Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział XIX

Ledwo dotarłam do domu, a już czułam, że będą kłopoty. Otworzyłam delikatnie drzwi do domu. Matka z Wojciechem siedzieli przy stole i co trochę podnosili głosy. „Dlaczego ja nie mogę mieć normalnej rodziny?”
                        - Wróciłam. – Powiadomiłam ich, zamykając za sobą drzwi.
                   - O, Marcelina. Jak dobrze, że wróciłaś. Pozwól na chwilę. – Zawołał Wojciech.
                   - Za chwilę przyjdę, tylko zaniosę walizkę.
Wojciech przytaknął, a ja poszłam do swojej sypialni, w której był porządek. Jak nigdy było tak posprzątane, zapewne Wojtek tu posprzątał, bo matka nigdy w życiu by tego nie zrobiła.
Postawiłam walizkę obok łózka, zdjęłam szarą, bluzę i usiadłam na łóżku. Oddychałam głęboko, bo wszystkiego mogłam się spodziewać po tej rozmowie. Przechyliłam się do tyłu i moją uwagę przykuła karteczka na poduszce. „Zajrzyj pod poduszkę J. To nie było mamy pismo, więc wiedziałam że to od Wojtka. Uśmiechnęłam się i wykonałam polecenie. Było tam małe pudełeczko, a w nim śliczna bransoletka. Srebrna, cienka bransoletka z przywieszką w kształcie kota. Uśmiechnęłam się ucieszona z prezentu i od razu ją założyłam. Bardzo mi się podobała. Chciałam mu podziękować, więc zostawiłam telefon i poszłam do salonu.
                   - Dziękuję, piękny prezent. – Powiedziałam zwracając się do mężczyzny.
                   - Ale to nie ode mnie. – Zaprzeczył.
                   - Jak nie od Pana? To od kogo?
Wojtek popatrzył na mnie i odwrócił wzrok na mamę. Nie mogłam uwierzyć, że moja matka nagle sobie o mnie przypomniała. Popatrzyłam na nią, opuściłam wzrok i jednym ruchem zerwałam ją z nadgarstka.
                        - Co, przypomniałaś sobie  o mnie? Gdzie byłaś, kiedy najbardziej Cię potrzebowałam? Kiedy tata umarł? Wolałaś się zająć sobą, zamiast mną. Teraz to co najwyżej możesz mnie w dupę pocałować. Myślisz, że tym wszystko naprawisz? Jesteś żałosna! – Wyrzuciłam to wściekle z siebie i rzuciłam w nią prezentem.
Odwróciłam się i poszłam do pokoju. Myślałam, że mnie poniesie. Matka okazała się tak fałszywa, że to aż nie mieściło się w głowie.
Zamknęłam drzwi na klucz, wzięłam telefon i zadzwoniłam do Ady. Potrzebowałam z kimś pogadać, więc miałam nadzieję, że ona mnie wsłucha.
                   - Tak?
                   - Cześć Ada, możemy pogadać?
                        - Jasne co się stało?
                        - Chciałam Cię przeprosić za wczoraj. – Powiedziałam ze skruchą i usiadłam na parapecie.
                        - Spoko, nic się nie stało. W ogóle powiem Ci szczerze, że dobrze zrobiłaś tak mnie opieprzając. Rzeczywiście to będzie trochę za szybko.
                        - To dobrze, że do czegoś się przydałam.
                        - Ale Daras się na mnie wkurzył za to.
                        - A niech spada. – Zaśmiałam się.
                        - A co u Ciebie? Słyszałam, że wygraliście?
                        - Tak, chociaż było ciężko.
                        - Przemek był?
Zawiesiłam głos, serce zaczęło szybciej bić, a do oczu napłynęły mi łzy, gdy tylko przypomniałam sobie akcję dnia wczorajszego.
                        - Tak, był. Troy o mało go nie zabił.
                        - Co się stało?
