Łączna liczba wyświetleń

środa, 24 lipca 2013

Rozdział XVI

Następnego dnia Troy obudził mnie zdecydowanie za wcześnie. O 5 może 6 byłam już na nogach. To zdecydowanie nie było dla mnie. Czas strasznie się ciągnął, ale w sumie droga do Warszawy na lotnisko niebyła najgorsza, bo całą przespałam, a Troy  obudził mnie dopiero na lotnisku. Tak było jeszcze gorzej, bo byłam niesamowicie nie ogarnięta. Ludzie patrzyli na mnie jakbym była pod wpływem narkotyków, albo alkoholu, ale moja senność plus choroba nie mogły wywołać u mnie innego stanu. Troy prowadzi mnie za rękę, razem szliśmy na odprawę, niektórzy dziwnie na nas patrzyli. W samolocie oparłam się o chłopaka i starałam zasnąć. Chciałam, żeby ta podróż minęła jak najszybciej. Troy przytulił mnie do siebie i udało mi się.
Na lotnisku w Anglii czekał na nas kolega Troy’a, który miał nas zawieźć do domu Australijczyka. Przez całą drogę nie odzywałam się, tylko rozglądałam dookoła i o dziwo trochę rozbudziłam. Nawet moje samopoczucie się poprawiło. Może pogoda tak na mnie wpłynęła? Nie istotne. Najważniejsze było to, że w końcu dotarliśmy na miejsce. Było jakoś po 14 oczywiście czasu Angielskiego. Troy mieszkał w spokojnej okolicy. Trochę szarej, ale mimo to nadal pięknej. Anglia nie robiła na mnie takiego wrażenia jak na przykład Norwegia, ale liczyłam na zmianę zdania. Troy dał mi klucz, kazał pójść do domu. Spojrzałam na przystojnego chłopaka, który jeszcze rozmawiał ze swoim kolegą. Podejrzewam, że był nieco zaskoczony moją obecnością. Po chwili dołączył do mnie Troy.
                   - Jak się czujesz? – zapytał kiedy już oboje znaleźliśmy się u niego w wysprzątanym mieszkaniu.
                   - Dobrze. Myślałam, że będzie gorzej.
                   - Dzisiaj Ci kogoś przedstawię.
                   - Kogo? Troy nie możemy tego przełożyć, jestem zmęczona.
                   - Nie chcesz poznać Darcy’ego Warda i jego dziewczyny? – Zapytał przytulając mnie do siebie?
                   - Co takiego?
                   - To co usłyszałaś.
                   - No chcę poznać, ale nie dzisiaj.
Chłopak popatrzył na mnie, pocałował w policzek i niosąc moje walizki prowadził do swojej sypialni.
To pomieszczenie nieziemski różniło się od reszty. Wszędzie porozrzucane ubrania, kołdra leżąca na podłodze, gdzieś indziej z kolei poduszki. Nie chcąc niczego nadepnąć, po prostu poczekałam, aż Troy to trochę ogarnie. Chłopak przy tym wyglądał tak seksownie, że nie omieszkałam klepnąć go w tyłek.
                   - Auć. – Jęknął Australijczyk i wyprostował się.
                   - Wybacz, nie mogłam się powstrzymać.
                   - Domyślam się. – Odpowiedział i zaczął zwalniać mi miejsce w szafie.
                   - Troy, mam pytanko.
                   - Słucham.
                   - Nie przeszkadza Ci, że jestem dziewięć lat od Ciebie młodsza?
Chłopak odwrócił się z uśmiechem na ustach. W sumie to pytanie musiałam kiedyś zadać.
                        - Nie, nie przeszkadza mi. Nie zwracam uwagi na  to ile masz lat, jaki kolor włosów albo oczu. Masz cudowny charakter i to się dla mnie najbardziej liczy. – Odpowiedział na to nurtujące mnie pytanie i pocałował w czubek zimnego nosa.
                        - Jesteś kochany.
                        - Wiem.
Na chwile zapanowała między nami cisza. Troy zajął się sobą, a ja wgapiałam się w jasną ścianę i postanowiłam zadać kolejne z „pytań nie na miejscu”.
                        - Ciekawe kto jest ojcem jej bachora? Czy Wojciech, czy może ktoś inny.
                        - O to mnie już nie pytaj. Może ona sama Ci powie?
                        - Nie liczyłabym na to.
                        - Szczerze? Nie rozumiem Twojej mamy.
                        - A myślisz, że ja tak? W sumie nie dziwię się, że tata nie wytrzymał. – Powiedziałam przyciszonym tonem.
Troy odwrócił się, ostrożnie usiadł obok mnie i swoją dłoń położył na mojej. To był bardzo przyjemny gest. Czułam, że mam w nim wsparcie.
                        - Wiesz co? Twój tata z pewnością Cię teraz pilnuje, patrzy na Ciebie i nie chciałby, żebyś go rozpamiętywała i wylewała tyle łez. Jak każdy ojciec na pewno chciałby widzieć Twój uśmiech, więc smile mała, just smile. – Powiedział chłopak i rzeczywiście się uśmiechnęłam. To co powiedział wydawało mi się takie prawdziwe.
                        - Dziękuję, że zjawiłeś się w odpowiedniej chwili mojego życia.
                        - Nie musisz mi dziękować.
Przytuliłam się do chłopaka i zaciągnęłam jego zapachem. Miał takie cudownie perfumy.
Puściłam Troy’a i zaczęłam układać ciuchy w miejscu które mi wyznaczył. Chłopak bardzo mi pomagał, w sumie aż za bardzo ale doszłam do wniosku, że spróbuję.
                        - Wiesz co przystojniaku, dam Ci tą szansę wykazania się. Masz tydzień, żebym poczuła się przy Tobie jak księżniczka. Jeśli Ci się uda, zostanę, jeśli nie to pojedziesz ze mną do Przemka i pomożesz mi do niego wrócić, jasne?
                        - Zgoda. – Odparł chłopak i pocałował mnie w policzek.
                        - Kiedy mam poznać dziewczynę Darcy’ego i jego samego?
                        - Umówiłem się z nimi na 17.
                        - Jest już za 10. – Odpowiedziałam i popatrzyłam na zegarek. – Muszę się ogarnąć, żeby dobrze wypaść. Troy popatrzyła na mnie dziwnie i uniósł mój podbródek.
                        - Jesteś piękna, zwłaszcza jak wyglądasz tak, jak teraz. Bez makijażu, w luźno związanych włosach. W tych spodniach, w mojej za dużej na Ciebie bluzie i z tym uśmiechem. – Skomplementował mnie chłopak.
Czułam jak moje policzki zalewają rumieńce, a na twarzy pojawia się ten idiotyczny uśmiech, ale to, co powiedział Troy było najsłodszą rzeczą jaką kiedykolwiek usłyszałam pod swoim adresem. Jak widać dla takiego chłopaka jak on, nie liczyła się tona tapety na twarzy i skąpe ubrania. W podzięce stanęłam na palcach i pocałowałam chłopaka. Jak uderzenie, poczułam silne pożądanie. Miałam ochotę zerwać z niego ubranie i odegrać scenę niczym z filmu, ale mieliśmy mieć gości, ale on najwyraźniej w ogóle się tym nie przejmował.
Troy łapiąc mnie za tyłek, uniósł do góry, tak bym mogła zapleść nogi wokół jego talii, oparł mnie o ścianę i zaczęło wybuchać między nami ogromne uczucie. Troy rozpiął bluzę którą miałam na sobie, z kolei ja pomogłam mu ściągnąć koszulkę, którą następnie rzucił w kąt. Australijczyk namiętnie całował moje usta i szyją, lecz kiedy zdjął ze mnie bluzkę, dołączył też biust. Wbiłam w ramiona Troy’a paznokcie pomalowane na biało i z rozkoszy zagryzłam wargę. Dłonie chłopaka wędrowały po moich bokach, udach, ramionach, usta zostawiały ślady przyjemności. Położyłam rozgrzane dłonie na jego klatce piersiowej. Jego serce biło jak szalone. Chciałam znów zasmakować jego ust, więc podniosłam jego twarz w stronę swojej i pocałowałam namiętnie. Troy nie odrywając mnie od siebie, położył ostrożnie na łóżku i znów zaczynał całować po ramionach, szyi, dekolcie. Podgryzał moje obojczyki, to samo robił z kościami miednicy. Zostawiał swoje pocałunki na każdej części mojego brzucha. Moje dłonie skierowałam na jego ciało. Palcami przesuwałam po żebrach i delikatnie umięśnionym brzuchu. Troy dotykał moich ramion, ud, splatał swoje dłonie z moimi.
                   - Proszę, zakochaj się ze mnie już dziś. – Wyszeptał patrząc mi w oczy.
                   - Troy….
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo zatkał mi usta swoim pocałunkiem. Mieliśmy umowę, której miałam nadzieję nie uda nam się zerwać.
Tą piękną chwilę przerwał nam telefon od Darcy’ego. „Też rudy nie miał kiedy zadzwonić” oburzyłam się i puściłam Troy’a. Nie skupiałam się na tym o czym rozmawiają, lecz na jego głosie, ruchu ust, błękitnych oczach, i tym bajecznym spojrzeniu. Nie mogłam się doczekać, kiedy Troy odłoży telefon i dokończy to co zaczął.
                   - Ada źle się czuje i nie mogą przyjechać. – Odpowiedział Troy i odłożył telefon.
                   - Czyli mamy cały wieczór dla siebie? –Zapytałam chwytając go za dłoń.
                   - Noc, a nie wieczór. Jest już po 20.
                   - Co? –Zapytałam bo nie wierzyłam w to co usłyszałam. Z uśmiechem popatrzyłam na Troy’a który położył się znów przy mnie. – Przy Tobie tracę rachubę czasu.
                   - Mam dokładnie to samo, ale wiesz co, nie narzekam.
                   - Ja też. – Odparłam i położyłam się przy chłopaku.
Gładziłam palcem jego delikatnie zarośnięty policzek, a to z kolei wywoływało u niego słodki uśmiech.

