzie jak dawniej, ale teraz musimy dać sobie spokój. Szczęścia w dalszym życiu <3”.
Dokończyłam ze łzami w oczach. Nie wierzyłam, że to się kiedyś stanie, nie mogłam pogodzić się z faktem, że będę musiała zostawić mojego najwspanialszego mężczyznę. Niestety powrót do szarej rzeczywistości, po tak pięknych chwilach był najgorszy. Ślepo gapiłam się w ekran, aż zobaczyłam, że wiadomość została wyświetlona. Wpadłam w panikę, bo myślałam, że Andreasa nie ma. W odpowiedzi stać go było tylko na „wejdź na Skype” po tym już wiedziała, że będzie płacz i zgrzytanie zębów. Odetchnęłam głęboko i spełniłam jego prośbę.
Nagle na ekranie pojawił się Andreas. Siedział niewzruszony. Nie odzywał się, co było nawet zrozumiałe, bo chyba sam do końca nie wiedział o czym chce ze mną rozmawiać.
                   - Kocham Cię. – Usłyszałam po chwili. – Zrozumiesz to w końcu? Zrozumiesz, że nie daję sobie bez Ciebie rady? Że ja nie chcę się budzić ze świadomością, że nie zobaczę Twojego uśmiechu i nie słyszę głosu mówiącego „dzień dobry śpiochu”. Tobie naprawdę chodzi tylko o tą odległość? Jeśli tak to przeprowadzę się do Polski, żeby być bliżej Ciebie. Nawet zamieszkam przed Twoim domem. Marcelina proszę, nie przekreślajmy tego przez taki szczegół. – Tłumaczył chłopak.
                   - Andreas przestań! Nie mogę już tego słuchać! Ty nie wiesz o czym mówisz! Nie chcesz tu być! Ja też Ciebie tu nie chcę! Nie chcę Cię już widzieć! Chcę to skończyć. Proszę daj mi spokój! – Wykrzyczałam łamiącym się głosem i wyłączyłam kamerkę.
To było najgorsze. To, że powiedziałam mu tyle bolesnych słów na raz. Wiedziałam, że go to zabolało, bo sama nie chciałabym tego usłyszeć, ale inaczej nie potrafiłam. Inaczej nie udałoby mi się go ubłagać, żeby zaczął żyć beze mnie. Chciałam, żeby układał sobie życie beze mnie, bo nie rozpaczał po mnie. Tak bardzo chciałam się wtedy do kogoś przytulić, ale nie mogłam. Napisałam jedynie do Agaty sms o tym co zrobiłam i położyłam się w ciemności. Może nie takiej totalnej, bo słońce już powoli wschodziło. Wiedziałam, że rodzice nie będą zachwyceni jeśli nie pójdę do szkoły, ale nie miałam siły. Z resztą po co? Po to żeby udawać, że jest okej, i żeby moje „przyjaciółki” wtykały nosy w moje życie? Nie, dziękuję. Miałam nadzieję, że rodzice mnie zrozumieją, ale jak zawsze było inaczej.
                   - Wyjebią Cię w końcu z tej szkoły! – Darła się jak zwykle mama.
                   - Ale czy ty nie rozumiesz, że jest mi ciężko?
                   - Gówno mnie to interesuje! Nic w tym dom…
                   - Iwona przestań! – Zareagował w końcu ojciec, który nie odzywał się od początku kłótni. – Daj jej spokój! Nie widzisz, że źle z nią? Że ma okropny dzień? Czy ty nie masz serca!? – Wydarł się ojciec kucając przede mną. – Idź do pokoju, połóż się i nie płacz. Cokolwiek się stało, jest dobrze. – Powiedział i przytulił mnie.
Ojciec rzadko reagował na moje smutki, ale kiedy było mi naprawdę źle, to zawsze starał się podnieść mnie na duchu. Robił to częściej niż mama.
Według jego polecenia poszłam do pokoju. Siedziałam na łóżku i słyszałam jak się kłócą. Tradycyjnie o mnie. Ciężko mi było się skupić o czym dokładnie mówili, ale kiedy wychodziłam z pokoju, by wziąć kąpiel, matki wzrok był zabójczo niebezpieczny. Tato kiedy zobaczył moją minę, po prostu mnie przytulił, przekazał co miał do przekazania i obydwoje wyszli z domu do pracy. Miałam cały dom dla siebie, ale pierwszą rzeczą była długa i odprężająca kąpiel. Wzięłam z pokoju rzeczy do demakijażu, z komody leginsy, szarą bluzkę i ciepłą bluzę która należała Wellingera. „Pożyczył” mi ją kiedyś, jak oglądaliśmy filmy, a było mi zimno. „Szkoda, że już jej nie odzyska”. W łazience było już ciepło, bo para z wody, którą wcześniej puściłam już zdążyła nagrzać pomieszczenie.