                        - Przemek powiedział co o mnie sądzi i Troy’owi po prostu puściły nerwy. Jeszcze na dodatek pokłóciłam się z Tai’em, dowiedziałam się, że kręci z jedną z Monsterek, zaprosił mnie na Grand Prix, w sensie, że z nim pojadę, wracałam do domu z najebanym Zengim i moja matka okazała się najbardziej fałszywą osobą jaką znam. Tak poza tym, to wszystko jest okej.
                        - Jak Tai i Monsterka, jak najebany Zengi? Opowiadaj!
Zaczęłam od opowieści o dziewczynie Tai’a. Jej reakcja był prawie identyczna jak moja. Później powiedziałam jej o Przemku, a następnie o reszcie. Było mi lżej, byłam jej wdzięczna, że zgodziła się mnie wysłuchać.
Niestety naszą rozmowę przerwało pukanie do moich drzwi. Ktoś bardzo usilnie chciał się ze mną zobaczyć, bo zaczął szarpać za klamkę.
                        - Dobra, ja kończę bo ktoś się do mnie dobija. Pa pa.
                        - Na razie. – Odparła ciepłym tonem i rozłączyła się.
                        - Boże, chwila! – Krzyknęłam w stronę zamkniętych drzwi. – Pięciu minut nie mogę mieć dla siebie!
Nerwowo przekręciłam zamek w drzwiach a do mojego pokoju jak strzała wpadł Troy.  Chłopak był wyraźnie zdenerwowany, chodził w kółko, zaczesywał dłonią włosy.
Zamknęłam drzwi ponownie na klucz. Byłam zaniepokojona tym w jakim stanie jest mój chłopak. Złapałam go za dłoń, a on wtulił się we mnie.
                   - Troy, co się stało?
                   - Nie jedź. Nie jedź z Tai’em.  –Prosił chłopak.
                   - Dlaczego? Co się stało? Troy, kochanie?
                   - Po prostu nie chcę żebyś jechała. A jak Cię Emil będzie zaczepiał, albo ktoś inny i ja nie będę mógł nic zrobić i mnie zostawisz?
Kiedy to usłyszałam po prostu wybuchłam przeraźliwym śmiechem, chociaż po minie chłopaka widziałam, że to poważna sprawa. Nie mogłam zdjąć z twarzy tego uśmiechu, a kiedy starałam się go powstrzyma, łzy same się do nich pchały.
Troy usiadł na moim łóżku. Patrzył na mnie wzrokiem zbitego psa. Wcisnęłam tyłek na jego kolana i przytuliłam się do jego szyi. Tak cudownie pachniał. Z resztą jak zawsze.
                   - Kochanie, czy ty oszalałeś? – Zapytałam starając się go uspokoić.
                   - Tak, na Twoim punkcie. – Skwitował to z uśmiechem.
                   - Głupi jesteś. Jeśli myślisz, że Emil zrobi na mnie takie wrażenie, żebym Cię zostawiła to się bardzo grubo mylisz. – Zapewniłam chłopaka i pocałowałam w czoło.
Chyba trochę go uspokoiłam, bo odetchnął z ulgą i przytulił mnie do siebie. Cieszyłam się, że trochę go to uspokoiło.
                        - Z tego co pamiętam to miałeś się nie wyrobić. – Wypomniałam chłopakowi.
                        - Ojejku, chciałem po prostu dłużej zostać, a widziałem, że Grzesiek jest już wstawiony, więc będzie się zmywał.
                        - Mogłeś głupku powiedzieć.
                        - Wiem.
Pokręciłam głową i zeszłam z jego kolan. Troy wstał i nie pozwolił mi od siebie odejść chociaż na krok. Trzymał mnie za rękę, poprawiał włosy, uśmiechał się. Nie wyobrażałam sobie siebie z kimś innym niż on. Ten facet wiele dla mnie znaczył. Zmienił moje życie.
                        - Kocham Cię. – Wyszeptał uroczo po Polsku.
                        - Ja Ciebie też. – Odpowiedziałam i pocałowałam go w policzek. – Jedź już, bo na samolot się spóźnisz.
                        - Wyganiasz mnie?
                        - Tak.
Chłopak popatrzył na mnie zdezorientowany, ale po chwili załapał że żartuję i wyszedł z pokoju bez pożegnania.