Ten wieczór, ta noc, sprawiła, że Troy skradł moje serce, ale nie mogłam mu tego pokazać. Miał tydzień na rozkochanie mnie. Byłam pewna, że mu się to uda. Takiego kogoś jak on potrzebowałam. Nie ukrywam, że moi poprzedni chłopcy byli kochani, ale Troy bił ich wszystkich na głowę. Cudowny przyjaciel i namiętny kochanek w jednej osobie. Po tak ciężkim poranku, należał mi się taki wieczór jak ten. Poświęcony tylko i wyłącznie Troy’owi.

wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział XV

Leżałam w łóżku, gdyby nie odgłosy łażenia po moim pokoju, nigdy w życiu nie obudziłabym się o 9 rano. Chciałam podnieść głowię, ale byłam zbyt osłabiona, nie nadawałam się do życia. Lekko odwróciłam głowę, otworzyłam oczy i po prostu nie wierzyłam w to, kogo u siebie widziałam.
                   - No cześć śpiochu. – Wyszeptał niespodziewanie Troy trochę zachrypniętym głosem.
                   - Co Ty tu kurwa robisz?
                   - Przyjechałem, bo sama powiedziałaś, że jeśli będziesz chora, to będę musiał o Ciebie dbać. Przyjechałem koło 2-3 do Ciebie, facet Twojej mamy mnie wpuścił i siedziałem tu. W nocy strasznie kaszlałaś i chyba miałaś gorączkę. – Powiedział zmartwiony. – Więc jestem i będę Twoim lekarzem, pielęgniarzem, służącym i kimkolwiek tylko będziesz chciała.
                   - Ty jesteś nienormalny. – Odpowiedziałam i przewróciłam się na plecy.
                   - Jak się czujesz?
                   - Chujowo dzięki Tobie.
                   - Przepraszam.
                   - Dobra nie przepraszaj, tylko właź, bo Ty też nie najlepiej wyglądasz. – Odpowiedziałam i odsunęłam kołdrę.
Chłopak zdjął bluzę i położył się obok mnie. To było miłe. To, że przyjechał, zainteresował się mną. Miałam szczęście w nieszczęściu. Szczęście, że takiego przyjaciela. Nieszczęście bo „tylko” przyjaciela. Nagle przypomniałam sobie to, co mówił Troy wczoraj w łazience. Byłam pogodzona z Przemkiem, ale Troy bardzo się starał.
                        - Jak z Przemkiem? – Zapytał przytulając się do mnie.
                        - Wszystko okej.  – Odpowiedziałam i odsunęłam się od chłopaka.
                        - To dobrze. – Stwierdził. – Szkoda tylko, że jednak wybrałaś Przemka.
                        - Czego Ty się spodziewałeś?
                        - Że pozwolisz mi się wykazać. Jeśli dałabyś mi tydzień to obiecuję Ci, że rozkochałbym Cię w sobie i uczynił najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
                        - Tydzień?
                        - Przemkowi wystarczył jeden dzień z tego co pamiętam i płakałaś, a przeze mnie byś płakała ale ze szczęścia.
                        - Głupi jesteś, wiesz? Jeśli myślisz, że…
                        - Cześć koc… Co jest kurwa? – Nagle do pokoju wpadł Przemek. – Widzę, że jednak Troy bardziej o Ciebie dba.
                        - My tylko leżymy i gadamy, o co Ci chodzi?
                        - Stary, czy Ty możesz się nie wpierdalać w nasz związek? – Syknął Przemek w kierunku Troy’a.
                        - Ja się nie wpierdalam, po prostu rozmawiamy. – Oburzył się Australijczyk.
                        - Tak przy niej leżysz jakby była Twoją dziewczyną.
                        - Przemek uspokój się. Troy mnie też zaskoczył, bo przyjechał z lekami. Chora jestem po wczoraj, więc się uspokój i przestańcie obaj wrzeszczeć, bo mi łeb pęka.
                        - Dobra przestań nagle gadać, że głowa Cię boli, bo na taką nie wyglądasz.
                        - Uspokój się, ona Marcelina źle się czuje więc ciszej bądź. – Bronił mnie Troy.
                        - Nie wpierdalaj się!
                        - Mam się nie wpierdalać? Gdyby nie to, że jesteś po kontuzji, to już bym Ci zajebał. Masz szczęście. Radzę Ci nie skakać do niej, bo to, że Wy jesteście ze sobą nie oznacza, że nie stanę w obronie przyjaciółki. Wylewała łzy za Ciebie, płakała, mówiła, że nie umie zapomnieć, a Ty jak się zachowujesz? Nie zasługujesz na nią Ty idioto!
                        - Troy, przestań.
                        - Nie, wiesz co, on ma rację. – Przyznał Przemek. – Szkoda tylko, że w trakcie tego co on mówił, nie przerwałaś.
                        - Weź się ode mnie odwal. Znowu Ci odbija! – Oburzyłam się. – Troy co ja mam zrobić, ja już nie daję rady. – Zwróciłam się do mojego obrońcy.
                        - Przemo słuchaj. Masz świetną dziewczynę, na którą nie zasługujesz. Patrz jak Ty się do niej w ogóle odnosisz. Wczoraj powiedziała mi wszystko co do Ciebie czuje…
                        - Nie wpierdalaj się! – Krzyknął mój chłopak. – Może sama byś się ruszyła i mi to wyjaśniła, a nie on się wpieprza.
Złapałam Troy’a za ramię, a sama wstałam, podeszłam do chłopaka i pocałowałam go. Wtedy czułam, że robię to po raz ostatni. W sumie byłam nawet tego pewna. Nie mogłam być z kimś, kto jest w stosunku do mnie i moich przyjaciół tak arogancki.
                        - A teraz kulturalnie, w podskokach stąd wypierdalaj. – Powiedziałam, trzymając dłonie na klatce Przemka.
                        - Co?
                        - To co słyszałeś. Tobie odbija. Nie jesteś już tym samym Przemkiem jakim byłeś. Musiałeś naprawdę mocno uderzyć się w... Ciii – Położyłam palec na jego ustach, kiedy chciał coś powiedzieć. – Teraz ja mówię. Troy tłumaczył Cię, że może to dla Ciebie nowa sytuacja. To, że ja przeżyłam tragedię, Ty kontuzję, ale to nie jest powód, żeby się na wszystkich wyżywać. Wczoraj śpiewałeś całkowicie inaczej. Dzisiaj już zachowujesz się inaczej. Tak, jakby siedziały w Tobie dwie osoby. Ja potrzebuję kogoś, kto się mną zajmie, a nie będzie się na mnie wyżywał. – Wytłumaczyłam mu bardzo spokojnym tonem. – Teraz wyjdź. Zniknij z mojego życia i nie pokazuj mi się na oczy.
                        - Ty chyba nie mówisz poważnie? – Zapytał wystraszony. – To, że jestem o Ciebie zazdrosny, jest oznaką jakiegoś wyżywania się?
                        - Nie, ale to, że wrzeszczysz na mnie i Troy’a, którego znasz już tak długo nie jest normalne. Gdybyś mnie przyłapał na całowaniu, albo czymś podobnym, to okej, ale my Tylko gadaliśmy, a Ty robisz aferę jak nie wiem co. – Odpowiedziałam delikatnie wypychając chłopaka z pokoju. – Idź już, źle się czuję. Idź i nie wracaj.
                        - Dobrze, ale obiecuję Ci, że jeszcze będziesz chciała wrócić. – Ostrzegł mnie chłopak i wyszedł.
Zamknęłam za nim drzwi na klucz i usiadłam na łóżku. Nie miałam siły się rozpłakać, więc po prostu przytuliłam się do Troy’a. Potrzebowałam kogoś, kto naprawdę mnie wesprze,
                        - Nie przejmuj się tym kretynem, proszę Cię.
                        - Troy, ja już nie mam siły do tego wszystkiego. – Odpowiedziałam i rzuciłam się na łóżko, a Australijczyk po chwili zrobił to samo.
                        - Wierzę Ci, ale dasz radę. Jesteś silną dziewczyną, a ja jeszcze jestem z Tobą.
                        - Dziękuję.
Chłopakowi chyba zrobiło się mnie żal. Dotknął mojego policzka, przetarł łzy, sprawdził czy nie mam gorączki i pocałował w czoło. Osłabiona leżałam na łóżku i myślałam czy dobrze zrobiłam goniąc Przemka. W końcu ja też zrobiłabym się o niego zazdrosna gdybym złapała go w łóżku z inną. Ale na pewno nie zrobiłabym mu aż takiej zadymy jak on mi i Troy’owi.
Troy delikatnie podniósł mnie i położył tak jak leżeć powinnam. Nigdy nie sądziłam, że ktoś będzie się mną aż tak opiekował. Australijczyk przykrył mnie ciepłą kołdrą, poprawił poduszki i usiadł na brzegu łóżka. Przyglądał mi się, ale na twarzy miał wymalowane zmartwienie.
