Koło dziesiątej dostałam sms, że
Grzesiek jest już w Polsce. Ucieszyłam się, że w końcu się z nim spotkam, bo aż
tak długa rozłąka była okropna. Był już czwartek, a ja musiałam zdecydować z
którym z chłopców mam spędzić weekend. Miałam szansę poznać Emila Sajfutdinowa,
ale i też spędzić dwa cudowne dni z Zengim.
Nagle przez okno w kuchni
zobaczyłam jak na podwórko wjeżdża Wojciech swoim beżowym Volkswagenem. „Mama wróciła!” ucieszyłam i wesoło
pobiegłam otworzyć drzwi wejściowe. Mama pomimo takiej przykrości jaka ją
spotkała, była uśmiechnięta. Ja cieszyłam się jeszcze bardziej, bo nareszcie
nasze kontakty się poprawiły.
-
Cześć mamuś, jak dobrze, ze już wróciłaś. – Przywitałam ją i przytuliłam.
-
Cześć córeczko. Nareszcie w domu. – Odpowiedziała z uśmiechem. – Najbardziej to
się cieszę ,że domu nie spaliłaś, albo coś.
-
Bardzo śmieszne. – Skarciłam ją.
-
Daj mi coś do picia i opowiadaj, jak tam z Grześkiem.
-
Dobrze, jest już w drodze do domu. – Odpowiedziałam uśmiechając się pod nosem.
-
Gdzie on był?
-
W Danii jeździł. – Powiadomiłam ja i podałam szklankę. – Słuchaj, jest taka
sprawa.
-
No opowiadaj.
-
Chodzi o to, że Grzesiek chce mnie zabrać na weekend nad jezioro. Zgodziłabyś
się?
Matka popatrzyła na mnie dość dziwnie, jej twarz przybrała
dość poważny wyraz. Wzięła łyk napoju i momentalnie znów na jej twarzy znów
zagościł uśmiech.
-
A na ile dni?
-
Piątek i sobota, bo w niedzielę jest mecz na Smoku.
-
No dobrze, jedź. – Zgodziła się bez większego namawiania.
-
Dziękuję. – Ucieszyłam się i przytuliłam ją.
-
Ale obiecaj, że nic głupiego nie zrobisz.
-
O to się nie martw. – Posłałam jej uśmiech i poszłam do swojego pokoju.
Można by rzec, że skakałam z radości Byłam prze szczęśliwa,
że spędzę ten weekend z Grześkiem. Napisałam mu sms, czy wpadnie do mnie jak
będzie w Lesznie i podekscytowana czekałam i na niego i na odpowiedź, którą po
chwili otrzymałam.
Doszłam do wniosku, że muszę
zadzwonić do Tai’a i powiedzieć mu o wszystkim, dokładnie to o mojej decyzji,
ale musiałam to zrobić tak, żeby nie zaczął zadawać niewygodnych pytań.
-
Co jest? – Odebrał wesoło telefon.
-
Nie jadę z Tobą. – Powiadomiłam go prosto z mostu.
-
Czemu?
-
Po prostu nie mogę. Są sprawy ważniejsze, niż żużel.
-
W sumie racja W ogóle co to za akcja z Batch’em? Skarżył się, że w twarz od
Ciebie dostał. – Zaśmiał się.
-
O, a nie poskarżył się, dlaczego dostał?
-
Nie.
-
Wrócił do Eveliny. – Odpowiedziałam już trochę innym tonem.
-
Co? Przecież wczoraj gadał jaki to on nie jest teraz szczęśliwy.
-
Może i tak gadał, ale z pewnością jest szczęśliwy z Eveliną.
-
Przykro mi, że tak to się zakończyło.
-
Nie no, da się żyć. – Wyszeptałam, bawiąc się jednocześnie z Rexarem. – A jak
tam z Nicole?
-
Nic nie mów.
-
A nie mówiłam? – Zapytałam pewna swojego. – Co takiego zrobiła?
-
Tak pustej i zapatrzonej w sobie laski jeszcze nie widziałem. Jak to ona nie
jest piękna cudowna i w ogóle.
-
Mówiłam, że robisz błąd.
-
Tak, mówiłaś. – Przyznał mi rację. – Ty lepiej powiedz, czy z kimś teraz
kręcisz?
Czułam jak się rumienię. To był odruch bezwarunkowy. Sama
sobie się dziwiłam, że tak reaguję na myśl o Grześku. Nie dopuszczałam do
siebie myśli, że między nami mogłoby coś być. „Nic mu nie mów. Ani słowa o Grzesinku”.
