Był koniec kwietnia. Minęło sporo czasu, odkąd zerwałam kontakt z
Andreasem. Żyliśmy po swojemu, ani ja jemu, ani on mi się w nic nie mieszał.
Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że rzeczywiście mnie wyrzucili ze szkoły, a
przez całą tą sytuacje przeprowadziliśmy się do Leszna, bo przy okazji tato
znalazł tam dobrą pracę. Nie widziało mi się to za bardzo, no ale trudno. Na
szczęście nie musiałam iść do nowej szkoły, bo rodzice stwierdzili, że nie
opłaca mi się. Dziękowałam im za to, że nie musiałam przeżywać tego wszystkiego
od nowa. Tak, jak miałam w przypadku mojego poprzedniego miasta.
Okolica była piękna, nie powiem. Spokojna, taka czysta, mili ludzie.
Mieliśmy świetnych sąsiadów. Tak, zwłaszcza Ci Pawliccy. Mieli nas dzisiaj
odwiedzić, a ja oczywiście dowiedziałam się o tym 15 minut przed spotkaniem.
- Dzięki, że
dowiaduję się o wszystkim na końcu. – Powiedziałam ironicznie i włożyłam stertę
talezy do półki.
- Oj nie przesadzaj.
– Odpowiedziała mama. – Proszę, spróbuj się zachowywać normalnie, proszę Cię.
Wiem, że nie jest Ci łatwo, ale postaraj się.
- No przecież nie
zrobię wam Harlem Shake’u. – Odpowiedziałam i zaczęłam się śmiać.
- Coś Ci się stało
z twarzą. – Rzuciła nagle przerażona mama.
- Jezu Co? –
Wpadłam w panikę.
- Ty się
uśmiechasz. – Zmieniła ton i uśmiechnięta przytuliła mnie.
- Śmieszne. –
Burknęłam i objęłam ją.
Od bardzo długiego czasu przytuliłam moją mamę. Już zapomniałam jak to
jest, kiedy Twój rodzic takim zwykłym gestem pokazuje Ci, że jest przy Tobie i
będzie zawsze kiedy będziesz go potrzebował.
Puściłam ją i poszłam do pokoju się przebrać. Chciałam pokazać się z dobrej
strony i za razem być sobą. Nie chciałam udawać kogoś kim nie jestem. Leginsy,
wyglądające jak jeansy, biała bokserka i fioletowa koszula. Do tego czerwona
trampki, delikatny makijaż i byłam gotowa. Siedziałam na łóżku, kiedy
zadzwoniła Żaneta.
- Co jest bejbe? –
Zapytałam ucieszona.
- Hej, chciałam Ci
powiedzieć, że mam już skurcze. – Powiedziała trochę przestraszona. – Ale
spokojnie jestem w szpitalu, pod opieką.
- Jezu, serio? A
Tom jest z Tobą?
- Oczywiście, już
chyba od tygodnia. Szczerze to cholernie się boję. – Powiedziała cicho.
- Wierzę ci. Będzie
dobrze kochana. Dasz radę. – Pocieszałam przyszłą mamę.
- Dziękuję. Jesteś
kochana. – Odpowiedziała. – A co u ciebie? Jak przeprowadzka?
- Dobrze, nie jest
źle. Fajna okolica, zaraz mają wpaść do nas sąsiedzi i szczerze mówiąc trochę
się boję, ale mam nadzieję, że będzie w porządku. – Powiedziałam i podeszłam do
okna, by zobaczyć czy sąsiedzi nie idą. Akurat zbliżali się do naszego domu. – Idą
już.
- To ja kończę i
nie przeszkadzam.
- Przestań! –
Krzyknęłam do słuchawki. – Nie mam zamiaru kończyć, bo sąsiedzi idą. W ogóle
mam do Ciebie pytanie.
- Co jest?
- Wiesz może co z
Andreasem?
- Dlaczego Cię to
interesuje?
- Tak jakoś. Nie
będę suką i zainteresuję się moim byłym.