                   - Troy, co się stało? – Zapytałam, kładąc dłoń na jego dłoni.
                   - Głupio mi.
                   - Dlaczego? Przez to co tu się stało?
                   - Tak. Wjebałem się Wam i wszystko zepsułem. – Odpowiedział opuszczając głowę.
                        - Troy, przestań, nie obwiniaj się. To była moja decyzja. On od czasu tego upadku zmienił się.
                        - Ale sama popatrz, że gdybym się nie przytulił do Ciebie to byłoby okej, a tak?
                        - Troy przestań! To nie jest Twoja wina. On zawinił. Sam słyszałeś jak się darł do Ciebie i do mnie. To nie jest już ten sam Przemek w jakim się zakochałam. Batch proszę, zrozum to.
                       - Nie umiem. Zawaliłem jako kumpel. Chciałem dobrze, wyszło jak zwykle. – Wściekł się Australijczyk.
Chłopak chciał wstać, ale w ostatniej chwili przyciągnęłam go do siebie i przytuliłam. Widziałam, że jest na siebie zły za to wszystko. To nie była jego wina. Sama byłam między młotem a kowadłem. Przemek zachowywał się jak skończony kretyn, a moje serce bardzo powoli zaczynał skradać Troy. W sumie takiemu chłopakowi jak on nie sposób jest się oprzeć.
Czas spędzony z Troy’em mijał bardzo przyjemnie, mimo że cały czas dzwonił do mnie Przemek. Nie chciałam z nim gadać. Nie umiałam mu już uwierzyć. Myślałam, że to co mówił wtedy w domu idzie prosto z serca, ale jednak się pomyliłam i to ostro.
                   - Pojedziesz ze mną do Anglii? – Wypalił nagle Troy.
                   - Ja dobrze usłyszałam?
                   - Tak, chcę Cię zabrać do siebie na jakiś czas. Masz wolne, jesteś chora, a ja zobowiązałem się do opieki nad Tobą.
                   - Głupi jesteś.
                   - Zakochany, a nie głupi. – Wyszeptał z nadzieją, że ja tego nie usłyszę.
                   - Co, co, co? – Zapytałam dla pewności.’
                   - Nic.
                   - Wszystko słyszałam. – Odpowiedziałam kładąc dłoń na czole i spoglądając na chłopaka. – Troy, obiecaj mi, że nie będziesz na mnie naciskał.
                   - Tak wiem, potrzebujesz czasu.
                   - Właśnie tak.
                        - To potraktuj to jako przyjacielski wyjazd. – Zaproponował.
                        - Troy to nie jest takie proste.
                        - Jest. Moja w tym głowa.
                        - Jesteś szurnięty. – Odpowiedziałam uśmiechem i oparłam głowę o jego ramię. – Nie wiem jak Ty, ale ja muszę się przespać.
                        - Przecież jest po dwunastej. W dzień chcesz spać?
                        - Tak, źle się czuję.
                        - Proszę nie śpij.
                        - To Ty też się prześpij.
Australijczyk pokręcił głową i zaczął dzwonić po lotniskach. Kiedy udało mu się załatwić bilety wstał z łóżka i przeciągnął się.
                        - Gdzie masz walizki?
                        - Jaja sobie robisz?
                        - Nie, mamy bilety już zarezerwowane. Na jutro na godzinę jedenastą pięćdziesiąt. – Odpowiedział i otworzył moją szafę.
                        - Troy uspokój się.
                        - Nie, musisz się stąd wyrwać. Ja jestem na chorobowym, więc będę mógł się Tobą zająć.
                        - Oszalałeś do reszty.
                        - Wiem.
                        - Twoje spontany mnie wykończą. Znam Cię 2 dni, a już mam Cię dość. – Burknęłam i zwlekłam się z łóżka. Założyłam kapcie, zdjęłam z Troy’a bluzę i pokazałam mu gdzie walizki są schowane. – Dobra, wybierz mi jakieś ciuchy, a ja idę do Wojtka, bo z mamą gadać nie będę.
                        - Dobrze.
Przewróciłam oczami i osłabiona poszłam w stronę salonu. „Co za kretyn I on myśli, że od tak uda mu się mnie porwać. Ale z drugiej strony z takim Troy’em wyjechać. Będziemy się seksić bez obaw, że mama usłyszy. Tak, życie jest piękne. No ale kurde, co za palant” pomyślałam siadając na fotelu obok matki i Wojtka.
                        - Mam sprawę.
                        - Co znowu chcesz? – Burknęła kobieta, gładząc dłonią brzuch.
                        - Troy mnie porywa na tydzień do siebie do Anglii. Przed chwilą głupek zarezerwował bilety. – Odpowiedziałam, ledwo mrugając oczami.
                        - Ale jak to na tydzień zapytał Wojtek.
                        - Jedź! Jedź córciu, jedź. Ja Ci jeszcze pieniądze dam. – Ucieszyła się najwyraźniej mama.
                        - Wiedziałam, że mogę na Ciebie liczyć. – Odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
                        - Jak zawsze. – Zrobiła to samo.
                        - Czujesz ten sarkazm? – Zapytałam i wyszłam z pokoju.
Ciągnęłam nogami po podłodze, otworzyłam drzwi, a tam Troy w najlepsze przegląda moją garderobę. Uniosłam brew, rzuciłam się na łóżko i zamknęłam oczy.
                        - I co? – Zapytał zaciekawiony.
                        - Mogę jechać.
                        - Ale nawet gdyby się nie zgodzili, to i tak bym Cię porwał.
                      - Domyślam się. – Odpowiedziałam. – Wiesz co, jesteś mega kochany, ale i męczący za razem, wiesz?
                        - Dlaczego? – Zapytał i nagle poczułam jak nachyla się nade mną.
                        - Cały czas tu jesteś, biegasz wokół mnie jak nie wiem co, żyć nie mogę. Potrzebuję odpocząć, a Ty mi to utrudniasz. – Odpowiedziałam i otworzyłam oczy.
Chłopak „wisiał” nade mną i z uśmiechem wysłuchał mojego marudzenia. Jego niebieskie oczy wywołały u mnie ciarki. Troy bardzo niepewnie zbliżył swoją twarz do mojej, delikatnie swoimi ustami dotknął moich i po chwili pocałował.
Jego pocałunki sprawiały, że czas stawał w miejscu, nic się nie liczyło. Miękkie i delikatne usta dotykając moich, wywoływały podniecenie, nie miałam najmniejszej ochoty odrywać od niego swoich ust. Zawiesiłam ramiona na jego szyi i tak trwając z nim poczułam, ze się zakochuję. Nie chciałam do siebie dopuścić tego faktu, nie chciałam, żeby potoczyło się to tak szybko, ale nie byłam już nic w stanie zrobić. Troy skradał moje serce stopniowo, ale bardzo skuteczne. Australijczyk zaczął całować mnie po szyi, a powietrze, które wydychał uderzało w moje ciało i zaczęłam się uśmiechać. Nie moja wina, że miałam łaskotki. Troy podniósł twarz, spojrzał na mnie i wyszeptał cichutko „Przepraszam, ale ja się zakochałem”. Popatrzyłam na niego i nie pozostawało mi nic innego jak tylko go pocałować.
Chłopak zszedł ze mnie i wrócił do pakowania walizek. Pokazywał mi ciuchy, a ja odpowiadałam tylko „tak” lub „nie”. Tak zaangażowanego chłopaka jeszcze nigdy nie widziałam. Troy naprawdę wziął sobie do serca ten wyjazd. Wiedziałam, że to nie będzie takie proste jak mu się wydaje, ale pomyślałam sobie „niech się chłopak wykaże”. Cały dzień spędziliśmy w domu. Ja nawet nie wiedziałam kiedy zrobiła się 19. Przy przystojnym chłopaku straciłam kompletnie poczucie czasu. Leżałam na łóżku, podczas kiedy Troy, pakował mają kosmetyczkę. Aż nie mogłam się powstrzymać przed zrobieniem mu zdjęcia, kiedy wąchał mój błyszczyk. Zachichotałam cicho i położyłam się pod kołdrą. Troy robił swoje, a ja ułożyłam się wygodnie i doszłam do wniosku, że odrobina snu mi się przyda.
                   - Troy, zostaniesz na noc? –Zapytałam trochę skrępowana.
                   - A chcesz tego? – Zapytał spoglądając na mnie zza ramienia.
                   - Tak, chcę. – Odpowiedziałam i zaprosiłam chłopak do łóżka, a kiedy ten położył się przy mnie, położyłam głowę na jego ramieniu. – Dziękuję za dzisiaj.
                   - A ja Cię przepraszam.
                   - Oj zamknij się już i chodź spać, jutro musimy wcześnie wstać.

