Niedziela. Minęły cztery dni od tamtego dramatycznego zdarzenia. Odbył się
pogrzeb taty. Siedziałam przy jego trumnie, podczas gdy matka z tym swoim
gachem stali na zewnątrz i najwyraźniej świetnie się bawili. Bolało mnie to jak
nie wiem co. Widziałam, że śmierć ojca była mamie na rękę, bo nawet jej facet
zdążył się do nas wprowadzić. Z Przemkiem nie układało się najlepiej. Darliśmy
koty jeszcze bardziej. Oddalaliśmy się od siebie, ale jednak nadal ze sobą
byliśmy. Kwestią czasu było nasze rozstanie
Ciągle leżąc w łóżku, zbierałam się w
sobie by wstać. Było już po 18, Przemek miał za chwilę po mnie dzwonić. Chciał,
żebym wyszła trochę do ludzi, ale bałam się tego gadania „O to jej ojciec się zabił”.
Leżałam w łóżku, mozolnie ubierając spodnie, kiedy do pokoju wpadł Przemek.
- Ty jeszcze nie
gotowa? – Burknął chłopak.
- Jak masz zamiar
się na mnie wyżywać do wyjdź.
- Nie, obiecałem
Ci, że Cię stąd zabiorę więc idziesz ze mną.
Zmotywowałam się,
przebrałam i wyszliśmy. Nie byłam do końca pewna czy to dobra decyzja, ale nie
miałam już wyjścia. Siedzieliśmy w samochodzie z Przemkiem i jego mechanikami.
Było mi obojętne czy dowiedzą się o naszej kłótni od osób trzecich, czy sami ją
usłyszą.
- Twój tato nie żyje,
pochowałaś już go, więc skończ płakać.
- Postaw się w mojej
sytuacji.
- Przestań już, dobrze!
- Ty pieprzony hipokryto!
O co Ci tak właściwie chodzi, bo już nie wiem.
- Widziałem tabletki i
żyletki w Twoim pokoju. Nie mam zamiaru Cię pilnować.
- Nikt Ci nie każe.
- Ej uspokójcie się już!
– Przerwał naszą kłótnię jeden z mechaników.
- Nie wtrącaj się. –
Odparł Przemek. – Nie będę się zastanawiał czy na drugi dzień dostanę
wiadomość, że coś sobie zrobiłaś, czy nie. Muszę się skupić na rehabilitacji,
żeby jak najszybciej wrócić do ścigania, a Twoja sytuacja mi to utrudnia.
- Mam świetne
rozwiązanie!
- Jakie?
- Rozchodzimy się. Ty
zajmiesz się swoją rehabilitacją, a ja znajdę kogoś, kto naprawdę się mną
zainteresuje i nie zostawi w potrzebie!
- I wiesz co, tak będzie
najlepiej. Chyba za szybko się ze sobą związaliśmy.
- Przypominam Ci, że to
ty pierwszy powiedziałeś, że mnie kochasz.
Przemek po tych
słowach nagle umilkł. Nie odezwał się. Przypomniałam mu jak to naprawdę było.
Smutno mi się zrobiło, kiedy zgodził się na rozstanie. Myślałam ,że jemu
naprawdę zależy, ale pomyliłam się.
Znaleźliśmy się już na miejscu. Z hukiem wyszłam z auta i poszłam razem z
Przemkiem do parku maszyn. Starałam się zachowywać pozory. Miałam nadzieję, że
choć na chwilę oderwę się od tego syfu. Tak też się stało. Zaciągnęłam się,
poczułam zapach metanolu i od razu zrobiło mi się lepiej. Zostawiłam Przemka i
poszłam pod bandę. Było naprawdę mało ludzi, co bardzo mnie zadziwiło. Pogoda
nie była nie wiadomo jak fantastyczna, bo było bardzo duszno i zanosiło się na
deszcz. Zarzuciłam na głowę kaptur i zaczęłam cicho szlochać. Za dużo rzeczy na
raz się skumulowało. Nie chciałam nikogo widzieć, ale jak na złość, ktoś
oczywiście musiał kręcić się w pobliżu.
- Płaczesz? –
Odezwał się cicho męski głos, po Angielsku.
- Nie kurwa
fontannę udaję. – Oburzyłam się i rozpłakałam jeszcze bardziej.
- Spokojnie. Chcesz
pogadać?
- Nie, dzięki.