-
Tak, z kolegą Troy’a. – Odpowiedziała i ugryzłam się w język.
-
Kto to?
-
Tego Ci już nie powiem, bo nie chcę zapeszać.
-
Okej. A tak szczerze to przez niego nie chcesz ze mną jechać.
-
Tak. – Przyznałam się. – Tai ja muszę już kończyć. Jeszcze raz Cię przepraszam.
Papa.
-
Nic się nie stało. Miłego weekendu.
Odłożyłam telefon i przytuliłam się do psa. Miałam nic nie
mówić, a wyszło jak zwykle. Nawet nie pisałam mu sms, żeby siedział cicho, bo
to dla niego byłoby równoznaczne z „powiedz wszystkim, a Troy’owi przede
wszystkim”.
Rexar chciał już wyjść więc
otworzyłam mu drzwi i usłyszałam głos Grześka. Jego barwy nie pomyliłabym z
żadnym innym. Stanęłam szybko przed lusterkiem, ogarnęłam włosy, poprawiłam
bluzkę, spodnie i poszłam pewnym krokiem do chłopaka, którego powiem szczerze,
nie spodziewałam się tak szybko w moim domu. Stanęłam na przejściu do salonu,
mama spojrzała na mnie i momentalnie Grzesiek się odwrócił i wstał. Podeszłam
do chłopaka i bardzo mocno go przytuliłam. Miał cudowne perfumy więc jeszcze
bardziej się w niego wtuliłam. „To tylko
Twój przyjaciel. To tylko Twój przyjaciel” naciskałam na tylko, za każdym
razem gdy powtarzałam te słowa.
-
Cieszę się, że już wróciłeś. – Wyszeptałam.
-
Ja też się cieszę. Jeden dzień to trochę za długo. – Obdarował mnie uśmiechem.
-
Chodź do mojego pokoju, musimy pogadać.
-
No dobrze. – Chłopak chyba trochę się wystraszył, ale poszedł ze mną na górę.
Weszliśmy do mnie, Rexar jeszcze
zdążył się przecisnąć w drzwiach i dołączył do nas. Grzesiek stanął na środku
pokoju, spoglądał na mnie. Spoglądałam na niego spod byka, nie uśmiechałam się,
przybrałam kamienny wyraz twarzy.
-
Co się stało? – Zapytał zmartwiony i podszedł do mnie.
-
Muszę Ci coś powiedzieć.
-
No to czekam.
-
Chodzi o to, że. – Teatralnie przerwałam i spojrzałam mu w oczy. – Jeśli mnie
rozczarujesz nad tym jeziorem to Cię zabiję z uśmiechem na ustach. –
Dokończyłam i uśmiechnęłam się.
-
Jezu, wystraszyłaś mnie. Myślałem, że to coś poważnego. – Ochrzanił mnie. –
Czyli spędzamy weekend razem?
-
Tak, dzwoniłam już do Tai’a i powiedziałam o moich planach.
-
Cieszę się jak cholera. A Twoja mama co na to?
-
Już z nią rozmawiałam i zgodziła się, bez żadnego ale.
-
To dobrze. – Mruknął i przyciągnął mnie do siebie. – Obiecuję, że nie będziesz
się nudziła. Na jutro zapowiadają upały więc pojedziemy nad jezioro.
-
Jesteś kochany.
-
W ogóle to przepraszam Cię za tamten tekst.
-
Nie mówmy o tym, proszę Cię. – Odsunęłam się i podeszłam do dużej szafy.
-
Jeśli tak będzie lepiej to okej. – Przystał na propozycję. – Wiesz co, to weź
teraz się spakuj, pojedziemy do mnie i ja też zabiorę parę rzeczy.
-
A myślisz, że co mam zamiar zrobić, geniuszu?
-
A no chyba, że tak.
Grzesiek się uciszył, a ja znalazłam moją torbę, którą
zabierałam jak szłam z Żanetą, albo Agatą na skocznię.
Spakowałam spodenki, jakąś
bluzkę, za dużą na mnie koszulkę do spania i mój ukochany strój kąpielowy.
Trzymałam go w ręku i wróciłam do wspomnień zza czasów romansu z Andreasem.