                   

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział XIV

Ze snu wyrwał mnie dźwięk telefonu, ale nie mojego lecz mojego kolegi. Podniosłam głowę, a Troy delikatnie się nade mną nachylił, żeby dosięgnąć swoją komórkę. Uchyliłam oko i czekałam na to co powie.
                        - Spierdalaj. – Burknął niepocieszony chłopak i wziął telefon na swoją stronę, po czym chyba schował go pod poduszkę.
Cicho zachichotałam i odwróciłam się w stronę chłopaka. Troy popatrzył na mnie, cudownie się uśmiechnął i przetarł zaspane oczy.
                        - Nie chciałem Cię obudzić.
                        - Nic się nie stało. – Odpowiedziałam i zaczęłam poranną gimnastykę. Czułam jak każda moja kostka strzela od naprężenia. – W ogóle to. – Przerwałam swoje przeciąganie  i położyłam się obok Troy’a, na brzuchu. – Przepraszam za wczoraj.
                        - Za wczoraj, czyli?
                        - No to, że byłam taka bezpośrednia. – Odpowiedziałam i poczułam jak moje policzki zalewają rumieńce.
                        - Ale chyba dobrze Ci było? – Zapytał przyciągając mnie do siebie.
                        - Szału nie było. – Odparłam chamsko, ale po chwili uśmiechnęłam się do chłopaka i pocałowałam w policzek.
                        - Uraziłaś mą męską dumę. – Odpowiedział robiąc smutną minę.
                        - Oj ja żartowałam.
Chłopak zasmucony odwrócił się do mnie plecami i nie odezwał się. Zachichotałam i wstałam z łóżka.
Troy leżał odwrócony i coś nucił, a ja cały czas się uśmiechałam. Dzięki niemu chociaż na chwilę oderwałam się od moich problemów. Chciałam się przebrać kiedy rozległo się pukanie do moich drzwi. Wiedziałam, że to Wojtek, bo mama nigdy nie pukała do drzwi.
                   - Proszę. – Odpowiedziałam i pokazałam Troy’owi, żeby się trochę przykrył kołdrą.
Chłopak przez chwilę protestował, więc sama go przykryłam, a sama złapałam za jego bluzę leżącą praktycznie na środku pokoju i poszłam otworzyć drzwi.
Mężczyzna patrzył na mnie, podczas gdy Troy, którego widziałam w odbiciu lustra skierowanego praktycznie na łóżko, rozbierał mnie wzrokiem. Partner mamy chyba widział dokładnie co robi Australijczyk, więc tylko się uśmiechnął.
                   - Jak jesteście głodni to zapraszam na śniadanie.
                   - A matka jest?
                   - Tak.
                   - To my zjemy tutaj.
                   - Okej, to jak coś, to przyjdziesz po rzeczy do kuchni, dobrze?
                   - Spoko. – Odpowiedziałam i zamknęłam drzwi.
Nie wiem jak, jakim cudem, nawet nie zwróciłam uwagi kiedy, Troy stanął tuż przy mnie. Odwróciłam się, spojrzałam w jego oczy. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Zrobiło mi się cholernie głupio, bo  wyszłam na puszczalską małolatę, ale nie umiałam mu się oprzeć. Kiedy na chwilę spojrzałam w okno Przemka, które było praktycznie naprzeciw mojego, zauważyłam, że on tam jest. To było jak impuls, bo odepchnęłam Troy’a.
                        - Co się dzieje? – Zapytał zmartwiony.
                        - Przepraszam, ale ja tak nie mogę. – Wyjąkałam prawie płacząc.
                        - Pewnie chodzi o Przemka.
                        - Też. – Przytaknęłam. – Ale głównie o to, że przespałam się z Tobą, praktycznie Cię nie znając, mam wyrzuty sumienia, żal sama do siebie. Wyszłam na puszczalską małolatę, która poleciała na Twoje piękne oczy. – Mówiłam dalej. – Ja pierdole Troy niech to zostanie między nami. Nie mówmy nikomu o tym. – Dokończyłam i po moim policzku popłynęło kilka pojedynczych łez.
Troy podszedł do mnie i chciał przeprosić, ale po raz kolejny go odepchnęłam, jednak chłopak nie dawał za wygraną. Mimo moich protestów, on bardzo mocno starał się mnie ujarzmić i udało mu się. Po chwili uległam i przytuliłam się do jego szyi. Miałam nadzieję ,że nikt się nie dowie o tym co tu się działo. Troy nie traktował mnie jak pierwszej lepszej laski, którą chciał zaliczyć. Chyba, że już tak wspaniale miał to wyuczone. Zakładałam ,ze gdyby Troy coś tam jednak do mnie poczuł, to nigdy w życiu nie zgodziłabym się po tak krótkiej znajomości na związek. W razie co, nie chciałam, by powtórzyła się sytuacja z Przemkiem. Jak widać nie poznaliśmy się zbyt dobrze. Wolałam najpierw poznać Troy’a a dopiero później może myśleć o czymś więcej.
Puściłam chłopaka, który ocierał moje łzy i zabrałam się za przebranie. Dziś postawiłam na coś luźniejszego. Szare spodnie dresowe, ciepłe, pluszowe kapcie, czarna bokserka i niebieska bluza, której nie miałam zamiaru oddawać Troy’owi. Chyba się pogodził ze stratą części garderoby. Zarzucił na nogi te same spodnie co wczoraj, tą samą koszulkę, a na twarz ten sam uśmiech co wczoraj. Taka mała rekompensata za te wszystkie odczucia.
                   - Twój telefon chyba dzwoni. – Zauważył Troy, kiedy mieliśmy wychodzić z pomieszczenia.
                   - Niech sobie dzwoni. Później sprawdzę kto to. – Machnęłam ręką.
                   - A jak to Przemek? – Zapytał podejrzliwie.
Zagryzłam delikatnie wargę, zrobiłam typowy dla Polskich nastolatek dziubek i jednak podeszłam do telefonu. Tak, dzwonił Przemek. Miałam wątpliwości czy odebrać, czy nie, ale Troy popatrzył na mnie znacząco, usiadł na łóżku i czekał.
                        - Czego chcesz? – Burknęłam do słuchawki.
                        - Co słychać?  - Zapytał jak gdyby nigdy nic.
                        - Tylko po to dzwonisz?
                        - Nie, chciałem się z Tobą spotkać, bo chcę pogadać.
                        - Nie mam czasu.
                        - Tak, teraz Troy bardzo Ci go sobą wypełnia. – Odparł chamsko. W jego głosie można było wyczuć zazdrość.
                        - Tak, wypełnia.
                        - Wiem, widziałem was z okna. Chyba się świetnie przy nim bawisz.
                        - Po pierwsze, czy Ty mnie śledzisz? Po drugie, co Ci do tego? Po trzecie, on się chociaż mną interesuje.
                        - Twoimi cyckami, a nie Tobą. – Warknął Przemek.
                        - Słuchaj Ty chamie, przeżyłam… - W ostatniej chwili ugryzłam się w język. – Przeżyłam najgorszy tydzień jaki był tylko możliwy, a Troy był przy mnie, kiedy potrzebowałam się komuś solidnie wypłakać. Był tu zamiast Ciebie. Jestem mu za to cholernie wdzięczna. Tobie nic do tego!
                        - I pewnie nikt się nie domyślił, że jemu chodzi tylko o to, żeby Cię przelecieć.
                        - Przynajmniej to zrobił, bardzo porządnie i był niesamowity. Wchodził we mnie głęboko, a z każdym ruchem czułam niesamowitą ekstazę. Wiesz takie uczucie, którego Ty ni….
Chłopak niespodziewanie się rozłączył. Uśmiechnęłam się do Troy’a i odłożyłam telefon na miejsce. Podeszłam do okna żeby zobaczyć, czy Przemek nas obserwuje i nie pomyliłam się. Jego zazdrość napędzała mnie do działania. Mimo, że bardzo intensywnie lało, widziałam jego minę. Bardzo nie pocieszoną. A mogła być ona jeszcze gorsza, bo podszedł do mnie, przytulił, a w stronę Przemka posłał powalający, chamski uśmiech. Niby powinno mnie to wkurzyć, bo nadal miałam wyrzuty sumienia, ale jednak mnie to ucieszyło. „ Może się w końcu ruszysz i sam do mnie przyjdziesz?” syknęłam i odwróciłam się przodem do Troy’a, który mnie ciągle do siebie tulił.
                        - Jemy śniadanie u mnie, czy idziemy na miasto? – Zapytałam kładąc dłonie na jego klatce piersiowej. Jego serce niesamowicie mocno biło. Nie spodziewałam się tego.
                        - A chce Ci się gdziekolwiek iść? – Zapytał czochrając swoje brązowe włosy.
                        - No nie. Najchętniej to bym z pokoju w ogóle nie wychodziła.
                        - No to nie wychodźmy, poznamy się lepiej.
                        - A Ty nie powinieneś lecieć do Anglii, albo Szwecji na ligę?
                        - Powinienem, ale wiesz, tak bardzo źle się czuję. – Zaczął udawać.
                        - Przestań, musisz jechać! – Oburzyłam się.
                        - Wolę spędzić z Tobą trochę czasu.
                        - Absolutnie!
                        - No weź. – Marudził przystojniak.
                        - Zapomnij.
                        - Dlaczego?
                        - Dlatego, że znamy się raptem jeden dzień, a Ty już chcesz opuszczać mecze przeze mnie?
                        - Przecież żartowałem. – Poprawił się nagle chłopak.
Uśmiechnęłam się z ulgą i odsunęłam od chłopaka, złapałam niepewnie za jego dłoń i poszliśmy do kuchni.
Matka i Wojtek siedzieli w salonie i chyba omawiali jakiś bardzo ważny temat, bo ich głosy były bardzo podniesione. Nie wsłuchiwałam się za bardzo. Jedynie zakryłam uszy i wtuliłam się w Troy’a. Przypomniała mi się ta okropna kłótnia, która zniszczyła wszystko. Razem z Australijczykiem popatrzyliśmy w ich stronę, a mama na nas z takim gniewem jak wtedy na ojca. Chłopak przytulił mnie i wyszliśmy na zewnątrz.
Deszcz lał niesamowicie. Na dworze było zimno, wisiały ciemne chmury, ale nam mimo wszystko humory dopisywały. Troy złapał mnie za rękę i zabrał w kierunku niewielkiego stawu, który znajdował się niedaleko naszego osiedla. Troy’owi najwyraźniej nie przeszkadzała aura, która panowała dookoła.
                   - Troy co Ty robisz?! –Zapytałam chłopaka, który postanowił wziąć mnie na ręce.
Nie odezwał się, tylko odpowiedział mi uśmiechem. Trzymał mnie mocno przy swoim ciele. Nie byłam świadoma, nie spodziewałam się, że strzeli mu do głowy tak idiotyczny pomysł. Chłopak z impetem wbiegł ze mną do lodowatej wody.
                        - Czy Tobie odbiło?! – Krzyknęłam do ciągle uśmiechniętego chłopaka. – Jesteś porąbany! – Dodałam i chlapnęłam w niego wodą.
                        - Czy ja kogoś okłamałem  wspominając o chorobie? – Zapytał biorąc mnie ponownie na ręce.
                        - Ale ja nie muszę brać w tym udziału głupku.
                        - Skończ już marudzić.