Zaczęłam powoli się rozbierać. Zauważyłam, że schudłam. Większość ciuchów już na mnie wisiała, biust, którym zawsze mogłam się pochwalić jakoś zmalał. Pomyślałam, że to pewnie przez stres. W tle leciała ulubiona piosenka Lany Del Rey – „Summertime Sadness”, a ja stojąc przed lustrem przywoływałam do siebie Andreasa. To jak mnie dotykał, całował, powtarzał, że jestem idealna. Miałam nadzieję, że znów znajdę takiego chłopaka, chociaż Andreas był niezastąpiony.
Weszłam delikatnie do wody, ciepło otulało moje ciało.  Miałam nadzieję, że taka kąpiel będzie tym czego potrzebuję. Rozmyślałam o tym co robi Andreas, ale nagle zadzwonił mój telefon. Nie znałam tego numeru.
                   - Tak? – Zapytałam spokojnie.
                   - No cześć pysiaku. – Usłyszałam w słuchawce. Od razu wiedziałam kto to.
                   - Maciek, jeszcze raz tak do mnie powiesz, a ci łeb ukręcę.
                   - Też Cię kocham – Odpowiedział spontanicznie. – Co tam słychać? Jesteś w domu?
                   - Tak a co?
                   - Tak o pytam. Może do Ciebie wpadnę.
                   - Po co? – Zapytałam zaskoczona, ale dosyć miło.
                   - A tak o. Dawno się nie widzieliśmy.
                   - W sumie masz rację. – Potwierdziłam. – Jak chcesz to wpadnij, rodziców nie ma.
                   - Robi się ciekawie. – Zaczął się śmiać. – No to ja wpadnę za jakieś pół godziny.
                   - No dobrze. Czekam.
                   -Dobrze pysiaku. – Zażartował po raz ostatni i rozłączył się.
Pierwszy raz od dłuższego czasu się uśmiechnęłam. Maciek był wyjątkową osobą w moim życiu.
Kiedy mieszkałam we Wrocławiu, mieszkaliśmy praktycznie obok siebie. Byliśmy świetnymi przyjaciółmi, nasi rodzice również się znali. Maciek znał mnie lepiej niż ktokolwiek. On nawet wiedział kiedy mam mieć okres. Nie widzieliśmy się 3 lata. Czasami o nim myślałam, ale po czasie kontakt nam się urwał. Byłam bardzo miło zaskoczona kiedy zadzwonił. Byłam bardzo ciekawa czy mnie rozpozna. On mnie pamięta jako długowłosą, cichą dziewczynkę.
Szybko wyszłam z wanny, zmyłam resztki makijażu i zastąpiłam je nowym, związałam krótkie włosy w kucyk i oczekiwałam na przyjazd Maćka. Wiedział gdzie mieszkam, co było dla mnie dziwne, bo nie podawałam mu adresu ani nic. Po Maćku mogłam spodziewać się absolutnie wszystkiego. Poszłam ogarnąć trochę w pokoju, bo wiele ni brakowały do tego, by zalęgły się tam jakieś malutkie żyjątka. Wywietrzyłam, pozamiatałam, pościeliłam łóżko i siedząc w salonie, przy włączonym telewizorze oczekiwałam na przyjazd przyjaciela z dawnych lat. Może takie spotkanie pozwoliłoby mi odpocząć od wydarzeń ostatnich dni.
Kiedy zobaczyłam wjeżdżający na podwórku samochód, na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Czułam, ze to on i miałam rację. Nim Maciek zdążył zadzwonić dzwonnikiem do drzwi ja je otworzyłam. Przede mną stał Maciek, takiego jakiego zapamiętałam. Uśmiechnięty od ucha do ucha, te błękitnie oczy, przenikliwe spojrzenie i głos. Tak, to był ten sam Maciek. Chłopak patrzył na mnie tak jakby trochę zaskoczony tym, kogo zobaczył. Wiedziałam, ze tak będzie. Uśmiechałam się i czekałam na jego reakcję.
                   - Ja chyba… Boże, Marcelina to ty? – Zapytał łapiąc się na głowę.
                   - Też bardzo się cieszę, że Cię widzę. Wejdź. – Zaprosiłam go i weszłam do salonu zaraz za nim.