Miałam ten strój na sobie, gdy wyznał mi miłość. Potrzęsłam głową i wcisnęłam
go do torby bez składania. Jeszcze podłączyłam baterię do ładowania. Niestety
musiałam to robić przez USB, bo Rexar będąc szczeniakiem zmasakrował moją
ładowarkę.
-
A kosmetyczki nie bierzesz?
-
A po co mi? Jadę nad jezioro, a nie na pokaz mody. – Burknęłam. – A co, aż taka
jestem brzydka bez tapety na twarzy.? – Zapytałam nachylając się nad nim.
-
No coś Ty! Jesteś śliczna. – Zaprzeczył i chciał mnie pocałować, ale
wyprostowałam się. I podeszłam do psa leżącego niedaleko. – Mam nadzieję, że
nic nie zdemolujesz i że dasz mojej mamie odpocząć, bo jak nie, to wracasz do
kojca.
-
Jak chcesz to możemy go zabrać ze sobą. – Zaproponował Grzesiek. – Do samochodu
wejdzie. Złożę z tyłu siedzenia i tam będzie jechał.
-
Mówisz poważnie? – Zapytałam niepewnie z grobową miną.
-
Przecież widzę, że bez niego nie wytrzymasz, więc nie mam serca Was rozdzielać.
-
Słyszałeś piesku? Pojedziesz ze mną – Odpowiedziałam i pocałowałam futrzaka w
wielki łeb. – Ale najpierw pojedziemy po Twoje rzeczy i wrócimy po niego.
-
Chyba, że ja teraz pojadę i po Was wrócę.
-
O tak będzie dobrze. – Zgodziłam się i wstałam. – Jesteś cudowny. – Dodałam i
przytuliłam Grześka.
-
Po prostu nie lubię jak jesteś smutna. – Odpowiedział i pocałował mnie w czoło.
– Dobra, ja zaraz wrócę. Nie będę już wchodził więc bądź gotowa.
-
Dobrze, będziemy czekać.
Grzesiek wyszedł z pokoju, a ja zaraz za nim. Musiałam go
odprowadzić. Mama siedziała z Wojtkiem w salonie, więc dołączyłam do nich.
-
Już poszedł sobie? – Zapytała zaskoczona mama.
-
Tak, ale zaraz wróci. – Odpowiedziałam siadając na oparciu sofy. – Słuchajcie,
zabieram Rexara.
-
A co na to Grzesiek? – Zapytał mężczyzna.
-
Sam to zaproponował.
-
No proszę. Dobry chłopak z niego.
-
Tak, aż za dobry. – Odpowiedziałam pod nosem.
-
Wojtek, zostawisz nas same? – Zapytała niespodziewanie mama.
-
Mam się bać? – Zapytałam.
-
Muszę z Tobą pogadać jak kobieta z kobietą.
-
No dobrze, więc słucham.
-
Widzę, że coś do tego Grześka jesteś uprzedzona.
-
Nie jestem.
-
Jak nie, przecież widzę.
-
Bo on naciska na to, żebyśmy już teraz, w tej chwili ze sobą byli, a ja boję
się że wpakuję się drugi raz w to samo gówno. Boję się, że będzie tak samo jak
z Troy’em. Grzesiek jest kochany, nie mówię, że nie, ale to jednak facet, tak?
– Powiedziałam o swoich obawach. – Nie chcę, żeby znów jakiś idiota mnie
skrzywdził, bo zobaczy inną dupę na horyzoncie. Już wystarczająco się zraziłam
przez Troy’a. Z drugiej strony tez nie chce wyjść na taką, co zobaczy
pierwszego lepszego i od razu do niego poleci, choć pewnie inni już tak o mnie
sądzą.
-
Słuchaj córeczko. Jesteś młoda, powinnaś właśnie przebierać w chłopakach….
-
Ale nie kosztem moich uczuć. Chcę mieć chłopaka, chcę być szczęśliwa. Kiedy już
się zaangażuje, pokocham jakiegoś, to wszystko się sypie.
-
Na swoich poprzednich patrzysz przez pryzmat Troy’a. Ale przecież z Przemkiem
nie było Ci źle.
-
Nie było, masz rację, ale on po tym wypadku strasznie się zmienił.
-
No tego akurat nie wiem.
-
Ale uwierz mi, że tak jest. – Odpowiedziałam i ruszyłam się z miejsca. –
Zobaczymy jak to będzie. Idę po smycz i zabieram Rexara.