Miałam ochotę go rozszarpać. Było zimno, woda była zimna jak nie wiem co, ciągle lał deszcz, a ten jak gdyby nigdy nic wrzucił mnie i siebie za razem do stawu.  Byłam wściekła i szczęśliwa za razem, bo nikt nigdy nie wykazał się takim spontanem w stosunku do mnie. Zaczęłam się trząść z zimna, Troy’owi jak widać też ciepło nie było, więc przytuliłam się do niego i poszliśmy w stronę mojego domu. Przejeżdżało mało samochodów, więc dzięki temu nie wyglądaliśmy jak skończeni idioci.
Kiedy doszliśmy do mojego domu zatrzymałam się. „ Przez ogród, żeby matka się nie darła.
                   - Troy chodź przez ogród, bo matka się wścieknie. – Zawróciłam kierunek.
                   - Chyba nie będzie aż tak źle, co? – Zaśmiał się.
                   - Nie wiem ,ale wolę nie ryzykować.
Udało nam się bezszelestnie dostać do mojego pokoju. Ani mama, ani Wojtek nas nie zauważyli. Na szczęście w domu było w miarę ciepło, więc mogliśmy się zagrzać. Z zimna nie mogłam poradzić sobie ze zdjęciem ubrań, więc Troy postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.
                        - Ty już mnie wystarczająco po dotykałeś. – Odsunęłam się od chłopaka.
                        - Jesteś zła?
                        - Nie, nie zła tylko wkurwiona! Jak będę przez Ciebie chora to osobiście będziesz mi kupował leki i się mną zajmował. – Opieprzyłam go, lecz ten odpowiedział jedynie uśmiechem.
                        - Jesteś słodka jak się złościsz.
                        - Przestań, staram się być na Ciebie zła, ale mi to utrudniasz.
Chłopak zaśmiał się z zabrał ode mnie swoją mokrą bluzę. Na dvd włączyłam muzykę i starałam ogarnąć swój wygląd. Dzięki Troy’owi wyglądałam jak „idź po i nie wracaj”. Zabrałam inne ciuchy i skierowałam się do łazienki, która znajdowała się przy moim pokoju.
                        - Idę pod prysznic, zaraz przyjdę.
                        - Idę z Tobą.
                        - Daj mi chociaż 5 minut spokoju. – Poprosiłam natarczywego już chłopaka.
                        - Hmmm… Nie. – Odpowiedział i pocałował mnie.
Pokręciłam głową i poszłam do łazienki. Troy jak powiedział tak zrobił. Z głośników wydobywała się muzyka Lany Del Rey. W łazience było ją wspaniale słychać.
Rozebrałam się do bielizny, ciuchy rozwiesiłam na jednym z grzejników. Troy zrobił to samo i zaczął dobierać się do mojego stanika. Popatrzyłam na niego pytająco i złapałam za dłonie które szybko położył na tyle moich pleców. Patrzył mi w oczy z uśmiechem.
                   - Nie jestem taka głupia i naiwna za jaką mnie masz. – Burknęłam i odwróciłam się.
                   - Nie rozumiem.
                   - Jaki masz cel w tym, że tu ze mną siedzisz i tak się zachowujesz? Zaliczyłeś mnie więc jak każdy chłopak, który tego chciał powinieneś wyjść, ale Ty ciągle tu ze mną jesteś. Jakiś zakład z kolegami czy co?
                   - Aż takim palantem to nie jestem. Nie umiem bawić się czyimiś uczuciami.
                   - Ja ma w to uwierzyć?
                   - Tak, proszę uwierz mi. To, że jestem taki, a nie inny…
                   - Taki czyli jaki?
                   - Sama pomyśl.
                   - Tak przystojny, że na Twój widok laski mdleją?
                   - Ty to powiedziałaś. – Zaznaczył. – To nie znaczy, że jestem taki jak na przykład Darcy. Ze podrywam każdą, tylko po to, żeby ją przelecieć. Chociaż Darcy ma dziewczynę to inna sprawa. – Mruknął pod nosem.
                   - Tai mówił mi coś innego, że jesteś gorszy niż Darcy, bo zerwałeś z dziewczyną i każdą podrywasz. – Odpowiedziałam i założyłam ręce na piersiach.
                   - Tai to jest Tai. Szczerze to on gówno wie. – Syknął. – Możesz mi wierzyć, albo nie. Przy Tobie świetnie się czuję. Wtedy w parku maszyn jak siedziałaś z Tai’em  i jak się do mnie po raz pierwszy uśmiechnęłaś, to był taki impuls. Pomyślałem, że możesz się okazać naprawdę fantastyczną dziewczyną i wiesz co? Nie pomyliłem się. Szkoda tylko, że masz jakieś dziwne wątpliwości, bo czuję, że byłoby nam dobrze jako przyjaciołom, a później może jako parze. – Dokończył puszczając mnie.
To był cios. I dla mnie i dla niego. Nie chciałam dopuścić do takiej sytuacji, która wyniknęła między mną, a Przemkiem. Troy był cudowny, ale to działo się za szybko. Już raz po takim przyspieszonym tempie się rozczarowałam, nie chciałam, żeby to się powtórzyło. Zauważyłam, że ta moja obojętność zraniła Troy’a. To było niedorzeczne, żeby taki chłopak, tak szybko, zauroczył, albo i nawet zakochał w kimś takim jak ja, chociaż cały czas czułam, że to wszystko to jedna wielka podpucha, ale Troy wyglądał przy tym mega poważnie.
 Muzyka sprawiła, że ta chwila stała się jak kadr z filmu, albo teledysku. Lana śpiewająca “Everybody told me love was blind, then I saw your face and you blew my mind. Finally, you and me are the lucky ones this time”  do tego Troy patrzący na mnie jak zbity pies i ja, nie wiedząca co zrobić, jak się zachować. Jedynie na co pozwoliła mi odwaga to podejść do Troy’a i przytulić go.
                        - Troy przepraszam. – Wyszeptałam. – To dzieje się strasznie szybko. Jesteś świetnym chłopakiem, dzięki Tobie zapomniałam o moich smutkach, ale ja nie chcę się po raz kolejny rozczarować. Nie chcę powtórzyć tego błędu. Nie chcę się znów zbyt szybko związać. Proszę zrozum mnie. – Złapałam jego policzki i odwróciłam twarz w swoją stronę.
W głośnikach rozległo się Summertime sadness” a moje serce pękło. Przypomniał mi się ten pocałunek z Przemkiem w parku maszyn, to jak mnie tulił, patrzył na mnie. Okropne uczucie, kiedy serce jest rozdarte między dwiema cudownymi osobami.
Po półgodzinnym prysznicu z Troy’em leżeliśmy w łóżku. Przyniosłam nam gorącą herbatę, czułam, że po „niespodziance” chłopaka się rozchoruję. Akurat mnie rozkładało. Troy mimo wszystko miał fantastyczny humor. Nagle wyciągnął telefon i przysunął mnie do siebie.
                   - Cześć, wiesz co, rozłożyła mnie grypa, nie jestem w stanie pojechać. Nie wściekaj się, też zbytnio się nie cieszę.
Zaśmiałam się cicho i wygodnie położyłam. Sumienie mnie tknęło, żeby napisać sms do Przemka. „Musimy się spotkać. Chcę pogadać”. Włożyłam telefon i czekałam na odpowiedź. Nie musiałam w sumie długo czekać. ” Też mi się tak wydaje. Proszę wpadnij do mnie”. Westchnęłam głęboko i odkryłam się. Musiałam się zebrać w sobie, musiałam z nim porozmawiać, więc ja nie widziałam innego wyjścia.
                        - Troy, ja musze wyjść do Przemka, także musimy się rozstać. – Odparłam stanowczo.
                        - Proszę no, daj sobie z nim spokój.
                        - Nie mogę, nie umiem, powinieneś o tym wiedzieć.
                        - Oj wiem, rozumiem. – Wstał zaraz ze mną i poszedł do łazienki po swoje ciuchy.
                        - Mówiłam Ci, że to nie jest takie proste.
                        - Dobra, rozumiem. Jak chcesz to zadzwoń do mnie, ja będę pod telefonem. – Powiedział i zapisał mi numer na kartce leżącej na komodzie.
                        - Troy, ale to nie jest tak, że ja nie chcę się z Tobą przyjaźnić czy coś. Jesteś wspaniałym chłopakiem, ale wiesz jaka jest sytuacja. – Powiedziałam i przytuliłam się do niego.
                        - Wiem, rozumiem. Nie mam CI tego za złe. Jeśli jest szansa to walcz o niego, tylko pamiętaj, jeśli coś Ci zrobi, to ja się za Tobą wstawię i nie będzie, że mam go zostawić. – Ostrzegł mnie Australijczyk.
                        - Dziękuję, jesteś kochany. – Odpowiedziałam i pocałowałam go w policzek.
Zebraliśmy się, wyszliśmy i zaczęliśmy żegnać. To nie było proste po tak cudownie spędzonym dniu. Staliśmy chyba przez 10 minut pod zadaszeniem przez drzwiami. Kiedy w końcu się udało, a Troy pojechał w swoją stronę, ja poszłam do Przemka.  Miotały mną przeróżne emocje, ale miałam nadzieję na happy end.
Stałam przed drzwiami chłopaka i nie zdążyłam zapukać, kiedy ten otworzył mi drzwi. Stała przed nim i miałam ochotę rozpłakać się i rzucić mu w ramiona. To było dziwne uczucia, ale udało mi się je opanować. Weszłam do środka, w domu było pusto.
                   - Chodź, napijesz się czegoś? – Zapytał miło. – Czekaj nie odpowiadaj, pewnie to. – Uprzedził mnie i wyciągnął z lodówki puszkę z Red Bullem.
                   - Wiesz co lubię. – Wzięłam ją od niego z uśmiechem. – Przemek, ja nie wiem od czego mam zacząć.
                   - Dlatego ja zacznę, dobrze? – Zaproponował i usiadł obok mnie.
                   - No dobrze. – Zgodziłam się
                   - Chciałem Cię przeprosić. Jestem skończonym palantem. Potraktowałem Cię okropnie. Zostawiłem Cię w potrzebie, wtedy kiedy powinienem być przy Tobie, ja nie wiem dlaczego to zrobiłam. Proszę, naprawmy to. Jesteś dla mnie ważna, zmieniłaś mnie, moje życie, a ja zostawiłem Cię kiedy Ty potrzebowałaś mnie najbardziej. Wiem, że przez to stoję na straconej pozycji, wiem, że nadszarpnęło to Twoje zaufanie do mnie i wiesz co, nie dziwię się. Nie powinienem tego robić, ale proszę, wróć do mnie. Ja chcę się budzić przy Tobie, chcę widzieć Twój uśmiech, chcę dotykać Twoich dłoni, chcę całować Twoje usta, chcę, żebyś nadal była częścią mojego życia.  – Powiedział Przemek, a ja oczywiście się rozpłakałam.
                   - Kocham Cię. – Wyszeptałam wybuchając płaczem.
                   - Ja Ciebie też. – Odpowiedział i pocałował mnie.
Tak, to było to, czego potrzebowałam. Jednak Przemek był tym, którego tak bardzo potrzebowałam, to on sprawił, że mieszkanie tutaj stało się przyjemne. Dzięki niemu zrozumiałam, czym jest miłość. Mimo, że wpakowaliśmy się w taki związek, po kilkudniowej znajomości, byliśmy dla siebie wszystkim.
                        - Kiss me hard before you go, summertime sadness. I just wanted you to know, that baby you’re the best.  – Podśpiewałam cicho spoglądając mu w oczy.
                        - Proszę, zostań. Nie znikaj. Ja nie chcę, żebyś odchodziła, nie chcę żebyś przeze mnie płakała. Zrobiłem Ci krzywdę i teraz chcę to naprawić.