Musze sobie sama poradzić. – Odpowiedziałam i spojrzałam na rozmówcę. – Tak w
ogóle to Marcelina jestem.
- Tai. –
Odpowiedział i podał mi dłoń. Chłopak jeszcze przez chwilę ją trzymał i głęboko
spoglądał mi w oczy. – Co się stało?
Powiedz mi, to może uda mi się pomóc.
- Mój tata cztery
dni temu popełnił samobójstwo przez moją matkę, ona ma mnie w dupie i przed
chwilą rozstałam się z chłopakiem. Jeśli cofniesz czas o tydzień to Ci zaufam.
Wytatuowany chłopak
nie odezwał się, tylko opuścił wzrok i objął mnie ramieniem. Wiedziałam, że Tai
nie dawno też stracił tatę, więc on najlepiej wiedział jak się czuję.
- Świetnie Cię rozumiem.
Przykro mi.
- Zastanawia mnie tylko
to, dlaczego nagle wszyscy się ode mnie odwrócili. Czuję się winna tego, że mój
tato się zabił, ale to była wina mojej mamy. Ona się puściła, nie ja. To jest
tak głupie i poplątane, że nic z tego nie rozumiem.
- Najwyraźniej nie chcą
się mieszać w takie sprawy. Boją się, że będą musieli wziąć na siebie
odpowiedzialność za Ciebie.
- Ale ja nie chcę, żeby
ktokolwiek brał za mnie odpowiedzialność. Nikogo o to nie proszę.
- Ja wiem, rozumiem.
- Nie, nic nie
rozumiesz. – Ochrzaniłam chłopaka.
- Spokojnie, chcę Ci
pomóc, więc nie awanturuj się.
- No dobrze, przepraszam
- Wiesz co, jak chcesz
to chodź do mojego boksu i tam na spokojnie pogadamy.
- Nie, lepiej się skup
na dzisiejszych zawodach. – Broniłam się.
- O mnie się nie martw.
- Ty o mnie też.
- Nie rozśmieszaj mnie.
Popatrzyłam na Tai’a i
już miałam z nim iść, ale nagle podszedł do niego Przemek. Odwróciłam twarz z
grymasem i wgapiałam się w stronę zawodników gości.
- Co Ty mi dziewczynę
podrywasz? – Zapytał Przemek.
Nie byłam pewna, czy
dobrze usłyszałam, więc ze zdziwieniem popatrzyłam na niego i następnie na
Tai’a.
- Jeszcze jakieś 10
minut zgodziłeś się na to, żebyśmy się rozeszli, a teraz nagle jestem Twoją
dziewczyną? Zazdrość Cię zżera przez to, że Tai się mną zainteresował, czy co?
- Żadna zazdrość.
- To co?
- Nic, po prostu nie
umiem z Tobą nie być. Zachowuję się jak kretyn, bo całe moje rozczarowanie i
wściekłość odreagowuję na Tobie.
- Tak, ale kretyn to
mało powiedziane.
- Przepraszam.
- Nie Przemek, żadne
przepraszam. Teraz przeprosisz, a za godzinę znowu wyjedziesz mi z tekstem, że
masz wystarczająco dużo swoich problemów, a ja Ci jeszcze będę przeszkadzała w
rehabilitacji. – Wyrzuciłam to z siebie. – Teraz, kiedy najbardziej Cię potrzebuję,
Ty masz mnie gdzieś. Interesuje Cię tylko to, co dzieje się z Tobą. W szpitalu
powiedziałeś, że zawsze mogę na Ciebie liczyć, ale jak widać wcale tak nie
jest. – Dokończyłam i odwróciłam się do niego plecami. – Wiesz co Tai, masz
rację, chodźmy stąd. – Zwróciłam się do obecnego przy całej sytuacji chłopaka.
Tai zabrał mnie do
swojego boksu. Szłam obok niego i czułam jak chłopcy z Betardu na mnie patrzą.
To było bardzo głupie uczucie, bo wiedziałam, że będę w centrum
zainteresowania. To jednak była decyzja Tai’a, którą postanowiłam uszanować.
Chłopak „zaprosił” mnie na swoje stanowisko. Kazał usiąść, a sam zaczął
zajmować się sprzętem. Obserwowałam go i ocierałam łzy. W tle widziałam jak
jego koledzy chodzą w tą i z powrotem. Na szczęście żaden nie zwrócił na mnie
uwagi. Zależało mi na tym.