Westchnęłam i poszłam do pokoju po telefon. Pierwszy raz
otwarcie powiedziałam komuś co siedzi mi w głowie. Chciałam być szczęśliwa, ale
bałam się, że znów się ktoś zabawi moim kosztem. Ze mną było tak, jak w
piosence Bring Me The Horizon „Boję się zbliżenia, ale nienawidzę być samotny”.
Zawołałam Rexara, zabrałam
telefon i aparat, wyłączyłam laptopa i poszłam do garażu po smycz. Kiedy
wyszłam na dwór, akurat Grzesiek wjeżdżał na podwórko. O dziwo nie swoim
samochodem, ale tym samym Vanem, którym przewozi sprzęt na zawody. Popatrzyłam
zaskoczona na Grześka i z Rexarem u boku poszłam do chłopaka.
-
Mam nadzieję, że dobrze zniesie podróż. – Powiedział Grzesiek i zawołał psa do
samochodu.
-
On akurat samochodem lubi jeździć. – Odpowiedziałam i poszłam do Grześka.
-
Wsiadaj, zaraz do Ciebie przyjdę. – Odpowiedział i popatrzył na mnie.
Kiwnęłam głową i zrobiłam to o co poprosił. Chyba był na
mnie wściekły, choć jeszcze nie wiedziałam za co.
Siedziałam grzecznie na przednim
siedzeniu i czekałam na Zengiego. Musiałam zmusić się do tego, by nie myśleć o
moich obawach, które mogłyby zniszczyć mi weekend. Wyciągnęłam telefon,
napisałam Magdzie, że jadę z Grześkiem nad jezioro i schowałam telefon, po czym
wyciągnęłam lustrzankę. Przeglądałam zdjęcia z Przemkiem, które na niej miałam.
Ryczeć mi się chciało, kiedy patrzyłam na nas, kiedy byliśmy tacy zakochani.
Kiedy ich nie widziałam, mówiłam, że nie ma już dla niego u mnie serca, ale gdy
na zdjęciach widziałam jego bajeczny uśmiech i te błękitne oczy zwrócone w
stronę obiektywu to robiło mi się dziwnie.
-
To co, jedziemy? – Przerwał mi Grzesiek.
-
Tak, ja jestem gotowa. – Otrząsnęłam się i zgodziłam.
Grzesiek pocałował mnie w policzek i ruszyliśmy. Chciałam je
usunąć, ale jednak nie miałam serca tego robić. Zostawiłam je, mimo że myśl o
nich w pewien sposób mnie raniła.
Patrzyłam ślepo w szybę, myślami
układając różne scenariusze tego wyjazdu. Może Grzesiek rozkochałby mnie w
sobie do tego stopnia, że zapomniałabym o Przemku, tak jak przy Troy’u? Byłabym
szczęśliwa i to bardzo, ale i tak by to bolało za każdym razem, gdy
wyglądałabym przez okno. Stałam na rozstaju dróg. Na jednym znaku pisało
Przemek na drugim Grzesiek. W obu przypadkach byłabym szczęśliwa, ale nie
chciałam by ktoś na tym ucierpiał.
Trzy godziny. Tyle wystarczyło,
żeby Grzesiek wywiózł mnie na jakieś odludzie. Patrzyłam na niego i nie
wierzyłam. Zengi uśmiechnął się do mnie i wysiadł. Zrobiłam to samo i wypuściłam
Rexara, którego następnie przypięłam do smyczy.
-
Nie patrz tak na mnie. – Powiedział Grzesiek zamykając samochód.
-
Ładnie tutaj.
-
Wiem, często tu z chłopakami przyjeżdżam. Ale spokojnie, to nie będą jakieś
spartańskie warunki. Tam dalej są domki wypoczynkowe.
-
No wiem, domyślam się.
-
Poza tym, jestem zbyt wygodny, żeby spać na przykład pod namiotami. – Odparł i
objął mnie ramieniem.
Uśmiechnęłam się i poszliśmy w stronę domku, w którym
mieliśmy spędzić w sumie trzy dni.
Robiło się już ciepło, słońce
nieźle przygrzewało. Ludzi było jak na lekarstwo. Głównie to byli starsi
ludzie, którzy przyjechali odpocząć. Po drugiej stronie były rodziny z dziećmi.
Grzesiek chyba specjalnie wybrał takie miejsce, bo wiedział, że nienawidzę
dzieci. Szliśmy przez lasek z górki, z której było zza drzew widać wodę. Można
było pooddychać świeżym powietrzem. Nie wiedziałam gdzie byliśmy, ale tu było
po prostu pięknie.