Popatrzyłam na chłopaka, on otarł moje łzy i pocałował. Znów nasze usta były razem. Znów byłam przy moim ukochanym chłopaku, znów wszystko było dobrze. „Gdyby jeszcze tata tu był, byłoby idealnie”.

sobota, 20 lipca 2013

Rozdział XIII

Niedziela. Minęły cztery dni od tamtego dramatycznego zdarzenia. Odbył się pogrzeb taty. Siedziałam przy jego trumnie, podczas gdy matka z tym swoim gachem stali na zewnątrz i najwyraźniej świetnie się bawili. Bolało mnie to jak nie wiem co. Widziałam, że śmierć ojca była mamie na rękę, bo nawet jej facet zdążył się do nas wprowadzić. Z Przemkiem nie układało się najlepiej. Darliśmy koty jeszcze bardziej. Oddalaliśmy się od siebie, ale jednak nadal ze sobą byliśmy. Kwestią czasu było nasze rozstanie
 Ciągle leżąc w łóżku, zbierałam się w sobie by wstać. Było już po 18, Przemek miał za chwilę po mnie dzwonić. Chciał, żebym wyszła trochę do ludzi, ale bałam się tego gadania „O to jej ojciec się zabił”.
Leżałam w łóżku, mozolnie ubierając spodnie, kiedy do pokoju wpadł Przemek.
                   - Ty jeszcze nie gotowa? – Burknął chłopak.
                   - Jak masz zamiar się na mnie wyżywać do wyjdź.
                   - Nie, obiecałem Ci, że Cię stąd zabiorę więc idziesz ze mną.                   
Zmotywowałam się, przebrałam i wyszliśmy. Nie byłam do końca pewna czy to dobra decyzja, ale nie miałam już wyjścia. Siedzieliśmy w samochodzie z Przemkiem i jego mechanikami. Było mi obojętne czy dowiedzą się o naszej kłótni od osób trzecich, czy sami ją usłyszą.
                        - Twój tato nie żyje, pochowałaś już go, więc skończ płakać.
                        - Postaw się w mojej sytuacji.
                        - Przestań już, dobrze!
                        - Ty pieprzony hipokryto! O co Ci tak właściwie chodzi, bo już nie wiem.
                        - Widziałem tabletki i żyletki w Twoim pokoju. Nie mam zamiaru Cię pilnować.
                        - Nikt Ci nie każe.
                        - Ej uspokójcie się już! – Przerwał naszą kłótnię jeden z mechaników.
                        - Nie wtrącaj się. – Odparł Przemek. – Nie będę się zastanawiał czy na drugi dzień dostanę wiadomość, że coś sobie zrobiłaś, czy nie. Muszę się skupić na rehabilitacji, żeby jak najszybciej wrócić do ścigania, a Twoja sytuacja mi to utrudnia.
                        - Mam świetne rozwiązanie!
                        - Jakie?
                        - Rozchodzimy się. Ty zajmiesz się swoją rehabilitacją, a ja znajdę kogoś, kto naprawdę się mną zainteresuje i nie zostawi w potrzebie!
                        - I wiesz co, tak będzie najlepiej. Chyba za szybko się ze sobą związaliśmy.
                        - Przypominam Ci, że to ty pierwszy powiedziałeś, że mnie kochasz.
Przemek po tych słowach nagle umilkł. Nie odezwał się. Przypomniałam mu jak to naprawdę było. Smutno mi się zrobiło, kiedy zgodził się na rozstanie. Myślałam ,że jemu naprawdę zależy, ale pomyliłam się.
Znaleźliśmy się już na miejscu. Z hukiem wyszłam z auta i poszłam razem z Przemkiem do parku maszyn. Starałam się zachowywać pozory. Miałam nadzieję, że choć na chwilę oderwę się od tego syfu. Tak też się stało. Zaciągnęłam się, poczułam zapach metanolu i od razu zrobiło mi się lepiej. Zostawiłam Przemka i poszłam pod bandę. Było naprawdę mało ludzi, co bardzo mnie zadziwiło. Pogoda nie była nie wiadomo jak fantastyczna, bo było bardzo duszno i zanosiło się na deszcz. Zarzuciłam na głowę kaptur i zaczęłam cicho szlochać. Za dużo rzeczy na raz się skumulowało. Nie chciałam nikogo widzieć, ale jak na złość, ktoś oczywiście musiał kręcić się w pobliżu.
                   - Płaczesz? – Odezwał się cicho męski głos, po Angielsku.
                   - Nie kurwa fontannę udaję. – Oburzyłam się i rozpłakałam jeszcze bardziej.
                   - Spokojnie. Chcesz pogadać?
                   - Nie, dzięki. Musze sobie sama poradzić. – Odpowiedziałam i spojrzałam na rozmówcę. – Tak w ogóle to Marcelina jestem.
                   - Tai. – Odpowiedział i podał mi dłoń. Chłopak jeszcze przez chwilę ją trzymał i głęboko spoglądał mi  w oczy. – Co się stało? Powiedz mi, to może uda mi się pomóc.
                   - Mój tata cztery dni temu popełnił samobójstwo przez moją matkę, ona ma mnie w dupie i przed chwilą rozstałam się z chłopakiem. Jeśli cofniesz czas o tydzień to Ci zaufam.
Wytatuowany chłopak nie odezwał się, tylko opuścił wzrok i objął mnie ramieniem. Wiedziałam, że Tai nie dawno też stracił tatę, więc on najlepiej wiedział jak się czuję.
                        - Świetnie Cię rozumiem. Przykro mi.
                        - Zastanawia mnie tylko to, dlaczego nagle wszyscy się ode mnie odwrócili. Czuję się winna tego, że mój tato się zabił, ale to była wina mojej mamy. Ona się puściła, nie ja. To jest tak głupie i poplątane, że nic z tego nie rozumiem.
                        - Najwyraźniej nie chcą się mieszać w takie sprawy. Boją się, że będą musieli wziąć na siebie odpowiedzialność za Ciebie.
                        - Ale ja nie chcę, żeby ktokolwiek brał za mnie odpowiedzialność. Nikogo o to nie proszę.
                        - Ja wiem, rozumiem.
                        - Nie, nic nie rozumiesz. – Ochrzaniłam chłopaka.
                        - Spokojnie, chcę Ci pomóc, więc nie awanturuj się.
                        - No dobrze, przepraszam
                        - Wiesz co, jak chcesz to chodź do mojego boksu i tam na spokojnie pogadamy.
                        - Nie, lepiej się skup na dzisiejszych zawodach. – Broniłam się.
                        - O mnie się nie martw.
                        - Ty o mnie też.
                        - Nie rozśmieszaj mnie.
Popatrzyłam na Tai’a i już miałam z nim iść, ale nagle podszedł do niego Przemek. Odwróciłam twarz z grymasem i wgapiałam się w stronę zawodników gości.
                        - Co Ty mi dziewczynę podrywasz? – Zapytał Przemek.
Nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam, więc ze zdziwieniem popatrzyłam na niego i następnie na Tai’a.
                        - Jeszcze jakieś 10 minut zgodziłeś się na to, żebyśmy się rozeszli, a teraz nagle jestem Twoją dziewczyną? Zazdrość Cię zżera przez to, że Tai się mną zainteresował, czy co?
                        - Żadna zazdrość.
                        - To co?
                        - Nic, po prostu nie umiem z Tobą nie być. Zachowuję się jak kretyn, bo całe moje rozczarowanie i wściekłość odreagowuję na Tobie.
                        - Tak, ale kretyn to mało powiedziane.
                        - Przepraszam.
                        - Nie Przemek, żadne przepraszam. Teraz przeprosisz, a za godzinę znowu wyjedziesz mi z tekstem, że masz wystarczająco dużo swoich problemów, a ja Ci jeszcze będę przeszkadzała w rehabilitacji. – Wyrzuciłam to z siebie. – Teraz, kiedy najbardziej Cię potrzebuję, Ty masz mnie gdzieś. Interesuje Cię tylko to, co dzieje się z Tobą. W szpitalu powiedziałeś, że zawsze mogę na Ciebie liczyć, ale jak widać wcale tak nie jest. – Dokończyłam i odwróciłam się do niego plecami. – Wiesz co Tai, masz rację, chodźmy stąd. – Zwróciłam się do obecnego przy całej sytuacji chłopaka.
Tai zabrał mnie do swojego boksu. Szłam obok niego i czułam jak chłopcy z Betardu na mnie patrzą. To było bardzo głupie uczucie, bo wiedziałam, że będę w centrum zainteresowania. To jednak była decyzja Tai’a, którą postanowiłam uszanować.
