Łączna liczba wyświetleń

piątek, 19 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ IV


Obudziłam się w środku nocy. Zalana łzami, cała się trzęsłam. Andreas po raz kolejny dał o sobie znać we śnie.  W sumie to pojawiał się on w nich regularnie od czasu naszego rozstania. Ocierałam mokre od łez policzki. Próbowałam choć trochę odetchnąć.
Rodzice już spali, w sumie jak każde normalne osoby, lecz ja założyłam słuchawki i otworzyłam okno. Ciągle padał deszcz. Było przyjemne, świeże powietrze, a kropelki uderzające o moją twarz przynosiły ukojenie. Myślałam o tym, co napisał mi Andreas. Czytałam tego smsa kilka razy, w końcu usiadłam do komputera. Facebook był prawie pusty, prócz osób ciągle zalogowanych. Tak jak na przykład zawsze był Andreas, Żaneta, Agata albo Vegard. Włączyłam okienko rozmowy i zastanawiałam się co mam napisać Andreasowi. Wiedziałam tylko jedno, że wyjaśnienia mu się należą. Wiedziałam, że na tej jednej wiadomości się to nie skończy, ale miałam cichą nadzieję, że tak będzie.
„ Cześć. Wiem, że nie powinnam do Ciebie pisać, ale muszę Ci wszystko wyjaśnić. W sensie to, że tak to zakończyłam. Nie będę owijała w bawełnę, musiałam Cię zostawić, bo nie wyobrażałam sobie tego, żebyś ty był w Norwegii, a ja w Polsce. Nie dałabym sobie rady w związku na odległość. Wiem, że to było samolubne, ale wg mnie było najlepszym rozwiązaniem powiedzieć Ci w oczy, że to koniec. Uwierz, że to nie było dla mnie łatwe. Wiązałam z Tobą ogromne plany, ale wiedziałam, że ta sielanka się kiedyś skończy. To mnie bolało … Ten powrót do rzeczywistości w której Cię nie ma… A jeszcze jak mi napisałeś, że ja niby Cię nie kocham to serce o mało co mi nie pękło. :c Andreas mam do Ciebie prośbę… Choćby nie wiadomo ja Cię to bolał, to po prostu do mnie nie dzwoń, nie pisz … Nie kontaktuj się ze mną. Nie chcę tego wykorzystywać, ale jeśli mnie kochasz, pozwól mi odejść… Żyć własnym życiem i ty też zacznij sobie wszystko jakoś układać … Boże nie wierzę, że to piszę! :c To tak bardzo boli :c Może kiedyś znowu się spotkamy … I będzie jak dawniej, ale teraz musimy dać sobie spokój. Szczęścia w dalszym życiu <3”.
Dokończyłam ze łzami w oczach. Nie wierzyłam, że to się kiedyś stanie, nie mogłam pogodzić się z faktem, że będę musiała zostawić mojego najwspanialszego mężczyznę. Niestety powrót do szarej rzeczywistości, po tak pięknych chwilach był najgorszy. Ślepo gapiłam się w ekran, aż zobaczyłam, że wiadomość została wyświetlona. Wpadłam w panikę, bo myślałam, że Andreasa nie ma. W odpowiedzi stać go było tylko na „wejdź na Skype” po tym już wiedziała, że będzie płacz i zgrzytanie zębów. Odetchnęłam głęboko i spełniłam jego prośbę.
Nagle na ekranie pojawił się Andreas. Siedział niewzruszony. Nie odzywał się, co było nawet zrozumiałe, bo chyba sam do końca nie wiedział o czym chce ze mną rozmawiać.
                   - Kocham Cię. – Usłyszałam po chwili. – Zrozumiesz to w końcu? Zrozumiesz, że nie daję sobie bez Ciebie rady? Że ja nie chcę się budzić ze świadomością, że nie zobaczę Twojego uśmiechu i nie słyszę głosu mówiącego „dzień dobry śpiochu”. Tobie naprawdę chodzi tylko o tą odległość? Jeśli tak to przeprowadzę się do Polski, żeby być bliżej Ciebie. Nawet zamieszkam przed Twoim domem. Marcelina proszę, nie przekreślajmy tego przez taki szczegół. – Tłumaczył chłopak.
                   - Andreas przestań! Nie mogę już tego słuchać! Ty nie wiesz o czym mówisz! Nie chcesz tu być! Ja też Ciebie tu nie chcę! Nie chcę Cię już widzieć! Chcę to skończyć. Proszę daj mi spokój! – Wykrzyczałam łamiącym się głosem i wyłączyłam kamerkę.