Stałam na środku pomieszczenia jak wryta. To do Troy’a było nie podobne. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam jak wsiada do Vana. Wzruszyłam ramionami i stwierdziłam, że pora zająć się sobą. Włączyłam „City Of Angels” od 30 Seconds To Mars i wzięłam się za wyciąganie ciuchów. Oczywiście wyglądały jak ścierki do podłogi, więc od razu wszystkie zaniosłam do prania. Przeszukałam wszystkie kieszenie i niespodziewanie natrafiłam na pudełeczko z prezerwatywami. Uśmiechnęłam się sama do siebie i położyłam je na biurku. Śmiałam się sama do siebie jak jakaś psychopatka.  „Boże, tutaj były!” razem z Troy’em szukaliśmy ich, on zapomniał gdzie wrzucił swoje i doszło do tego, że nie zabezpieczyliśmy się.  „Obym okres dostała”.
Patrzyłam na nie jak na jakiś obrazek. Jak tylko pomyślałam o tym, że mogłabym być w ciąży to aż mi się słabo zrobiło i otworzyłam okno. To była najgłupsza rzecz jaką w życiu zrobiłam. Nie wyobrażałam sobie siebie w roli matki. „Przecież ja dzieci nienawidzę. A poza tym stara jest w ciąży. Boże co ja zrobiłam!” pomyślałam z wyrzutami i wychyliłam się przez okno. Była ładna pogoda, w sam raz na spacer. Założyłam czarne leginsy, szarą koszulkę z Kotem Sylwestrem, czarne adidasy i słuchawki na uszy. Poszłam do salonu, gdzie obok kanapy leżał nasz nowy pies Rexar. Piękny, biały owczarek środkowoazjatycki.
                   - Rexar, chodź. – Zawołałam czworonoga, a ten merdając ogonem skoczył na mnie.
                   - Gdzie idziesz? – Zapytał Wojciech.
                   - Muszę się przejść. Głowa mnie boli. – Odpowiedziałam i skierowałam się z psiakiem do garażu po smycz.
                   - Masz klucz do domu? Bo my później jedziemy do moich rodziców.
                   - Tak, mam. – Odpowiedziałam i zatrzymałam się przed samymi drzwiami. – Czyli przez ile będę sama?
                   - Do jutra.
                   - Okej. To ja coś to do jutra, bo nie wiem o której wrócę. – Pożegnałam się i wyszłam.
Pies oczywiście wybiegł jak szalony. Założyłam słuchawki, włączyłam „Wonderful Life” zespołu Alter Bridge, który mój tata wręcz uwielbiał. Wzięłam z garażu smycz i poszłam przed siebie. Modliłam się, żeby nikt mnie nie złapał, bo nie miałam dla niego kagańca, ale Rexar był zbyt leniwy, żeby kogoś ugryźć.
Poszłam nad to jeziorko, w które wrzucił mnie Troy. Wróciło to wspomnienie, a na twarzy pojawił się uśmiech. Następny miejscem był pobliski las, gdzie Rexar mógł się wyszaleć. Słuchałam tej pięknej piosenki i zrobiło mi się jakoś dziwne. Przypomniałam sobie tatę. Dzięki niemu byłam tym kim byłam. Zawsze mi powtarzał, że jeśli będę dobrym człowiekiem, to spotka mnie wiele dobrych rzeczy. Tak niestety nie było. Po ponad godzinnej zabawie zawołałam psa i postanowiłam pójść do taty na cmentarz. Ze słuchawkami na uszach, tą piosenką poszłam w najgorsze miejsce w Lesznie.