W końcu dotarliśmy do naszego
noclegu. Domek był skromny, czysty i zadbany. Jedno pomieszczenie do spania,
łazienka i malutka kuchnia. Ciekawa byłam ile Grzesiek zapłacił, żebyśmy
spędzili ten weekend w takich warunkach. Rexar położył się przy drzwiach, a my
z Grześkiem poszliśmy do sypialni. Chłopak od razu wskoczył w krótkie spodenki,
zdjął koszulkę i tak przy mnie paradował. Muszę przyznać, że w czerwonych
spodenkach, które na sobie nosił, miał niezły tyłek. Aż się chciało klepnąć.
-
A Ty się nie przebierasz?
-
A co, źle wyglądam?
-
Nie, wyglądasz ślicznie. – Skomplementował mnie i podszedł bliżej. – Co Ty
jakaś taka struta jesteś?
-
Wydaje Ci się. – Uśmiechnęłam się automatycznie.
-
To dobrze. Idziemy sprawdzić jaka jest woda?
-
Mokra.
-
To może inaczej. Pójdziemy sprawdzić, czy woda jest ciepła? – Zapytał po raz
drugi.
-
Możemy pójść, ale wyjdź na chwilę.
-
Po co?
-
Dasz mi się przebrać, czy nie?
-
A, no chyba, że tak.
Zamknęłam drzwi i wyciągnęłam z torby mój strój. Miałam
nadzieję, że nie będzie na mnie wisiał, bo czułam, że znów moja waga poleciała
w dół. Na szczęście, był na mnie dobry. Rozpuściłam włosy, założyłam wygodne
buty i wyszłam. Grzesiek, kiedy mnie zobaczył, był w niemałym szoku. Przyglądał
mi się z uśmiechem.
-
Bosko wyglądasz. – Odpowiedział i podszedł do mnie.
-
Dziękuję. – Odpowiedziałam i oparłam dłonie o jego klatkę piersiową. – Idziemy?
-
Tak, chodź. – Złapał mnie za rękę i wyszliśmy.
Rexar szedł przy nas, ludzie patrzyli na nas i uśmiechali
się. W większości byli to starsi ludzie, niektórzy z nich może w nas widzieli
siebie za młodu.
Staliśmy przy samej wodzie, była
czysta, widać było dno i rybki które tam pływały. Od razu przypomniał mi się
Przemek bojący się ryb. Uśmiechnęłam się, popatrzyłam na Grześka i puściłam
jego dłoń, by móc spokojnie zanurzyć się w wodzie. Ciało miałam rozgrzane, więc
powoli, stopniowo zaczęłam się schładzać, aż w końcu wpadł do wody Rexar i mi w
tym pomógł. Czułam, że Grzesiek go podpuścił. Odwróciłam się, a ten z uśmiechem
stał na brzegu.
-
Przyjdziesz tu w końcu? – Zapytałam delikatnie unosząc się w wodzie.
-
Już do Ciebie idę. – Powiedział i niczym skończony kretyn wbiegł do wody.
-
Debil. – Krzyknęłam i podpłynęłam do niego.
-
No i co z tego?
-
Nic. – Odpowiedziałam gdy przytulił mnie w wodzie.
-
Szczerze to mi zimno. – Wyszeptałam przytulając się do niego jeszcze bardziej.
-
Liczyłem, że woda będzie cieplejsza, nie powiem, ale czego mogliśmy się
spodziewać jak wczoraj lało?
-
No chyba u Ciebie. Wczoraj była ładna pogoda. Przed wczoraj lało.
-
A no faktycznie. – Mruknął i pocałował mnie w usta.
Odwzajemniłam to. Odwzajemniłam ze zdwojoną siłą i
namiętnością. Grzesiek przytulił mnie do siebie, dłonie trzymał u dołu moich
pleców. Tak samo było między mną, a Andreasem. Wtedy też całowaliśmy się w
wodzie. Okropne wspomnienia.
Oderwałam usta od Grześka i
popłynęłam do brzegu. Było zdecydowanie za zimno, żeby pływać. W sumie nie
dziwiłam się, że nikogo prócz nas nie było w wodzie. Zengi wyszedł zaraz za mną
i obydwoje poszliśmy do domku. Zdjęłam z siebie mokry strój i wywiesiłam żeby
wysechł. Grzesiu przebrał spodenki, a nadal był bez koszulki. Mimo, że nie był
zbudowany jak Troy, czy Przemek to miał w sobie to coś.