To było najgorsze. To, że powiedziałam mu tyle bolesnych słów na raz. Wiedziałam, że go to zabolało, bo sama nie chciałabym tego usłyszeć, ale inaczej nie potrafiłam. Inaczej nie udałoby mi się go ubłagać, żeby zaczął żyć beze mnie. Chciałam, żeby układał sobie życie beze mnie, bo nie rozpaczał po mnie. Tak bardzo chciałam się wtedy do kogoś przytulić, ale nie mogłam. Napisałam jedynie do Agaty sms o tym co zrobiłam i położyłam się w ciemności. Może nie takiej totalnej, bo słońce już powoli wschodziło. Wiedziałam, że rodzice nie będą zachwyceni jeśli nie pójdę do szkoły, ale nie miałam siły. Z resztą po co? Po to żeby udawać, że jest okej, i żeby moje „przyjaciółki” wtykały nosy w moje życie? Nie, dziękuję. Miałam nadzieję, że rodzice mnie zrozumieją, ale jak zawsze było inaczej.
                   - Wyjebią Cię w końcu z tej szkoły! – Darła się jak zwykle mama.
                   - Ale czy ty nie rozumiesz, że jest mi ciężko?
                   - Gówno mnie to interesuje! Nic w tym dom…
                   - Iwona przestań! – Zareagował w końcu ojciec, który nie odzywał się od początku kłótni. – Daj jej spokój! Nie widzisz, że źle z nią? Że ma okropny dzień? Czy ty nie masz serca!? – Wydarł się ojciec kucając przede mną. – Idź do pokoju, połóż się i nie płacz. Cokolwiek się stało, jest dobrze. – Powiedział i przytulił mnie.
Ojciec rzadko reagował na moje smutki, ale kiedy było mi naprawdę źle, to zawsze starał się podnieść mnie na duchu. Robił to częściej niż mama.
Według jego polecenia poszłam do pokoju. Siedziałam na łóżku i słyszałam jak się kłócą. Tradycyjnie o mnie. Ciężko mi było się skupić o czym dokładnie mówili, ale kiedy wychodziłam z pokoju, by wziąć kąpiel, matki wzrok był zabójczo niebezpieczny. Tato kiedy zobaczył moją minę, po prostu mnie przytulił, przekazał co miał do przekazania i obydwoje wyszli z domu do pracy. Miałam cały dom dla siebie, ale pierwszą rzeczą była długa i odprężająca kąpiel. Wzięłam z pokoju rzeczy do demakijażu, z komody leginsy, szarą bluzkę i ciepłą bluzę która należała Wellingera. „Pożyczył” mi ją kiedyś, jak oglądaliśmy filmy, a było mi zimno. „Szkoda, że już jej nie odzyska”. W łazience było już ciepło, bo para z wody, którą wcześniej puściłam już zdążyła nagrzać pomieszczenie.
Zaczęłam powoli się rozbierać. Zauważyłam, że schudłam. Większość ciuchów już na mnie wisiała, biust, którym zawsze mogłam się pochwalić jakoś zmalał. Pomyślałam, że to pewnie przez stres. W tle leciała ulubiona piosenka Lany Del Rey – „Summertime Sadness”, a ja stojąc przed lustrem przywoływałam do siebie Andreasa. To jak mnie dotykał, całował, powtarzał, że jestem idealna. Miałam nadzieję, że znów znajdę takiego chłopaka, chociaż Andreas był niezastąpiony.
Weszłam delikatnie do wody, ciepło otulało moje ciało.  Miałam nadzieję, że taka kąpiel będzie tym czego potrzebuję. Rozmyślałam o tym co robi Andreas, ale nagle zadzwonił mój telefon. Nie znałam tego numeru.
                   - Tak? – Zapytałam spokojnie.
                   - No cześć pysiaku. – Usłyszałam w słuchawce. Od razu wiedziałam kto to.
                   - Maciek, jeszcze raz tak do mnie powiesz, a ci łeb ukręcę.
                   - Też Cię kocham – Odpowiedział spontanicznie. – Co tam słychać? Jesteś w domu?
                   - Tak a co?
                   - Tak o pytam. Może do Ciebie wpadnę.
                   - Po co? – Zapytałam zaskoczona, ale dosyć miło.