- Rozumiem. –
Odparła. – U niego chyba w porządku, ale z tego co wiem, to go Johaug w dupę
kopnęła. – Zaśmiała się.
- Serio?
- No tak. Trochę mi
go szkoda, ale wiesz. Wobec Ciebie zachował się jak idiota na sam koniec, więc
mi go nie szkoda.
- Ależ ty jesteś
wredna.
- Ja? Nie. Wydaje
Ci się.
- Biedny. Pewnie
teraz demoluje mieszkanie i nie daje jej żyć, bo kocha ją ponad życie. –
Nabijałam się z niego. Do pokoju akurat weszła mama i pokazała mi, że mam zejść.
- Teraz to ty
jesteś wredna.
- Wcale nie. –
Broniłam się. – Ja muszę już iść. Sąsiedzi przyszli. Jak już będzie po
wszystkim to daj znać. – Powiedziałam stojąc już w progu salonu. – Miłego
porodu, Panno Hilde. – Zakpiłam i popatrzyłam na chłopaka stojącego obok mojego
ojca. – Muszę kończyć, dupeczka na
horyzoncie. –Wyszeptałam i włożyłam telefon do kieszeni.
Stałam i starałam się uspokoić, bo takie spotkania zawsze przyprawiały mnie
o nerwy. Mama popatrzyła na mnie i widziała, że jestem skrępowana.
- Chodź do nas. –
Zawołała wesoło.
- Muszę? –
Zapytałam cicho robiąc krok do tyłu.
Oczywiście musiałam
się skompromitować na dobry początek, bo nie byłabym sobą. Wpadłam na chłopaka,
który stał za mną. Popatrzyłam na niego i pokręciłam głową. „Przecież on stał tam. Kurwa to bliźniaki.
Ja jebie” skwitowałam w myślach i zaczęłam przepraszać chłopaka.
- Nie chciałam na Ciebie
tak wejść, przepraszam. – Starałam się z siebie wydusić.
- Nic się nie stało. –
Odpowiedział chłopak i z uśmiechem wyciągnął dłoń w moją stronę. – Przemek.
- Marcelina. –
Odpowiedziałam i uścisnęłam jego dłoń.
Popatrzył mi w oczy.
Jego spojrzenie uspokajało. Szaro-niebieski kolor oczu chyba tak działał.
Trzymał moją dłoń jeszcze przez chwilkę i podprowadził mnie do reszty towarzystwa.
Na początek przywitałam się z jego mamą, ojcem i bratem. Jednak nie byli do
siebie aż tak podobni. Przemek był ładniejszy od Piotrka, mimo że byli
bliźniakami.
- Jak chcecie, to
chodźmy do mnie, przecież nie będziemy tutaj siedzieli. – Zaproponowałam.
- Dobry pomysł, tylko że
my się zaraz zmywamy, bo mamy spotkanie z kimś tam. – Odpowiedział Piotrek.
- Jutro jest. – Oburzył
się Przemek i popatrzył na brata.
- Dzisiaj idioto.
- Ja myślałem, że jutro.
- Myślenie nigdy nie
było Twoją mocną stroną. – Zaśmiał się Piotr.
Uśmiechnęłam się i
popatrzyłam na mamę. Uśmiechała się dosyć dziwnie. Odwróciłam wzrok w stronę
chłopców, w tym samym czasie, co Przemek w moją stronę. To było cholernie
krępujące.
- A może pójdziesz z
nami? –Zapytał cicho spoglądając mi w oczy.
- To nie dla mnie.
– Próbowałam się wymigać, ale moja mama oczywiście musiała się wtrącić.
- Idź, przynajmniej
się lepiej poznacie, zintegrujecie.
- Bardzo dobry
pomysł. – Potwierdziła mama chłopaków.
- Ale to jest zły pomysł.
Nie lubię takich imprez. Wystarczy, że teraz o mało Co mi serce ze strachu nie
wyskoczy. – Odpowiedziałam patrząc na kobiety. – A poza tym, nie mam w czym
iść.