- Ten koleś to ten
chłopak, który z Tobą zerwał? – Zapytał Tai, regulując zapłon.
- Tak, to on. Teraz
mi robi wyrzuty i zaczyna przepraszać.
- Serio?
- Tak, chy…
- Z kim gadasz? –
Odezwał się nagle kolejny głos i obok Tai’a pojawił się Troy Batchelor.
Mimo mojej
dramatycznej sytuacji uśmiechnęłam się i delikatnie otarłam łzy. Tai chyba
musiał znacząco popatrzeć na kolegę, bo ten nagle spojrzał na mnie, uśmiechnął
się i podszedł przywitać.
- Cześć, jestem Troy. –
Przywitał się o dziwo po Polsku.
- Marcelina. –
Odpowiedziałam z idiotycznym uśmiechem na twarzy. – Proszę, nie mów przy mnie
po Polsku.
- Dlaczego? – Zapytał w
swoim ojczystym języku.
- Jeśli nie chcesz,
żebym cały czas uśmiechała się jak idiotka, to po prostu tego nie rób.
- No dobrze. – Spełnił
moją prośbę. – W ogóle dlaczego tu siedzisz? Widziałem jak z Przemkiem
przyszłaś.
- No, bo Tai mi
zaproponował, że mogę z nim posiedzieć.
- A Przemek?
- Stary skończ z tym. –
Syknął Tai.
- Spokojnie. – Wtrąciłam
się. – A co, przeszkadza Ci moja obecność tutaj?
- Tak, przeszkadza. Ale
to, że siedzisz tutaj a nie u mnie.
Spojrzałam na niego
zaskoczona, kiedy Tai zawołał mnie do siebie. Odsunęliśmy się trochę, chłopak
niepewnie spojrzał na kolegę.
- Nie słuchaj tego
idioty. Niedawno rozstał się z dziewczyną i teraz każdą podrywa, widać, że
Ciebie też zaczyna zaczepiać. Nie ulegaj mu. – Ostrzegał mnie Tai.
- Mam zbyt lipny humor,
żeby brać na poważnie jego zaloty. Skoro on chce się pobawić, to czemu nie.
Spokojnie, nie martw się.
- Ja za dobrze znam
Troy’a i wiem jaki jest. Uwierz mi, że jest gorszy niż Darcy.
- Tak?
- Tak, dlatego trzymaj
dystans.
- Dobrze, będę uważała.
- Bardzo się cieszę. –
Odpowiedział uśmiechnięty i razem wróciliśmy do Troy’a.
- To co, zapraszam do
mojego boksu. – Odezwał się Troy.
Puściłam oczko do
Tai’a i poszłam z przystojnym Australijczykiem. Głupio mi było, ale naprawdę
chciałam odciągnąć swoje myśli od tej kłótni z Przemkiem. Miałam nadzieję, że
nie będę musiała poruszać tematu ojca przy Troy’u. Chciałam choć na chwilę
umilić sobie dzień.
- Czemu jesteś smutna? –
Zepsuł mi tym pytaniem cały plan.
- Nie chcę o tym gadać,
proszę Cię.
- Jak chcesz, żeby nie
było, że nie zainteresowałem się. – Odpowiedział optymistycznie.
- Dziękuję. –
Odpowiedziałam, przecierając policzki rękawami czarnej bluzy.
- Ale powiedz co się
stało. – Wypytywał nadal chłopak, kucając przede mną.
- Troy, proszę skończ
już. Nie chcę o tym gadać.
- Proszę. – Wyszeptał cicho,
jak na złość w języku Polskim.
Rzuciłam chłopakowi
wściekłe spojrzenie, a ten wystarczy, że się uśmiechnął i już mnie uspokoił. To
było dziwne.
Siedzieliśmy spokojnie u niego w boksie, kiedy nagle usłyszeliśmy
niesamowity grzmot, a w oddali można było ujrzeć jednego z piorunów i dosłownie
po kilku sekundach zerwała się niesamowita ulewa. Od razu ogłoszono, że zawody
się nie odbędą. Z uśmiechem patrzyłam jak zawodnicy zaczęli zwijać swój sprzęt.
Troy popatrzył na mnie trochę dziwnie.
- A może byś mi
pomogła?
- Ja tu jestem
gościem. – Odparłam z uśmiechem i ruszyłam się z miejsca, by jednak mu pomóc z
tym wszystkim.