                   - A tak o. Dawno się nie widzieliśmy.
                   - W sumie masz rację. – Potwierdziłam. – Jak chcesz to wpadnij, rodziców nie ma.
                   - Robi się ciekawie. – Zaczął się śmiać. – No to ja wpadnę za jakieś pół godziny.
                   - No dobrze. Czekam.
                   -Dobrze pysiaku. – Zażartował po raz ostatni i rozłączył się.
Pierwszy raz od dłuższego czasu się uśmiechnęłam. Maciek był wyjątkową osobą w moim życiu.
Kiedy mieszkałam we Wrocławiu, mieszkaliśmy praktycznie obok siebie. Byliśmy świetnymi przyjaciółmi, nasi rodzice również się znali. Maciek znał mnie lepiej niż ktokolwiek. On nawet wiedział kiedy mam mieć okres. Nie widzieliśmy się 3 lata. Czasami o nim myślałam, ale po czasie kontakt nam się urwał. Byłam bardzo miło zaskoczona kiedy zadzwonił. Byłam bardzo ciekawa czy mnie rozpozna. On mnie pamięta jako długowłosą, cichą dziewczynkę.
Szybko wyszłam z wanny, zmyłam resztki makijażu i zastąpiłam je nowym, związałam krótkie włosy w kucyk i oczekiwałam na przyjazd Maćka. Wiedział gdzie mieszkam, co było dla mnie dziwne, bo nie podawałam mu adresu ani nic. Po Maćku mogłam spodziewać się absolutnie wszystkiego. Poszłam ogarnąć trochę w pokoju, bo wiele ni brakowały do tego, by zalęgły się tam jakieś malutkie żyjątka. Wywietrzyłam, pozamiatałam, pościeliłam łóżko i siedząc w salonie, przy włączonym telewizorze oczekiwałam na przyjazd przyjaciela z dawnych lat. Może takie spotkanie pozwoliłoby mi odpocząć od wydarzeń ostatnich dni.
Kiedy zobaczyłam wjeżdżający na podwórku samochód, na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Czułam, ze to on i miałam rację. Nim Maciek zdążył zadzwonić dzwonnikiem do drzwi ja je otworzyłam. Przede mną stał Maciek, takiego jakiego zapamiętałam. Uśmiechnięty od ucha do ucha, te błękitnie oczy, przenikliwe spojrzenie i głos. Tak, to był ten sam Maciek. Chłopak patrzył na mnie tak jakby trochę zaskoczony tym, kogo zobaczył. Wiedziałam, ze tak będzie. Uśmiechałam się i czekałam na jego reakcję.
                   - Ja chyba… Boże, Marcelina to ty? – Zapytał łapiąc się na głowę.
                   - Też bardzo się cieszę, że Cię widzę. Wejdź. – Zaprosiłam go i weszłam do salonu zaraz za nim.
                   - Ale się zmieniłaś. Wyrosłaś i w ogóle. – Wyznał i usiadł na jasnej kanapie. – Ślicznie wyglądasz.
                   - Dziękuję. – Odpowiedziałam zawstydzona. – Czego się napijesz?
                   - W sumie to niczego. – Odpowiedział i poklepał dłonią kanapę. – Chodź tu, siadaj i opowiadaj co u Ciebie słychać.
                   - U mnie? Wszystko po staremu. Raz lepiej, a raz gorzej. – Odpowiedziałam i spełniłam jego prośbę. – Ty lepiej opowiadaj co u Ciebie.
                   - Pysiaku nie zmieniaj tematu. Widzę, że coś jest nie tak. Ja już przez telefon wiedziałem, że coś się stało.
                   - Mam Ci powiedzieć co się stało?
                   - Tak.
                   - To, ze pójdę siedzieć za morderstwo jak jeszcze raz powiesz do mnie Pysiak. – Odpowiedziałam i klepnęłam go w udo.
                   - Auć. Przepraszam. – Jęknął. – Spokojnie będę Ci przynosił pierogi do pierdla.
                   - Dzięki. Wiedziałam, że mogę na Ciebie liczyć.
                   - Ale jak chcesz to mam dla Ciebie lepszą ksywę!
                   - Mam się zacząć bać?
                   - Nie, Marelajn. – Powiedział i uśmiechnął się, zakrywając przy tym uda.
                   - Jak?
                   - Marelajn.