- A ta czerwona
sukienka, co parę dni temu ją kupiłaś to co?
- „Kurwa dzięki mamusiu, nie pomagasz” Ale
w niej okropnie wyglądam. Jak schudnę to może wtedy ja założę, ale teraz
odpada. – Wymyślałam już przeróżne wymówki.
- Jak co zrobisz? –
Zapytał Piotrek.
- Schudnę.
- Weź, weź, weź!
Głupia jesteś! – Stwierdził Przemek.
- Nie jestem
głupia, tylko nawiedzona, ale jakichś nowych rzeczy dowiedzieć się o sobie
można. – Powiedziałam i zrobiłam minę typu „Not bad”.
- Nie o to chodzi.
Przecież masz świetną figurę, masz kobiece kształty. Chcesz wyglądać jak te
wieszaki na wybiegach? – Zapytał Przemek.
Razem z Piotrkiem popatrzyliśmy na niego zszokowani, ale uśmiechnięci.
Gdyby nie to, że miałam róż na policzkach, to zapewne byłoby widać, że robię
się czerwona ze wstydu. „Powiedz, że
chodzi ci o cycki i moją wielką dupę!” krzyknęłam w myślach i zerwałam się
nerwowo z kanapy, bo poczułam wibracje w kieszeni. Wszyscy na mnie popatrzyli
dosyć dziwnie, gdy przerażona popatrzyłam na to, kto dzwoni. To Tom. Modliłam
się, żeby nie chodziło o Żanetę.
- Tak? – Zapytałam
trochę wystraszona.
- Mam córkę! –
Wykrzyczał ucieszony.
- Na prawdę?! To
fantastycznie! Gratuluję! – Pogratulowałam z wielkim uśmiechem na twarzy. – Co
z Żanetą.
- Dobrze, już ją
szyją. Zaraz jak skończyłyście rozmawiać, to zaczęła rodzić. – Odetchnął z
ulgą. – Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę.
- Wierzę Ci Tom,
wierzę. Ej, ale mam nadzieję, że będę ciocią?
- Oczywiście! To
już z Żanetą uzgodniliśmy. – Odpowiedział. – A i jeszcze będziesz miała prawo
do wyboru imienia.
- Nie
przesadzajcie.
- Nie przesadzamy.
Po prostu postanowiliśmy tak i tak będzie.
- No dobrze, dam Ci
za jakiś czas znać… Chociaż. – Zawiesiłam głos. – Może być Amalia?
- Ładnie. – Zgodził
się Tom. – Zapytam Żanety jak ochłonie.
- No dobrze. Ja
musze kończyć, bo zaraz wychodzę. – Odpowiedziałam niepocieszona.
- No okej, ale
jeszcze przed tym, słyszałaś co z Vegardem?
- Co jest?
- Wybaczył Agacie i
są znowu razem, a Johaug…
- Tak, kopnęła
Andreasa. Żaneta mi już powiedziała. – Przerwałam mu.
- No to jak już
wiesz, to ja Ci nie przeszkadzam.
- Okej, ucałuj
Żanetę i moją niunię. – Poprosiłam i pożegnałam się z kolegą.
- Co się stało? –
Zapytał tato.
- Moja
przyjaciółka, ta Żaneta urodziła córeczkę. – Powiedziałam rodzicom i od razu
ugryzłam się w język
- Jakie dziecko, jaka
ciąża, jak… O co chodzi? – Wypytywała mama.
- Później Ci
wytłumaczę. Najważniejsze, że wszystko poszło okej.
- No dobrze.
- Po jakiemu ty
mówiłaś? – Zapytał Piotrek.
- Po Norwesku.
- Wow. – Skwitował
Przemek.
- W ogóle Tom i
Żaneta stwierdzili, że będę ciocią i mam wybrać imię dla ich córeczki. –
Pochwaliłam się i uparłam o parapet.
- Przecież ty nie
lubisz dzieci. – Zauważył tato.