Chłopak „zaprosił” mnie na swoje stanowisko. Kazał usiąść, a sam zaczął zajmować się sprzętem. Obserwowałam go i ocierałam łzy. W tle widziałam jak jego koledzy chodzą w tą i z powrotem. Na szczęście żaden nie zwrócił na mnie uwagi. Zależało mi na tym.
                   - Ten koleś to ten chłopak, który z Tobą zerwał? – Zapytał Tai, regulując zapłon.
                   - Tak, to on. Teraz mi robi wyrzuty i zaczyna przepraszać.
                   - Serio?
                   - Tak, chy…
                   - Z kim gadasz? – Odezwał się nagle kolejny głos i obok Tai’a pojawił się Troy Batchelor.
Mimo mojej dramatycznej sytuacji uśmiechnęłam się i delikatnie otarłam łzy. Tai chyba musiał znacząco popatrzeć na kolegę, bo ten nagle spojrzał na mnie, uśmiechnął się i podszedł przywitać.
                        - Cześć, jestem Troy. – Przywitał się o dziwo po Polsku.
                        - Marcelina. – Odpowiedziałam z idiotycznym uśmiechem na twarzy. – Proszę, nie mów przy mnie po Polsku.
                        - Dlaczego? – Zapytał w swoim ojczystym języku.
                        - Jeśli nie chcesz, żebym cały czas uśmiechała się jak idiotka, to po prostu tego nie rób.
                        - No dobrze. – Spełnił moją prośbę. – W ogóle dlaczego tu siedzisz? Widziałem jak z Przemkiem przyszłaś.
                        - No, bo Tai mi zaproponował, że mogę z nim posiedzieć.
                        - A Przemek?
                        - Stary skończ z tym. – Syknął Tai.
                        - Spokojnie. – Wtrąciłam się. – A co, przeszkadza Ci moja obecność tutaj?
                        - Tak, przeszkadza. Ale to, że siedzisz tutaj a nie u mnie.
Spojrzałam na niego zaskoczona, kiedy Tai zawołał mnie do siebie. Odsunęliśmy się trochę, chłopak niepewnie spojrzał na kolegę.
                        - Nie słuchaj tego idioty. Niedawno rozstał się z dziewczyną i teraz każdą podrywa, widać, że Ciebie też zaczyna zaczepiać. Nie ulegaj mu. – Ostrzegał mnie Tai.
                       - Mam zbyt lipny humor, żeby brać na poważnie jego zaloty. Skoro on chce się pobawić, to czemu nie. Spokojnie, nie martw się.
                        - Ja za dobrze znam Troy’a i wiem jaki jest. Uwierz mi, że jest gorszy niż Darcy.
                        - Tak?
                        - Tak, dlatego trzymaj dystans.
                        - Dobrze, będę uważała.
                        - Bardzo się cieszę. – Odpowiedział uśmiechnięty i razem wróciliśmy do Troy’a.
                        - To co, zapraszam do mojego boksu. – Odezwał się Troy.
Puściłam oczko do Tai’a i poszłam z przystojnym Australijczykiem. Głupio mi było, ale naprawdę chciałam odciągnąć swoje myśli od tej kłótni z Przemkiem. Miałam nadzieję, że nie będę musiała poruszać tematu ojca przy Troy’u. Chciałam choć na chwilę umilić sobie dzień.
                        - Czemu jesteś smutna? – Zepsuł mi tym pytaniem cały plan.
                        - Nie chcę o tym gadać, proszę Cię.
                        - Jak chcesz, żeby nie było, że nie zainteresowałem się. – Odpowiedział optymistycznie.
                        - Dziękuję. – Odpowiedziałam, przecierając policzki rękawami czarnej bluzy.
                        - Ale powiedz co się stało. – Wypytywał nadal chłopak, kucając przede mną.
                        - Troy, proszę skończ już. Nie chcę o tym gadać.
                        - Proszę. – Wyszeptał cicho, jak na złość w języku Polskim.
Rzuciłam chłopakowi wściekłe spojrzenie, a ten wystarczy, że się uśmiechnął i już mnie uspokoił. To było dziwne.
Siedzieliśmy spokojnie u niego w boksie, kiedy nagle usłyszeliśmy niesamowity grzmot, a w oddali można było ujrzeć jednego z piorunów i dosłownie po kilku sekundach zerwała się niesamowita ulewa. Od razu ogłoszono, że zawody się nie odbędą. Z uśmiechem patrzyłam jak zawodnicy zaczęli zwijać swój sprzęt. Troy popatrzył na mnie trochę dziwnie.
                   - A może byś mi pomogła?
                   - Ja tu jestem gościem. – Odparłam z uśmiechem i ruszyłam się z miejsca, by jednak mu pomóc z tym wszystkim.
                   - Okej, to skoro zawody są odwołane, to umówisz się ze mną na kawę?
                   - Nie wiem, nie wiem czy mam ochotę.
                   - Oj, na pewno masz. – Spojrzał na mnie przekonywująco, więc zgodziłam się.
Po jakimś czasie przypałętał się Przemek. Przemoczony stał przy boksie Troy’a i patrzył na nas. Specjalnie, by wzbudzić w nim zazdrość, zaczęłam trącać, zaczepiać Australijczyka w nadziei, że Przemka ruszy sumienie i zacznie o mnie walczyć, ale on tylko popatrzył i kazał mi iść z nim, bo mieliśmy wracać do domu.
                        - Nie idę.
                        - Boże kochany, chodź już. Chcesz tu nocować czy co?
                        - Nie, ja zostaję z Troy’em. – Odpowiedziałam, kładąc dłoń na ramieniu wysokiego Australijczyka.
                        - Szybko sobie znalazłaś pocieszenie. – Burknął i poszedł w swoją stronę.
                        - Jeszcze Cię to dziwi?
Chłopak nie odpowiedział, więc ja pokręciłam głową i wróciłam do pomocy.
Kiedy udało nam się posprzątać, poszliśmy z Troy’em na parking. Chłopacy pakowali ostatnie rzeczy, przyglądałam im się, a po chwili chłopak objął mnie od tyłu. „Nie przesadzasz, przystojniaku?” pomyślałam jedynie i skierowałam wzrok na Przemka. Chłopak bardzo uważnie nas obserwował. Starałam się nie zwracać na niego uwagi, ale nie dało się.
                   - To co, idziemy na kawę? – Zapytał wesoło Australijczyk.
                   - Jasne. – Rzuciłam spoglądając raz na niego i raz na Polaka.
                   - Po co zwracasz na niego uwagę?
                   - Tak jakoś. – Odpowiedziałam i opuściłam głowę.
Troy objął mnie ramieniem i zaprowadził do swojego busa. Może i zachowywałam się jak dzieciak, ale chciałam, żeby Przemek zaczął o mnie walczyć. Zależało mi na nim i byłam pewna, że on tak nagle nie przestał mnie kochać. Przemek był zbyt uczuciowy, żeby tak się zachowywać. Niestety dużo mi obiecywał, ale jak widać słowa nie umiał dotrzymać. To bolało, ale ja nic nie mogłam z tym zrobić i najwyraźniej tak musiało być.
Po jakimś czasie, kiedy odwieźliśmy Troy’a mechaników, ja zaprosiłam go do siebie. Po co mieliśmy siedzieć w knajpie w mokrych ciuchach, skoro u mnie mogliśmy się wysuszyć. Weszliśmy do środka, mamy nie było. W kuchni zastałam jej kochanka, coś gotował. Nie miałam najmniejszej ochoty z nim siedzieć, więc bez słowa podeszłam do lodówki po coś do picia, ale ten mnie zauważył.
                   - Już wróciłaś? – Zapytał miło.
                   - A nie widać?
                   - I nie jesteś sama.
                   - Brawa za spostrzegawczość.
                   - Marcelina, ja będę chciał z Tobą porozmawiać. Proszę, poświęć mi chociaż pięć minut.
                   - Mów teraz.
                   - Nie chcę przy Twoim koledze.
                   - Spokojnie, on i tak Polskiego nie zna, bo jest Australijczykiem. – Odpowiedziałam. – Troy ja musze pogadać z tym kolesiem. Poczekasz u mnie w pokoju?
                   - Jasne. – Przystał chłopak.
                   - Zaraz wrócę.
Mężczyzna popatrzył na mnie, a ja razem z chłopakiem poszłam do mojego pokoju. Mój pokój wyglądał identycznie, jak przed tygodniem. Całymi dniami leżałam w łóżku, więc nie miał mi kto na bałaganić.
Chłopak rozglądał się dookoła, popatrzył na mnie i usiadł na łóżku. Uśmiechnęłam się jak idiotka, bo cieszyłam się, kiedy w swoim pokoju mogłam gościć kogoś takiego jak on.