                   - Dlaczego tak?
                   - Bo kiedyś jak z Gregiem o Tobie rozmawiałem, to on tak sobie Twoje imię zmienił i mi się to spodobało, dlatego jesteś Marelajn.
                   - Okej. – Zaczęłam się śmiać, ale szczerze mówiąc spodobała mi się taka ksywa.
                   - No, a teraz mów co naprawdę się stało.
                   - Nie chcesz chyba słuchać moich smutków i żali.
                   - Gdybym nie chciał, to bym nie pytał, proste. – Powiedział i mnie objął przyjacielsko.
Popatrzyłam na niego i zaczęłam opowiadać wszystko od początku. Od poznania Żanety, wyjazdu na Letnie Grand Prix, poznania skoczków, po zakończenie związku z Andreasem. Mówienie o tym ostatnim przychodziło mi z największym trudem, ale miałam do swojej dyspozycji Maćka. Tak jak za dawnych lat wysłuchał mnie, pocieszał, mówił, że będzie dobrze i szczerze mówiąc rozmowa z nim przyniosła mi ulgę. Zastanawiałam się po co nakładałam nowy makijaż, skoro i tak znów mi się rozpłynął pod wpływem łez. Było mi tak dobrze w ramionach starego przyjaciela. Czułam, że nasza znajomość znowu się odnowi. Ba! Nawet w to wierzyłam.
Resztę dnia spędziłam właśnie z nim na spacerowaniu i wspominaniu. Niby to wszystko działo się 3 lata temu, ale jak dla mnie to było dosyć dawno. Maciek opowiadał mi jak ciężko mu było pogodzić się z moim wyjazdem, ale na szczęście nie było z nim tak jak z Andreasem. Wyjaśnił mi też, dlaczego nie pisał, nie dzwonił. Zajął się na poważnie karierą żużlową. To była nasza wspólna pasja. Zawsze, kiedy tylko mogłam, wspierałam go. Maciek nie raz namawiał mnie, żebym spróbowała swoich sił, ale ja się bałam. Tak samo jak bałam się wysokości na skoczni, to tak samo bałam się tej prędkości na motocyklu.
Mijały nam godziny. Cudowne godziny. Mama i tato byli zachwyceni kiedy zobaczyli u nas Maćka. Słyszałam nawet jak prosili go, by ze mną porozmawiał i powiedział co się stało. Trochę za późno zareagowali. Po wspólnie zjedzonej kolacji Maciek został u nas na noc. Moja mama nie chciała, żebyśmy razem spali, ale kiedy razem z ojcem się położyli, Maciek zawitał w moim pokoju. Leżałam przy nim kiedy już spał i myślałam o Andreasie. Czy on też z kimś teraz jest? Czy płacze? Czy się uśmiecha? Miałam nadzieję, że robił to ostatnie, bo jego uśmiech pojawiał się za każdym razem kiedy zamykałam oczy. Z nadzieją na lepsze jutro zasnęłam u boku Maćka, przyjaciela z dawnych lat.

5 komentarzy:

  1. Co by tu napisać :D
    Jak zwykle bardzo, bardzo, bardzo, bardzo mi się podobało! ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze to jest genialny rozdział, jak zawsze z resztą. Po drugie momentami śmiałam się jak głupia i po trzecie Marelajn, hahahahahahahahahahahahahaha! :D
    no i ten, tego czekam na piąteczkę, mordko moja ♥
    (tak wiem, jestem MISTRZEM w komentowaniu, wiem, wiem!:D)

    OdpowiedzUsuń
  3. W sumie to nie wiem za bardzo co napisać xD Zajebiste :))
    średnio rozumiem jej zachowanie i jestem strasznie ciekawa co dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam i oczywiście jestem zachwycona. Ale denerwuje mnie Marcelina. Cóż ta dziewczyna wyprawia? Cudowny Stjernen chce z nią być, za wszelką cenę... A ona sądzi, że ten związek nie ma przyszłości. Ogarnij Marcelinę, Marcelino XD
    Żaneta powinna być lepszą przyjaciółką i częściej się odzywać :D

    OdpowiedzUsuń
  5. I jakby co to była Żaneta aka @xohilde
    Miało być 5 komentarzy, to jest XD
    kooocham Cię <3

    OdpowiedzUsuń