- Tak, ale to
dziecko jest wyjątkiem.
- Możesz mi w końcu
wyjaśnić o co tu chodzi? Z tym Tomem, Żanetą, ciążą, tym, że tak świetnie
mówisz po Norwesku. – Wkurzyła się mama.
- Później. –
Zbywałam ją, bo nie chciałam wszystkiego opowiadać.
Rodzicielka pokręciła głową i wróciła do rozmów z sąsiadami. Chyba około 16
może 17 chłopcy wyszli. Przemek powiedział, że po mnie wpadnie i bezdyskusyjnie
mam z nim iść. Nie miałam już wyjścia.
Zaraz po tym poszłam do pokoju szykować się do wyjścia. Zastanawiałam się w
co mnie wciągnęli. Miałam nadzieję, że nie będzie źle i wszystko się dobrze
skończy. Tak jak już zaproponowała mama, wzięłam z szafy tą sukienkę o której mówiła. Nie wyglądałam najgorzej.
Włączyłam sobie Lanę Del Rey – „Summertime Sadness”, a słowa „ I got my red
dress on tonight” były tu jak najbardziej na miejscu. Czarne obcasy nawet do tego
pasowały. Na szczęście Przemek był wysoki, więc mogłam sobie pozwolić na takie
buty. Włosy ułożyłam do tyłu, polakierowałam, ciemniejszy makijaż,
podkreślający kolor oczu. Kiedy byłam gotowa stanęłam przed lustrem. „ Jak zrobić z siebie dziwkę w nie całą
godzinę! Boże, jak ja wyglądam?”
pomyślałam i zrobiłam sobie zdjęcie telefonem. Wrzuciłam na Twittera i
czekałam na opinię użytkowników. Jedni pisali, że wyglądam świetnie inni
podzielali moje zdanie. Większość opinii było pozytywnych więc pozostałam przy
tym ubiorze, jednak makijaż poprawiłam na delikatniejszy.
Nadeszła godzina wyjścia. Ubrana w czerwoną sukienkę do połowy ud i
odkrytymi plecami, siedziałam na krześle w kuchni i czekałam na Przemka. Mama bardzo
uważnie mi się przyglądała, więc zaczęłam się jej obawiać, ale kiedy chciała
coś powiedzieć, uratowało mnie pukanie do drzwi. To Przemek. Serce mi
przyspieszyło, nogi zaczęły trząść. Nie dość, że nie za dobrze dawałam sobie
radę w szpilkach to jeszcze on w garniturze doprowadzał mnie do takiego stanu.
Chłopak wszedł do korytarza i chyba go zamurowało, przyglądał mi się z takim
szokiem. Uśmiechnęłam się i bardzo
ostrożnie do niego podeszłam by móc się przywitać. Jak na złość zahaczyłam
obcasem o dywanik, ale Przemek uratował mnie przed kompromitującym upadkiem.
Kiedy byłam w jego ramionach, mama poszła po płaszcz.
- Pięknie
wyglądasz. – Wyszeptał chłopak.
- Dziękuję. –
Odpowiedziałam i wyciągnęłam rękę po płaszcz w tym samym czasie co Przemek.
Chłopak mnie wyprzedził i pomógł założyć okrycie.
- O której
będziecie? – Zapytała mama Przemka
- Nie wiem, zależy
ile to potrwa.
- No dobrze.
- Klucze masz? –
Zapytała moja mama.
- Tak, mam. –
Odpowiedziałam i podeszłam do drzwi.
- To dobrze, bawcie
się dobrze. – Powiedziały kobiety, a my wyszliśmy z domu.
Przemek podał mi dłoń,
żebym nie spadła ze schodków wejściowych. W sumie to by było bardzo możliwe, bo
chodzenie w obcasach nie było moją mocną stroną. Czułam się jak dama. „Boże Przemek staph! Przestań być
dżentelmenem i przestań tak ładnie pachnieć!” . Przemek poprowadził mnie do
samochodu, za którego kierownicą siedział jego brat.