                   - Powinnam mieć gdzieś moje koszulki. Od razu mówię są męskie, bo mam do takich słabość. – Powiedziałam i zdjęłam bluzę.
                   - Spokojnie, ja mogę bez koszulki paradować. – Zaśmiał się chłopak.
                   - Ale to może jak ja tu do Ciebie wrócę?
                   - Szybka jesteś.
                   - A Ty naiwny. – Odparłam chamsko i zaczęłam szukać. – Dobra wybierz tu sobie jakieś ciuchy. – Przerwałam żeby znaleźć coś dla siebie. – Ja się tylko przebiorę i idę z tym facetem pogadać.
Troy przytaknął, wyciągnął jedną z moich ulubionych koszulek i zdjął swoją. Męska klata nie działała na mnie zbytnio, ale tatuaże zdobiące jego ciało, już tak. Patrzyłam na jego lewy bok, na którym miał napis, starałam się go dyskretnie rozszyfrować, ale Troy chyba się domyślił.
                        - „One life, one Chance”.
                        - Dziękuję. – Uśmiechnęłam się, szybko przebrałam koszulkę i spodnie zarzuciłam inną bluzę.
Bluza Przemka. Pachniała jeszcze jego perfumami. Było mi niesamowicie głupio, bo w pokoju stał nieprzyzwoicie przystojny facet, podczas gdy w domu naprzeciw siedział chłopak, który zmienił moje życie.
Przetarłam oczy, w których pojawiło się kilka pojedynczych łez i poszłam do kuchni. Mężczyzna siedział przy stole. Matki nadal nie było. Miałam nadzieję, że nie przyjdzie mu coś głupiego do głowy, ale mogłam być spokojna. W końcu miałam Troy’a u siebie w domu.
Usiadłam obok niego, podał mi kubek z gorącą herbatą i z uśmiechem spojrzał na moje zmarznięte dłonie.
                   - Trochę przemokłaś. Obyś się nie przeziębiła.
                   - O to niech się pan nie martwi. – Burknęłam.
                   - Marcelina posłuchaj, powiem wprost; ja nie chcę Ci zastępować ojca. Wiem, że mnie nienawidzisz, bo teoretycznie zniszczyłem waszą rodzinę, ale proszę pozwól mi siebie poznać. Ja nie chcę wchodzić z Tobą na ścieżkę wojenną, bo Twoja mama opowiadała mi, że nie warto. Więc proszę, daj mi szansę na wykazanie się. Nie chcę być Twoim wrogiem.
                   - Jest Pan podejrzanie miły. – Stwierdziłam zaglądając zza żółtego kubka, trzymanego przy ustach. – Poza tym, nie obwiniam Pana, po prostu moja matka zachowała się jak ostatnia szmata, puściła się z Panem, a panu ciężko było pomyśleć po gumce. Jak chciała, żeby ją ktoś obracał to chociaż mogła pomyśleć, że może zajść w ciążę. – Stwierdziłam nie przebierając w słowach. - Może się jeszcze okaże, że to Pan jest moim ojcem, bo ja jestem dzieckiem jednego z takich wybryków.
                   - Słucham? – Zapytał zdziwiony.
                   - To nie powiedziała Panu o tym?
                   - Nie.
                   - No to jest z Panem bardzo szczera.
                   - Spokojnie, może nie chciała mi o tym mówić. – Wmawiał sobie mężczyzna.
                   - Nie wiem, ale modlę się o jedno, niech suka poroni i straci kogoś na kim jej bardzo teraz zależy, czyli Pana. Bo przez to, że mój tata się zabił straciłam trzy najukochańsze dla mnie osoby; ojca, chłopaka i matkę. Mam dla Pana propozycję, nie wchodźmy sobie w drogę, traktujmy siebie nawzajem jak lokatorów i będzie najlepiej. – Powiedziałam co myślę i wstałam od stołu. – A i jeszcze jedno. Niech się Pan poważnie zastanowi na związanie z moją mamą, bo jak widzi Pan niezłe z niej ziółko. – Ostrzegłam go i bardzo mocno zaciągnęłam się powietrzem. – Co Pan ugotował, że tak pachnie?
                   - Spaghetti w sosie beszamelowym. Zjesz? – Zaproponował.
                   - A to ja zapytam kolegę czy chce, dobra?
                   - Nie ma sprawy.
                   - Niech Pan…
                   - Wiesz co, skończmy z tym „Pan”. Zacznijmy wszystko od początku. Wojciech. – Podał mi dłoń.
                   - Marcelina. – Uścisnęłam ją i poszłam do Troy’a.
Cała ta rozmowa wydawała mi się dziwna. Facet był dla mnie przeraźliwie miły, herbatka, obiadek, takie rzeczy. Wzruszyłam ramionami i weszłam do pokoju.
Otworzyłam drzwi i nie mogłam powstrzymać mojego głupkowatego uśmiechu. Troy leżał na moim łóżku, w mojej koszulce i słodko spał. Podeszłam cicho do uchylonego okna, zamknęłam je, a chłopak akurat się przebudził. Byłam zła sama na siebie, że go obudziłam.
                   - Przepraszam, nie chciałam Cię obudzić.
                   - Trochę mi się przysnęło. – Zauważył przecierając oczy. – Przepraszam.
                   - Idziesz ze mną na spaghetti? Facet mojej mamy zrobił.
                   - A co jeśli chce Cię otruć i specjalnie Cię woła? – Zaczął wymyślać jakieś dziwne teorie, ale ciągle się uśmiechał.
                   - To chodź, najwyżej nas oboje otruje.
                   - Zaryzykuję. – Wstał i popatrzył mi w oczy.
Poszliśmy do kuchni, na stole czekała kolacja, a Wojciech siedział w salonie, przełączając  kanały. Byłam w niesamowitym szoku.
Troy niczym prawdziwy dżentelmen odsunął mi krzesełko i zaczęliśmy jeść i rozmawiać. O wszystkim. Począwszy od ulubionej piosenki, poprzez „nasze” drugie połówki. Troy opowiedział mi, że niedawno rozstał się ze swoją dziewczyną i, że nie żałuje swojej decyzji o rozstaniu. Szkoda, że nie mogłam powiedzieć tego samego. Chłopak wypytywał też o mojego ojca, co mnie łączy z Przemkiem więc opowiedziałam wszystko. Od dnia naszego poznania, do dzisiejszego rozstania. Troy jedynie kręcił głową.
                   - Zachował się jak tchórz, tyle Ci powiem. Jak mógł Cię teraz zostawić, ja tego nie rozumiem. Chociaż Przemek jest taki, że czasami się boi, bardzo dobrze go znam. On potrzebuje czasu, żeby się oswoić. Dla żużlowca kontuzja jest frustrująca, więc też musisz go zrozumieć. – Wytłumaczył Troy i pomógł sprzątać ze stołu.
                   - Rozumiem, ale zauważ, że przychodziłam do niego do szpitala, wszystko było w porządku. Po śmierci taty coś się spieprzyło. Trudno. Walczyłabym o to, gdybym widziała, że jest cień szansy, tylko szkoda tylko, że tak mnie olewa.
                   - Widać, że Ci zależy i w sumie nie dziwię się.
Uśmiechnęłam się, włożyłam naczynia do zmywarki i poszliśmy z Troy’em do mojego pokoju.
Siedzieliśmy na łóżku, tak jak ja wtedy z Przemkiem, oglądaliśmy film. Wróciły te pieprzone wspomnienia, zebrało mi się na płacz. Co chwilę ocierałam łzy, które spływały mi po policzku. Troy to zauważył, więc wyłączył mojego laptopa i mocno do siebie przytulił. Chciałam być przy Przemku, ale nie wiedziałam, czy on chciał być przy mnie. Miałam ogromne wyrzuty sumienia, że zaproponowałam to rozstanie.
                   - Nie płacz. Już wystarczająco się napłakałaś. – Uspokajał mnie Australijczyk i gładził po włosach
                   - Dziękuję, że tu jesteś.
                   - Wiesz, w normalnej sytuacji, to już dawno zaproponował bym Ci seks, ale nie miałbym teraz sumienia tego robić. – Walnął prosto z mostu chłopak.

Zaśmiałam się przez łzy, zdjęłam bluzę, pod którą miałam tylko stanik i jak skończona kretynka go pocałowałam. Czułam, że robię największy błąd swojego życia, ale nie chciałam, żeby ktokolwiek się nade mną litował. Musiałam sobie sama dać radę z moimi problemami. Teraz moim problemem był Troy, a jak to mówią, z problemem najlepiej jest się przespać.

_________________________________________________________

Ten rozdział wyszedł mi mega beznadziejnie xD Wiem ,że wszystko dzieje się za szybko, ta akcja z Troy'em jest nie na miejscu, ale tak mnie jakoś naszło :D