                   - Ale się zmieniłaś. Wyrosłaś i w ogóle. – Wyznał i usiadł na jasnej kanapie. – Ślicznie wyglądasz.
                   - Dziękuję. – Odpowiedziałam zawstydzona. – Czego się napijesz?
                   - W sumie to niczego. – Odpowiedział i poklepał dłonią kanapę. – Chodź tu, siadaj i opowiadaj co u Ciebie słychać.
                   - U mnie? Wszystko po staremu. Raz lepiej, a raz gorzej. – Odpowiedziałam i spełniłam jego prośbę. – Ty lepiej opowiadaj co u Ciebie.
                   - Pysiaku nie zmieniaj tematu. Widzę, że coś jest nie tak. Ja już przez telefon wiedziałem, że coś się stało.
                   - Mam Ci powiedzieć co się stało?
                   - Tak.
                   - To, ze pójdę siedzieć za morderstwo jak jeszcze raz powiesz do mnie Pysiak. – Odpowiedziałam i klepnęłam go w udo.
                   - Auć. Przepraszam. – Jęknął. – Spokojnie będę Ci przynosił pierogi do pierdla.
                   - Dzięki. Wiedziałam, że mogę na Ciebie liczyć.
                   - Ale jak chcesz to mam dla Ciebie lepszą ksywę!
                   - Mam się zacząć bać?
                   - Nie, Marelajn. – Powiedział i uśmiechnął się, zakrywając przy tym uda.
                   - Jak?
                   - Marelajn.
                   - Dlaczego tak?
                   - Bo kiedyś jak z Gregiem o Tobie rozmawiałem, to on tak sobie Twoje imię zmienił i mi się to spodobało, dlatego jesteś Marelajn.
                   - Okej. – Zaczęłam się śmiać, ale szczerze mówiąc spodobała mi się taka ksywa.
                   - No, a teraz mów co naprawdę się stało.
                   - Nie chcesz chyba słuchać moich smutków i żali.
                   - Gdybym nie chciał, to bym nie pytał, proste. – Powiedział i mnie objął przyjacielsko.
Popatrzyłam na niego i zaczęłam opowiadać wszystko od początku. Od poznania Żanety, wyjazdu na Letnie Grand Prix, poznania skoczków, po zakończenie związku z Andreasem. Mówienie o tym ostatnim przychodziło mi z największym trudem, ale miałam do swojej dyspozycji Maćka. Tak jak za dawnych lat wysłuchał mnie, pocieszał, mówił, że będzie dobrze i szczerze mówiąc rozmowa z nim przyniosła mi ulgę. Zastanawiałam się po co nakładałam nowy makijaż, skoro i tak znów mi się rozpłynął pod wpływem łez. Było mi tak dobrze w ramionach starego przyjaciela. Czułam, że nasza znajomość znowu się odnowi. Ba! Nawet w to wierzyłam.
Resztę dnia spędziłam właśnie z nim na spacerowaniu i wspominaniu. Niby to wszystko działo się 3 lata temu, ale jak dla mnie to było dosyć dawno. Maciek opowiadał mi jak ciężko mu było pogodzić się z moim wyjazdem, ale na szczęście nie było z nim tak jak z Andreasem. Wyjaśnił mi też, dlaczego nie pisał, nie dzwonił. Zajął się na poważnie karierą żużlową. To była nasza wspólna pasja. Zawsze, kiedy tylko mogłam, wspierałam go. Maciek nie raz namawiał mnie, żebym spróbowała swoich sił, ale ja się bałam. Tak samo jak bałam się wysokości na skoczni, to tak samo bałam się tej prędkości na motocyklu.
Mijały nam godziny. Cudowne godziny. Mama i tato byli zachwyceni kiedy zobaczyli u nas Maćka. Słyszałam nawet jak prosili go, by ze mną porozmawiał i powiedział co się stało. Trochę za późno zareagowali. Po wspólnie zjedzonej kolacji Maciek został u nas na noc. Moja mama nie chciała, żebyśmy razem spali, ale kiedy razem z ojcem się położyli, Maciek zawitał w moim pokoju. Leżałam przy nim kiedy już spał i myślałam o Andreasie. Czy on też z kimś teraz jest? Czy płacze? Czy się uśmiecha? Miałam nadzieję, że robił to ostatnie, bo jego uśmiech pojawiał się za każdym razem kiedy zamykałam oczy. Z nadzieją na lepsze jutro zasnęłam u boku Maćka, przyjaciela z dawnych lat.