Wsiadłam do samochodu, wewnątrz było ciepło, bo temperatura na zewnątrz nie
rozpieszczała. Mżawka, lekki wiatr i do tego niska temperatura. Bracia
siedzieli na przodzie, a ja sama z tyłu. Z telefonem w ręku siedziałam i
czekałam, aż Żaneta albo Tom się odezwą. Nie doczekałam się.
15 minut zajęło nam dojechanie na miejsce. Było sporo osób, ale starałam
się nie zwracać na siebie zbytniej uwagi choć wiedziałam, że to będzie trudne,
bo większość kobiet, które tu były, wyglądały elegancko, a nie kurewsko tak jak
ja. Kiedy złapałam za klamkę, Przemek już otwierał mi drzwi. On był
dżentelmenem, niesamowitym. Pomógł mi wysiąść, szczerze to czułam się jak ktoś
sławny. Spojrzenia wszystkich były zwrócone w naszą stronę. Przy Przemku
poczułam się jakoś pewna siebie. Przy wejściu stało sporo kumpli Piotrka i
Przemka. Przywitali się oni z nimi i weszliśmy.
Siedzieliśmy na sali, w której unosił się intensywny zapach lawendy.
Wnętrze przyozdobione niewielką ilością wiosennych kwiatów, na stołach świece,
porcelanowa zastawa. Światła delikatnie były przyciemnione, co powodowało, że
atmosfera była bardzo przyjemna. Było dosyć sporo osób. Sponsorzy, zawodnicy,
działacze i wiele innych osób. Mężczyźnie w garniturach, kobiety w
znienawidzonych przeze mnie sukienkach. Wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt,
że byłam tam najmłodsza, a wyglądałam na największą dziwkę.
- Jeszcze nie
miałem okazji Ci tego powiedzieć, ale świetnie wyglądasz. – Powiedział Przemek
i przysunął się do mnie bliżej, kiedy zbliżył się do nas fotograf.
- Dziękuję. –
Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do obiektywu.
- Nie będziemy
tutaj długo, obiecuję.
Tak oto, to „niedługo” zakończyło się po 4 godzinach. Około godziny 1 w nocy
opuściliśmy lokal. Nie wracaliśmy
samochodem, bo Piotrek chciał jeszcze zostać. Szliśmy spacerkiem, przestało
mżyć, była cisza, spokój, przyjemne powietrze. Tam na bankiecie ze sobą nie
rozmawialiśmy. No może trochę, ale dopiero w drodze powrotnej zaczęliśmy się
przed sobą otwierać.
- A o co chodzi z
tą koleżanką co urodziła?
- Długa historia. –
Zbywałam go.
- Mamy czas. –
Odpowiedział z tym rozbrajającym uśmiechem na ustach.
- Serio chcesz tego
słuchać?
- Gdybym nie chciał
to bym nie pytał.
- W sumie racja. –
Powiedziałam i westchnęłam głęboko. – Poznałam przez internet taką Żanetę.
Pojechałyśmy razem na skoki narciarskie. Tam poznałyśmy swoich idoli, Norwegów.
Zaczęłyśmy z nimi romansować. Ta Żaneta jest z Tomem i urodziła dziecko bo była
w ciąży. Ma 19 lat, zniszczyła sobie moim zdaniem życie, a jeszcze te matury
teraz ma. – Powiedziałam zbliżając się trochę do chłopaka.
- No trochę ma
przejebane dziewczyna, nie powiem, ale coś czuję, że ty też tam miałaś jakąś przygodę.
- W jakim sensie? –
Zapytałam. – To, że jestem gruba to nie znaczy, że jestem w ciąży.
- Nie o tym mówię.
– Zaśmiał się i również się do mnie zbliżył. – Chodzi mi o to, że pewnie tez
tam z kimś romansowałaś.
Serce mi stanęło. Nie
chciałam mu od razu o wszystkim opowiadać, ale sam najechał na ten temat. Skoro
mieliśmy się zintegrować to dlaczego miałabym mu nie powiedzieć.