- Okej, to skoro
zawody są odwołane, to umówisz się ze mną na kawę?
- Nie wiem, nie
wiem czy mam ochotę.
- Oj, na pewno
masz. – Spojrzał na mnie przekonywująco, więc zgodziłam się.
Po jakimś czasie
przypałętał się Przemek. Przemoczony stał przy boksie Troy’a i patrzył na nas.
Specjalnie, by wzbudzić w nim zazdrość, zaczęłam trącać, zaczepiać
Australijczyka w nadziei, że Przemka ruszy sumienie i zacznie o mnie walczyć,
ale on tylko popatrzył i kazał mi iść z nim, bo mieliśmy wracać do domu.
- Nie idę.
- Boże kochany, chodź
już. Chcesz tu nocować czy co?
- Nie, ja zostaję z
Troy’em. – Odpowiedziałam, kładąc dłoń na ramieniu wysokiego Australijczyka.
- Szybko sobie znalazłaś
pocieszenie. – Burknął i poszedł w swoją stronę.
- Jeszcze Cię to dziwi?
Chłopak nie
odpowiedział, więc ja pokręciłam głową i wróciłam do pomocy.
Kiedy udało nam się posprzątać, poszliśmy z Troy’em na parking. Chłopacy
pakowali ostatnie rzeczy, przyglądałam im się, a po chwili chłopak objął mnie
od tyłu. „Nie przesadzasz,
przystojniaku?” pomyślałam jedynie i skierowałam wzrok na Przemka. Chłopak
bardzo uważnie nas obserwował. Starałam się nie zwracać na niego uwagi, ale nie
dało się.
- To co, idziemy na
kawę? – Zapytał wesoło Australijczyk.
- Jasne. – Rzuciłam
spoglądając raz na niego i raz na Polaka.
- Po co zwracasz na
niego uwagę?
- Tak jakoś. –
Odpowiedziałam i opuściłam głowę.
Troy objął mnie ramieniem
i zaprowadził do swojego busa. Może i zachowywałam się jak dzieciak, ale
chciałam, żeby Przemek zaczął o mnie walczyć. Zależało mi na nim i byłam pewna,
że on tak nagle nie przestał mnie kochać. Przemek był zbyt uczuciowy, żeby tak
się zachowywać. Niestety dużo mi obiecywał, ale jak widać słowa nie umiał
dotrzymać. To bolało, ale ja nic nie mogłam z tym zrobić i najwyraźniej tak
musiało być.
Po jakimś czasie, kiedy odwieźliśmy Troy’a mechaników, ja zaprosiłam go do
siebie. Po co mieliśmy siedzieć w knajpie w mokrych ciuchach, skoro u mnie mogliśmy
się wysuszyć. Weszliśmy do środka, mamy nie było. W kuchni zastałam jej
kochanka, coś gotował. Nie miałam najmniejszej ochoty z nim siedzieć, więc bez
słowa podeszłam do lodówki po coś do picia, ale ten mnie zauważył.
- Już wróciłaś? –
Zapytał miło.
- A nie widać?
- I nie jesteś
sama.
- Brawa za
spostrzegawczość.
- Marcelina, ja
będę chciał z Tobą porozmawiać. Proszę, poświęć mi chociaż pięć minut.
- Mów teraz.
- Nie chcę przy
Twoim koledze.
- Spokojnie, on i
tak Polskiego nie zna, bo jest Australijczykiem. – Odpowiedziałam. – Troy ja
musze pogadać z tym kolesiem. Poczekasz u mnie w pokoju?
- Jasne. – Przystał
chłopak.
- Zaraz wrócę.
Mężczyzna popatrzył na
mnie, a ja razem z chłopakiem poszłam do mojego pokoju. Mój pokój wyglądał
identycznie, jak przed tygodniem. Całymi dniami leżałam w łóżku, więc nie miał
mi kto na bałaganić.
Chłopak rozglądał się dookoła, popatrzył na mnie i usiadł na łóżku.
Uśmiechnęłam się jak idiotka, bo cieszyłam się, kiedy w swoim pokoju mogłam
gościć kogoś takiego jak on.
- Powinnam mieć
gdzieś moje koszulki. Od razu mówię są męskie, bo mam do takich słabość. –
Powiedziałam i zdjęłam bluzę.
- Spokojnie, ja
mogę bez koszulki paradować. – Zaśmiał się chłopak.