Usiadłam na ławce przy płycie, Rexar obok mnie. Patrzyłam na to co jest wygrawerowane na nagrobku. Było mi źle, przykro. Ten dzień, w którym dowiedziałam się o jego śmierci, był najgorszym dniem mojego życia. „Szkoda, że Ciebie już nie ma. Tak bardzo za Tobą tęsknię. Matka jest okropna, jej facet taki w miarę okej, ale wolałabym budzić się i widzieć Ciebie w kuchni pijącego kawę. W ogóle jadę na Grand Prix! Tai mnie zabierze. Szkoda, że już nigdy nie pojedziemy tam razem. Już nie będzie tak jak kiedyś. Nie będzie tego nabijania się z Pedersena, z wąsa Lindgrena i lokówki Holdera. Wiesz co, czasami mam wrażenie, że Cię zawiodłam. Że nie byłam taką córką, jaką zawsze chciałeś mieć, ale mimo to, mam cichą nadzieję , że chociaż raz byłeś ze mnie dumny. Kocham Cię, pamiętaj” otarłam policzek i jeszcze przez chwilę wgapiałam się w nagrobek.
                   - Marcelina, co Ty tutaj robisz? – Usłyszałam znajomy głos.
                   - Cześć Grzesiek. – Powitałam przyjaźnie kolegę, choć mój pies chyba go nie polubił. – Rexar spokój.
                   - To grób Twojego taty?
                   - Tak. Dawno mnie tutaj nie było.
                   - Chcesz, to mogę z Tobą posiedzieć. – Zaproponował kolega. – W ogóle przepraszam za to moje śpiewanie. – Wydukał z uśmiechem.
                   - Nic się nie stało. Przynajmniej było wesoło. – Zaśmiałam się. – Głowa boli?
                   - O dziwo nie, chociaż dużo nie wypiłem.
                   - To dobrze. Właściwie to Ty tu dlaczego jesteś?
                   - Mój kolega jest tutaj pochowany.
                   - Rozumiem. – Odpowiedziałam cicho.
                   - To skoro już się spotkaliśmy to może pójdziemy na kawę, albo coś?
                   - Musiałabym Rexara odprowadzić do domu. Chociaż? Czekaj!
                   - Czekam. – Odpowiedział wesoło.
                   - Moja mama razem ze swoim facetem jedzie do jego rodziny. Możemy zamówić pizzę, jakieś filmy mam  i posiedzimy u mnie.
                   - A Troy?
                   - Troy jest w Anglii, poza tym nie proponuję Ci dzikiego seksu, tylko oglądanie filmów, Grzegorzu.
                   - A już sobie nadzieję zrobiłem. – Powiedział z udawanym smutkiem.
Uśmiechnęłam się do chłopaka i poszliśmy w stronę mojego domu. Całą drogę gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Grzesiek dał się poznać z naprawdę świetnej strony. Zabawny, nieśmiały. Ogólnie uroczy koleś. Fajnie nam się rozmawiało. Po drodze skoczyliśmy do PizzaHut i wzięliśmy dwie duże pizze. Miałam nadzieję, że spędzę ten wieczór miło. Bez żadnych awantur i tym podobnych.
Byliśmy już u mnie w domu. Rexar poszedł na swoje miejsce, ja wzięłam laptopa z pokoju, a Grzesiek przygotował salon do seansu. Nawet nie pomyślałam, żeby napisać albo zadzwonić do Troy’a i powiedzieć mu o moich planach na wieczór, bo zatłukłby mnie przez telefon.
                   - Okej, to co oglądamy? – Zapytałam pokazując Grześkowi kolekcję moich filmów.
                   - Może to? – Zaproponował i wskazał włączył mój ulubiony film „Blitz”.
                   - Dobry wybór.
                   - O czym to jest?
                   - Zobaczysz. – Odpowiedziałam i posłałam mu tajemnicze spojrzenie. – Poczekaj chwilę, przyniosę coś do picia. Jak możesz to zasłoń rolety i zamknij drzwi na klucz.
                   - Okej.
Kiedy już wszystko było ogarnięte, włączyłam film. Jason Statham na 42 calach był wręcz idealny. Oparłam głowę o ramię Grześka i obydwoje ucichliśmy.

Po skończonym filmie, już ledwo patrząc na oczy odwróciłam wzrok w stronę Grześka. Jak widać film nie był dla niego zbyt porywający, bo spał jak czołg. Kręciłam się, wierciłam, a on nic. W końcu postanowiłam wyłączyć laptopa i telewizor. Poszłam do pokoju po koc i kołdrę. Kocem przykryłam Grześka, bo w nocy było tu zimno, a nie umiałam włączyć tego durnego ogrzewania. Sobie wzięłam kołdrę, zwinęłam się na dużym fotelu w kłębek i napisałam na dobranoc sms Troy’owi.