-
Co robimy? – Zapytał siadając obok mnie.
-
Mam prośbę. – Powiedziałam i podałam mu mój aparat. – Pousuwaj wszystkie
zdjęcia z Przemkiem. Sama tego nie zrobię, bo nie mam na tyle siły, a chcę
zapomnieć.
-
Jesteś pewna? – Zapytał spoglądając na mnie.
-
Tak, w stu procentach. – Odpowiedziałam i położyłam głowę na kolanach Grześka,
jeszcze po raz ostatni spoglądając na zdjęcia.
-
Dużo ich. – Zauważył Zengi, usuwając kolejne zdjęcie.
-
No trochę. – Odparłam. – To jest chyba ostatnie.
-
Proszę. Pousuwane. Mam nadzieję, że to coś da. – Powiedział spokojnie i
odwrócił aparat obiektywem do siebie.
-
Czas na samojebkę? – Zapytałam dusząc się ze śmiechu.
-
Oczywiście. – Odpowiedział i zrobił sobie zdjęcie.
-
Mistrz samojebek. – Zaśmiałam się i przyciągnęłam go do siebie.
Grzesiek odłożył aparat i pocałował mnie. Zawiesiłam
przedramiona na jego karku, a ten położył się na łóżku. Przysiadłam na jego
podbrzuszu i zaczęłam odwzajemniać każdy jego pocałunek. To było to, na co czekałam.
Grzesiek w końcu nie krępował się, robił to, na co wcześniej w sumie mu nie
pozwalałam.
-
Grzesiek, muszę Ci o czymś powiedzieć. – Przerwałam.
-
Co się stało?
-
Boję się. – Odpowiedziałąm spokojnie.
-
Czego się boisz?
-
Tego, że jak Ci zaufam to mnie skrzywdzisz.
-
Marcelina, przestań. Nie mam zamiaru tego robić. Nie chcę, żebyś płakała, bo
widziałam co się działo przy Przemku i Troy’u. Nie jestem jak inni, przecież
mnie znasz. Chciałbym mieć dziewczynę, a Ty jesteś wspaniałą dziewczyną, na
której coraz bardziej mi zależy. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się
cieszyłem, kiedy dostałem od Ciebie taką szansę na zaprzyjaźnienie. Wcześniej
chciałem być przy Tobie, ale bałem się, że mnie odtrącisz, dlatego zostałem w
cieniu. Ale postanowiłem wziąć dupę w troki i walczyć o Ciebie bez względu na konsekwencje.
Proszę, daj mi szansę. Jak to mówią, do trzech razy sztuka. Nic nie stracisz, a
nawet zyskasz, tylko proszę, daj mi szansę. – Prosił chłopak trzymając mnie za
ręce.
W sumie miał rację. Co mi szkodziło spróbować z Zengim? Nie
wiedziałam do końca co mam powiedzieć. Jednego byłam pewna. Z każdą chwilą,
kiedy wpatrywałam się w jego oczy, widziałam takie malutkie ogniki, czekające tylko
na zatańczenie tańca radości.
Opuściłam głowę, westchnęłam i
niespodziewanie pocałowałam Grześka. Chłopak przytulił mnie do siebie, a mi nie
pozostawało nic innego, jak powiedzieć mu co do niego czuję, mimo że serce
miałam po prostu w gardle.
-
Jesteś kochany. I wiesz co Ci powiem? Dam Ci szansę. Przecież nic nie stracę. A
może i będę przy Tobie szczęśliwa? Pamiętaj jak mnie zostawisz, to nie ja Ci
zrobię krzywdę, a osoby, które najbardziej mnie namawiały, żebym Ci dała
szansę, czaisz?
- Nazywam się Artur Czaja i czaję. –
Odpowiedział prze szczęśliwy i bardzo mocno mnie do siebie przytulił. –
Obiecuję, że Cię nie skrzywdzę. Nie doprowadzę Cię do płaczu, chyba, że do łez
szczęścia. Nie umiałbym patrzeć jak jesteś przeze mnie smutna. Kocham Cię i
zawsze kochać będę. – Zapewnił mnie i pocałował.
-
Też Cię kocham, teraz jestem tego pewna. – Wyszeptałam powstrzymując łzy. – Do tej
pory w głowie słyszę Twój głos, jak mnie przepraszasz, za to że mnie kochasz.
Teraz już nie musisz przepraszać.