- Ale to może jak
ja tu do Ciebie wrócę?
- Szybka jesteś.
- A Ty naiwny. –
Odparłam chamsko i zaczęłam szukać. – Dobra wybierz tu sobie jakieś ciuchy. –
Przerwałam żeby znaleźć coś dla siebie. – Ja się tylko przebiorę i idę z tym
facetem pogadać.
Troy przytaknął,
wyciągnął jedną z moich ulubionych koszulek i zdjął swoją. Męska klata nie
działała na mnie zbytnio, ale tatuaże zdobiące jego ciało, już tak. Patrzyłam
na jego lewy bok, na którym miał napis, starałam się go dyskretnie
rozszyfrować, ale Troy chyba się domyślił.
- „One life, one Chance”.
- Dziękuję. –
Uśmiechnęłam się, szybko przebrałam koszulkę i spodnie zarzuciłam inną bluzę.
Bluza Przemka.
Pachniała jeszcze jego perfumami. Było mi niesamowicie głupio, bo w pokoju stał
nieprzyzwoicie przystojny facet, podczas gdy w domu naprzeciw siedział chłopak,
który zmienił moje życie.
Przetarłam oczy, w których pojawiło się kilka pojedynczych łez i poszłam do
kuchni. Mężczyzna siedział przy stole. Matki nadal nie było. Miałam nadzieję,
że nie przyjdzie mu coś głupiego do głowy, ale mogłam być spokojna. W końcu
miałam Troy’a u siebie w domu.
Usiadłam obok niego, podał mi kubek z gorącą herbatą i z uśmiechem spojrzał
na moje zmarznięte dłonie.
- Trochę
przemokłaś. Obyś się nie przeziębiła.
- O to niech się
pan nie martwi. – Burknęłam.
- Marcelina
posłuchaj, powiem wprost; ja nie chcę Ci zastępować ojca. Wiem, że mnie
nienawidzisz, bo teoretycznie zniszczyłem waszą rodzinę, ale proszę pozwól mi
siebie poznać. Ja nie chcę wchodzić z Tobą na ścieżkę wojenną, bo Twoja mama
opowiadała mi, że nie warto. Więc proszę, daj mi szansę na wykazanie się. Nie
chcę być Twoim wrogiem.
- Jest Pan
podejrzanie miły. – Stwierdziłam zaglądając zza żółtego kubka, trzymanego przy
ustach. – Poza tym, nie obwiniam Pana, po prostu moja matka zachowała się jak
ostatnia szmata, puściła się z Panem, a panu ciężko było pomyśleć po gumce. Jak
chciała, żeby ją ktoś obracał to chociaż mogła pomyśleć, że może zajść w ciążę.
– Stwierdziłam nie przebierając w słowach. - Może się jeszcze okaże, że to Pan
jest moim ojcem, bo ja jestem dzieckiem jednego z takich wybryków.
- Słucham? –
Zapytał zdziwiony.
- To nie
powiedziała Panu o tym?
- Nie.
- No to jest z
Panem bardzo szczera.
- Spokojnie, może
nie chciała mi o tym mówić. – Wmawiał sobie mężczyzna.
- Nie wiem, ale
modlę się o jedno, niech suka poroni i straci kogoś na kim jej bardzo teraz
zależy, czyli Pana. Bo przez to, że mój tata się zabił straciłam trzy najukochańsze
dla mnie osoby; ojca, chłopaka i matkę. Mam dla Pana propozycję, nie wchodźmy
sobie w drogę, traktujmy siebie nawzajem jak lokatorów i będzie najlepiej. –
Powiedziałam co myślę i wstałam od stołu. – A i jeszcze jedno. Niech się Pan
poważnie zastanowi na związanie z moją mamą, bo jak widzi Pan niezłe z niej
ziółko. – Ostrzegłam go i bardzo mocno zaciągnęłam się powietrzem. – Co Pan
ugotował, że tak pachnie?
- Spaghetti w sosie
beszamelowym. Zjesz? – Zaproponował.
- A to ja zapytam
kolegę czy chce, dobra?
- Nie ma sprawy.
- Niech Pan…
- Wiesz co,
skończmy z tym „Pan”. Zacznijmy wszystko od początku. Wojciech. – Podał mi
dłoń.
- Marcelina. –
Uścisnęłam ją i poszłam do Troy’a.