7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział <3
    To wyjście Troy'a bez pożegnania, WTF?! nie ogarniam XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, fajnie :) Mam nadzieję, że obędzie się bez kłopotów w ich związku. Wystarczą problemy z matką.

    OdpowiedzUsuń
  3. Faaaajny Grzesiu :) też chcę mieć takiego kolegę ;) a Troy trochę przesadza, przecież Marcelina nie jest taka jak ją tu przedstawił. Przecież go nie zostawi dla Emila (choć ja to bym się zastanowiła :D )

    OdpowiedzUsuń
  4. A już myślałam, że to Przemka spotka na spacerze. :)
    Nawiedzona mamuśka. :D
    Życzę weny i zapraszam do siebie :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten blog jest BOSKI! <3 Sydneyowo ryczy, Sydneyowo się śmieje... Czyli jest wszystko co Sydneyowo lubi! Czekam na następny rozdział <3. Pewnie będzie MEGA zaskakujący, ponieważ tutaj takich rozdział nie brakowało. Przez ciebie popadam w kompleksy... też bym chciała tak pisać ;_;. Idę sobie posmutać w jakimś ciemnym kąciku wraz z pudełkiem lodów ;c. Oczywiście żartuję XD. Weny, weny i chęci do pisania, bo tego zazwyczaj wszystkim brakuje. A co do tego rozdziału to... JAK TROY MÓGŁ SOBIE PÓJŚC BEZ POŻEGNANIA?! :O.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu Przemo, dlaczego Ty nadal jesteś taki głupi? :| Myślałam, że się ogarnął, ale gdzie tam eh... Gdzie przeprosiny z kwiatami, gdzie klęczenie na kolanach i błaganie o litość? Nadal na to czekam! :D
    Tematu "matki" nie komentuje! Ta kobieta ma z garem od samego początku i jej już chyba nic nie pomoże. Mówię "chyba" bo jakby ją tak piznął pociąg/samochód/ciężarówka/rowerzysta/rolkarz/dziecko z wózkiem/inwalida to by jej się polepszyło o.O Chociaż prezent, niczego sobie! :D
    No i Troy, jeezu, ten to też przeżywa jak mrówka okupację o.O Przecież nie wymieni Cię na Emila, nie sraj ogniem Batch! o.O Weź ją zamknij w szafie może najlepiej, będzie najbezpieczniej o.O Też jesteś głupi, ale tę głupotę jestem w stanie znieść xD
    No i Grześ! <3 Na Grzesia to ja bym Cię Batch wymieniła, sorry :D W tym starciu przegrywasz z kretesem i coś mi się wydaje, że tutaj coś się święci! :D I niech się święci dalej, nie mam nic przeciwko! :D
    Czekam na nowość, przepraszam za mój zapłon z komentowaniem, wyrażam skruchę i szczerą chęć poprawy! :)
    ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobra muszę to powiedzieć, chociaż przychodzi mi to z OGROMNYM bólem, ale Pawlicki to jednak idiota jest! No zero ogarnięcia i jakiejkolwiek inicjatywy z jego strony -.-
    Co do matki Marceliny to chyba nie chcę tego komentować. Co ona ma pod kopułą to ja nie mam pojęcia >.<
    Troy czego ty tak panikujesz?! No skoro Marcelina cię kocha to chyba raptem jej się nie odwidzi nie? Jeezu czy to tak trudno zrozumieć? O.o Czasami naprawdę zastanawiam się nad tokiem rozumowania chłopaków O.o
    No i teraz najlepsze. Grzegorz Zengotaaaa! :D Tego chłopaka nie da się nie lubić :D I czyżby coś się kroiło między tą dwójką? No bo skoro nawet nie raczyła poinformować Batcha o wizycie Zenia.... :P
    No to tyle ode mnie :) Czekam na nowość i życzę duuuuuuużo weny :) <3

    OdpowiedzUsuń