Prawie pół drogi zajęło mi opowiadanie o Andreasie. Wszystko z siebie
wyrzuciłam. W niektórych momentach moje oczy wypełniały łzy. Ciężko mi się
opowiadało o tej miłości w czasie przeszłym. Przemek chyba to widział, bo w
pewnym momencie przerwał te wyznania. Dziękowałam wtedy Bogu. Później on zaczął
opowiadać mi o sobie. Najważniejsza rzecz – był wolny. Chociaż nie chciałam,
żeby to wszystko tak szybko się działo, to pozwoliłam mu na złapanie mnie za
rękę. To był taki dziwny impuls. Następną rzeczą jaką się dowiedziałam to to,
że był żużlowcem. Tak samo jego brat Piotr. Jeździli w tutejszym klubie Fogo
Unia Leszno. Już wiedziałam co będę robiła w weekendy. Przemek był bardzo
otwartą osobą. To było wspaniałe. Potrzebowałam z kimś pogadać.
Tak przyjemnie nam się rozmawiało, że nie wiedzieć kiedy znaleźliśmy się
pod moim nowym domem. Czułam się dziwnie, bo nie podobne do mnie było to, że
nie chciałam się z nim rozstawać. Tak, to dziwne, ale tak było. Przemek i ja
ciągle trzymaliśmy się za ręce. Oczy chłopaka lśniły w świetle latarni
ustawionych w pobliżu mojego domu.
- Dziękuję. –
Powiedziałam podchodząc do niego.
- Za co? – Zapytał
i położył drugą dłoń na tyle moich pleców.
- Za dzisiejszy
wieczór i tą rozmowę. Mam nadzieję, że jutro też się spotkamy.
- Nie musisz
dziękować. – Odpowiedział i przyciągnął mnie do siebie. – Spotkamy, obiecuję.
Uśmiechnęłam się i przytuliłam do niego na pożegnanie. Jego perfumy wciąż
były intensywne mimo, że staliśmy na zewnątrz. Ta cała sytuacja sprawiała, że
chciałam już jak najszybciej znaleźć się w domu, pójść spać i obudzić, by móc
się z nim spotkać. Miałam szansę się obudzić przy nim, bo okazało się, ze klucze
do jego domu zostały w samochodzie, a nie chciał budzić rodziców.
Zaprosiłam go do siebie, nie miałam innego wyjścia. Starliśmy się
zachowywać cicho, bo moi rodzice spali. W końcu po tylu godzinach zdjęłam te
niewygodne buty i z ulgą poszliśmy do mojego pokoju. Przemek przyglądał mi się
cały czas. Nie patrzyłam na niego, ale widziałam to w odbiciu lusterka
wiszącego nad toaletką. Delikatnie zaczęłam rozpinać sukienkę. Miałam nadzieję,
że na Przemku nie zrobi to wrażenia, ale jednak. Podszedł do mnie i zaczął mi
pomagać. Miałam 17 lat, a zachowywałam się jakbym miała z 20. To co się działo
było żałosne, ale nie potrafiłam mu się oprzeć. Bardzo delikatnie rozpiął moją
sukienkę, następnie zdjął swoją koszulę, nie był nie wiadomo jak zbudowany, ale
to sprawiało, że było w nim coś niesamowitego.
Po takich „podchodach” zgasiłam światło i położyłam się do łózka, Przemek
razem ze mną. Nie odzywaliśmy się do siebie. Leżeliśmy w kompletnej ciszy. Cały
czas chciało mi się śmiać, ale starałam się zgrywać poważną.
- Dobranoc. –
Wyszeptał chłopak i odwrócił się w moją stronę.
- Kolorowych snów.
– Odpowiedziałam i również odwróciłam się w jego stronę.
Przysunęłam się do
Przemka, ten nie wiedzieć dlaczego, pocałował mnie w czoło i oboje ucichliśmy i
zasnęłiśmy.