Cała ta rozmowa
wydawała mi się dziwna. Facet był dla mnie przeraźliwie miły, herbatka,
obiadek, takie rzeczy. Wzruszyłam ramionami i weszłam do pokoju.
Otworzyłam drzwi i nie mogłam powstrzymać mojego głupkowatego uśmiechu.
Troy leżał na moim łóżku, w mojej koszulce i słodko spał. Podeszłam cicho do
uchylonego okna, zamknęłam je, a chłopak akurat się przebudził. Byłam zła sama
na siebie, że go obudziłam.
- Przepraszam, nie
chciałam Cię obudzić.
- Trochę mi się przysnęło.
– Zauważył przecierając oczy. – Przepraszam.
- Idziesz ze mną na
spaghetti? Facet mojej mamy zrobił.
- A co jeśli chce Cię
otruć i specjalnie Cię woła? – Zaczął wymyślać jakieś dziwne teorie, ale ciągle
się uśmiechał.
- To chodź,
najwyżej nas oboje otruje.
- Zaryzykuję. –
Wstał i popatrzył mi w oczy.
Poszliśmy do kuchni,
na stole czekała kolacja, a Wojciech siedział w salonie, przełączając kanały. Byłam w niesamowitym szoku.
Troy niczym prawdziwy dżentelmen odsunął mi krzesełko i zaczęliśmy jeść i
rozmawiać. O wszystkim. Począwszy od ulubionej piosenki, poprzez „nasze” drugie
połówki. Troy opowiedział mi, że niedawno rozstał się ze swoją dziewczyną i, że
nie żałuje swojej decyzji o rozstaniu. Szkoda, że nie mogłam powiedzieć tego
samego. Chłopak wypytywał też o mojego ojca, co mnie łączy z Przemkiem więc
opowiedziałam wszystko. Od dnia naszego poznania, do dzisiejszego rozstania.
Troy jedynie kręcił głową.
- Zachował się jak
tchórz, tyle Ci powiem. Jak mógł Cię teraz zostawić, ja tego nie rozumiem.
Chociaż Przemek jest taki, że czasami się boi, bardzo dobrze go znam. On
potrzebuje czasu, żeby się oswoić. Dla żużlowca kontuzja jest frustrująca, więc
też musisz go zrozumieć. – Wytłumaczył Troy i pomógł sprzątać ze stołu.
-
Rozumiem, ale zauważ, że przychodziłam do niego do szpitala, wszystko było w
porządku. Po śmierci taty coś się spieprzyło. Trudno. Walczyłabym o to, gdybym
widziała, że jest cień szansy, tylko szkoda tylko, że tak mnie olewa.
- Widać, że Ci
zależy i w sumie nie dziwię się.
Uśmiechnęłam się,
włożyłam naczynia do zmywarki i poszliśmy z Troy’em do mojego pokoju.
Siedzieliśmy na łóżku, tak jak ja wtedy z Przemkiem, oglądaliśmy film.
Wróciły te pieprzone wspomnienia, zebrało mi się na płacz. Co chwilę ocierałam
łzy, które spływały mi po policzku. Troy to zauważył, więc wyłączył mojego
laptopa i mocno do siebie przytulił. Chciałam być przy Przemku, ale nie
wiedziałam, czy on chciał być przy mnie. Miałam ogromne wyrzuty sumienia, że
zaproponowałam to rozstanie.
- Nie płacz. Już wystarczająco
się napłakałaś. – Uspokajał mnie Australijczyk i gładził po włosach
- Dziękuję, że tu jesteś.
- Wiesz, w
normalnej sytuacji, to już dawno zaproponował bym Ci seks, ale nie miałbym
teraz sumienia tego robić. – Walnął prosto z mostu chłopak.
Zaśmiałam się przez łzy,
zdjęłam bluzę, pod którą miałam tylko stanik i jak skończona kretynka go
pocałowałam. Czułam, że robię największy błąd swojego życia, ale nie chciałam,
żeby ktokolwiek się nade mną litował. Musiałam sobie sama dać radę z moimi
problemami. Teraz moim problemem był Troy, a jak to mówią, z problemem
najlepiej jest się przespać.
_________________________________________________________
Ten rozdział wyszedł mi mega beznadziejnie xD Wiem ,że wszystko dzieje się za szybko, ta akcja z Troy'em jest nie na miejscu, ale tak mnie jakoś naszło :D